fot. Copernicus - Akademia Michała Kwiatkowskiego

W poniedziałkowe popołudnie w sercu Torunia odbyła się gala podsumowująca sezon 2023, a także 10 lat istnienia Copernicus – Akademii Michała Kwiatkowskiego. Na miejscu nie mogło zabraknąć jej honorowego założyciela, z którym porozmawialiśmy m.in. o:

  • historii tego projektu
  • motywacji do uprawiania kolarstwa
  • aktywnościach posezonowych
  • spotykaniu się z polskimi kibicami

Przed Państwem pierwsza część wywiadu z Michałem Kwiatkowskim, która opowie o Copernicusie, a także wielu zagadnieniach wokół sportu zawodowego. W drugiej części, na którą polecamy poczekać, będzie więcej o sezonie 2023, w tym przede wszystkim pamiętnym triumfie podczas Tour de France na Grand Colombier czy o Tour de Pologne. Tymczasem zaczynajmy!

Spotkaliśmy się z okazji 10-lecia Akademii Copernicus, którą trzeba przyznać zakładałeś bardzo młodo. Jak się czujesz obserwując to swoje dorastające dziecko?

Założyłem Akademię zanim jeszcze doczekałem się dzieci i dzięki temu miałem na nią czas, więc chyba przyszło to w bardzo dobrym momencie. Czułem potrzebę, by podtrzymać kolarską tradycję w Toruniu, ewidentnie środowisko potrzebowało takiego bodźca. Wspólnie z moimi byłymi trenerami i zaprzyjaźnionymi osobami mogliśmy zrobić coś od nowa, a wydaje mi się, że kolarstwo w Polsce tego potrzebuje. Wiele klubów w naszym kraju nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości social mediów, przy tak mało komercyjnej dziedzinie, jaką jest sport dzieci. Tu trzeba się starać zupełnie inaczej, by pozyskać sponsorów… Takie czasy.

Jak oceniasz zatem z perspektywy lat kierunek rozwoju akademii sygnowanej Twoim nazwiskiem? To jest to o czym myślałeś gdy zakładaliście ten projekt?

Mieliśmy być przystanią dla osób, które chcą się rozwijać w sporcie i wsparciem dla trenerów, by podążali za tym co dzieje się w kolarstwie – mam tu na myśli trendy, nowinki techniczne. Myślę, że w naszej akademii to się dzieje. To jest najlepsze miejsce dla młodego człowieka by móc się rozwijać, by być w kolarstwie i zwyciężać.

Zakładając akademię jako 23-latek myślałeś o tym, że trzeba działać czy skąd się wziął taki pomysł?

Główną motywacją była potrzeba toruńskiego środowiska. Trzeba było wnieść świeżość, zrobić coś innego, zaprosić nowe osoby na rower, zapewnić im środki i możliwości, by nie rezygnowały po dwóch treningach, tylko widziały wizję rozwoju. Pozostając w bardzo dobrym kontakcie z moimi byłymi trenerami, zbudowaliśmy ambitny projekt, z którego możemy być dumni.

Myślisz, że powstanie Copernicusa pozytywnie wpłynęło także na inne polskie drużyny?

Z pewnością byliśmy przykładem dla wielu klubów. Wiele osób przyjeżdżało do nas, aby podpatrzeć jak to funkcjonuje. Mamy tu Szkołę Mistrzostwa Sportowego, Copernicus ma w swoich szeregach zawodników z całej Polski, jesteśmy więc przystanią dla każdego, kto chce się rozwijać w toruńskiej szkole.

Mówimy dużo o młodzieży, ale jednak dziś możesz już na nią patrzeć z nieco innej perspektywy – doświadczonego kolarza „starej daty”, który dużo trenuje, a po sezonie ma czas na rozprężenie. Mam tu na myśli chociażby wczorajszą wypowiedź Gerainta Thomasa o chodzeniu do pubu. Podoba Ci się kierunek zmian kolarstwa czy jednak uważasz, że gdzieś zaczyna brakować tego rozgraniczenia na linii sport – życie?

A może po prostu dużo więcej w tych czasach wiemy o tym co dzieje się w „offseasonie”? Jeśli G [Geraint Thomas – przyp. red.] mówi w mediach, ile dni był w pubie, a ile nie był, to ta informacja błyskawicznie obiega świat. Bo to dla social mediów chwytliwe, atrakcyjne. Kiedy nie było społecznościówek, wywiad zostawał w jednej gazecie, w jednym radiu i docierał do ograniczonego grona. Teraz mamy Stravę, Facebooka, Instagrama i nagle każdy wie jaki kolarz gdzie jest i co robi w danym momencie. Śledzą to media, kibice. Są tego dobre i złe strony, ale myślę że nawyki kolarzy się nie zmieniły. Po prostu teraz są bardziej widoczne.

Ty ostatnio zdecydowałeś się na maraton z żoną. Skąd taki pomysł?

To był prezent dla mojej żony. Już rok temu. Miała pobiec swój pierwszy maraton właśnie w Nowym Jorku. Musieliśmy to jednak odwołać, bo w trakcie biegu byłaby w 5 miesiącu ciąży i uznaliśmy ten pomysł za zbyt ryzykowny. Przesunęliśmy więc akcję na następny rok. I choć niełatwo to było pogodzić z opieką nad dwójką dzieci, to Agata podjęła rękawicę. Ogromny szacunek dla niej. To był fantastyczny wypad. Cieszę się, że mogliśmy to przeżyć razem.

To bieganie to jest takie czyszczenie głowy w offseasonie?

Trochę tak, ja lubię odskakiwać od roweru szosowego i zajmować się czymś innym. Każdy ruch ma pozytywny wpływ na formę, dbanie o wydolność. Nie trzeba się zamykać tylko na szosę, tak samo działa gravel, MTB czy inne dyscypliny. Bieganie sprawia mi przyjemność, moja żona też to robi, więc jak możemy potrenować wspólnie, to dodatkowo miło spędzamy czas. Jest to odskocznia od codzienności.

Mówisz gravel, MTB – to wszystko jest rekreacja czy gdzieś myślisz o tym pod kątem przyszłości?

Tak, to są tylko inne bodźce. Po tylu latach jestem w jakiś sposób uzależniony od sportu, a wiadomo, że jak się człowiek trzyma tylko jednej dyscypliny, to ta monotonia może zabić. Kolarstwo na szczęście jest o tyle fajne, że powtarzalność jest mniejsza, każdy trening przynosi coś innego i to nie jest – na przykład – odbijanie się od ściany do ściany na basenie. U nas każdy trening, w różnych zakątkach świata czy Europy, wygląda inaczej, zawsze można próbować czegoś nowego.

Padł temat braku monotonii. Właśnie takowa często jest podawana przez młodych zawodników jako coś, co ich odpycha od kolarstwa – bo to długie godziny spędzone na rowerze, w kółko na tych samych trasach. Co zatem sprawia, że Ty tej monotonii nie dostrzegasz?

Staram się pozytywnie patrzeć na świat i wolę spoglądać na niego z perspektywy innych dyscyplin, gdzie sportowcy mają gorzej, trudniej. Kolarstwo daje sporą frajdę i wybór. Jesteśmy w pewnym sensie panami swojego losu, szczególnie zawodowe uprawianie kolarstwa pozwala na podejmowanie przeróżnych decyzji. Mowa o urozmaicaniu treningu, poznawaniu nowych miejsc, bodźców, ćwiczeniu w grupie i tak dalej. Wiadomo, że młodzi kolarze są bardziej zamknięci – w strukturach szkoły i zgrupowań, ale to wciąż nie jest to, co przynoszą inne dyscypliny sportu, jeśli chodzi o monotonię. Kolarstwo to moim zdaniem jeden z najciekawszych sportów, jaki można uprawiać.

Pozostając w tym temacie – takim oderwaniem będzie dla Ciebie start w Owocowym Przełaju [18 listopada, sobota, Laskowice Pomorskie – przyp. red.]?

Tak, spotykam tam mnóstwo fajnych osób, jak co roku. Przyjemnie jest spędzić czas w luźnej atmosferze przy okazji jazdy na rowerze. Startują zawodnicy Copernicusa, są trenerzy, wielu moich przyjaciół, rodzina. Wiecie, dla mnie spotykanie się z kibicami podczas Tour de Pologne, gdzie ja chcę walczyć o zwycięstwo, jest trudne, po prostu nie mam dla nich czas. Na drugim biegunie jest właśnie Owocowy Przełaj, gdzie faktycznie mogę sobie pozwolić na wszystko, gdzie nie mam barier, potrzeby oddzielania się od widzów. Bo nie skupienie jest najważniejsze i nie wynik. Czuję się tam jak ryba w wodzie, oby więcej takich wydarzeń. W tym roku pojechaliśmy z Agatą na Eroicę i tam również czułem się świetnie, tam można się bawić i cieszyć rowerem. Będąc na Tour de France, Tour de Pologne i innych ważnych wyścigach, to wiem z perspektywy kibica spotkanie mnie może być trudnym doświadczeniem. Bo jestem skupiony, nie mam czasu, każda minuta wypoczynku ma dla mnie znaczenie. Polecam fanom kolarstwa wybierać te luźniejsze imprezy, na pewno nikomu nie odmówię zdjęcia czy rozmowy.

Czyli z wiekiem zmieniłeś się i bardziej doceniasz czas wolny?

Może nie tyle coś się zmieniło, co po prostu mając mniej czasu, bardziej doceniam te momenty, gdy mogę wyluzować, zwolnić. To jednak nie tylko kwestia kolarstwa, mam po prostu dużo więcej obowiązków życiowych.


To nie koniec naszej obszernej rozmowy z Michałem Kwiatkowskim, ale druga połowa dotyczyła zupełnie innej tematyki toteż wypatrujcie jej na naszym portalu. Tam poruszyliśmy takie wątki jak wygrana naszego gwiazdora podczas Tour de France, ślady, jakie zostawiły wypadki czy różnice międzypokoleniowe w peletonie.

W Toruniu z Michałem Kwiatkowskim rozmawiali Jakub Jarosz i Kacper Krawczyk.

Poprzedni artykułKoniec GCN+. Warner Bros. Discovery zamyka usługę
Następny artykułNaszosowe podsumowanie sezonu 2023: Najciekawsi kolarze z drużyn ProTeams
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Marcraft
Marcraft

Kolarstwo to podobnie jak pływanie jedna z ciekawszych dyscyplin. W pływaniu można próbować różnych styli (dokładnie czterech), a w kolarstwie można jechać przygarbionym lub prosto. Jeśli chodzi o krajobrazy, to tutaj kolarstwo ma sporą przewagę nad pływaniem. Ciekawsze jest też to, że w kolarstwie jest wielu rywali, co daje dużo możliwości taktycznych. No i sprzęt jest też bardziej wypasiony.

charemski
charemski

Dodałbym jeszcze, że zarówno w pływaniu jaki i w kolarstwie występuję nawrót. Np. Maciej Bodnar wielokrotnie wygrywał MP w TT po spektakularnych nawrotach. Kolarstwo ma jednak dodatkową przewagę: oprócz nawrotów, istnieją podjazdy i zjazdy.
Co nie zmienia faktu, że nominowanym w plebiscycie Przeglądu Sportowego jest wicemistrz świata w pływaniu, a nie mistrzyni świata w kolarstwie.

Kleksnaspodniach
Kleksnaspodniach

Po co młodzi mają trenować w tym kraju? Jak ten syf nie ma żadnej przyszłości, tyczy się to każdego sportu. No może oprócz kopanego flaka.