Team Sky / teamsky.com

Z czym kojarzymy Michała Kwiatkowskiego? Zapewne większość z nas ze świetnymi występami w pagórkowatych klasykach, jazdą na legendy w górach i niezłymi czasówkami. Świetna jazda po bruku z pewnością nie jest na pierwszym planie. Lecz i tu “Kwiato” miał swój wielki moment.

Paradoksalnie, moment ten nastąpił w jednym z jego gorszych sezonów. Dwa lata po swoim mistrzostwie świata z 2014 roku Polak przeszedł do Team Sky i pierwsze 12 miesięcy było w jego wykonaniu… nieprzekonujące. Częściej niż o jego wielkich sukcesach mogliśmy wówczas przeczytać o kolejnych niepowodzeniach. Nieudana seria ardeńskich klasyków, kłopoty zdrowotne i wynikający z nich brak powołania na Tour de France, zawód na Tour de Pologne i całe mnóstwo nieukończonych wyścigów… 

Nasz rodak zdecydowanie miał powody, by swój pierwszy rok w barwach ekipy Dave’a Brailsforda uznać za relatywnie kiepski. Czy jednak to wszystko można skwitować po prostu stwierdzeniem: “Początki bywają trudne”? Zdecydowanie nie. Wszystko dlatego, że akurat pierwsze tygodnie w nowym zespole miał bardzo udane. Rozpoczęcie sezonu na Majorce? Drugie miejsca w Trofeo Serra Tremuntana i Trofeo Pollenca – Port de Andratx. Tirreno-Adriatico? Niezłe 8. miejsce. No a potem przyszły bruki…

Czas nowych wyzwań

Do kampanii brukowej 2016 Kwiatkowski przystępował z bardzo skromnym doświadczeniem, jeśli chodzi o jazdę po tego rodzaju nawierzchni. Owszem, rok wcześniej zajął 4. miejsce w Dwars door Vlaanderen, ale wówczas wyścig nie cieszył się takim prestiżem, jak dziś – nie tylko dlatego, że nie był częścią World Touru. Jeśli zaś chodzi o najważniejsze sprawdziany dla brukowców – Omloop Het Nieuwsblad, E3 Harelbeke, Gandawa-Wevelgem, Ronde van Vlaanderen i Paryż-Roubaix, w wyścigach tych albo nie startował w ogóle, albo wyłącznie okazjonalnie i bez sukcesów.

Występy Michała Kwiatkowskiego w monumentach do rozpoczęcia sezonu 2016
Rok Omloop Het Nieuwsblad E3 Harelbeke Gandawa-Wevelgem Ronde van Vlaanderen Paryż-Roubaix
2011 75. DNF
2012 41.
2013 82. DNF 40.
2014
2015

 

Jednak już od pierwszych tygodni przygotowań Kwiatkowskiego do pierwszego sezonu w nowych barwach mówiło się, że stan ten niebawem ulegnie zmianie. “Kwiato” już w grudniu wziął udział w rekonesansie trasy Ronde van Vlaanderen, a niedługo później media zaczęły spekulować, że zastąpi on w roli lidera na północne klasyki Gerainta Thomasa, który planował zmniejszyć liczbę startów w wiosennej kampanii, by lepiej przygotować się do Tour de France.

Kwiatkowski>Sagan

Ostateczna decyzja zespołu była taka, że północna kampania Kwiatkowskiego ograniczy się do dwóch startów. Pierwszym z nich miało być E3 Harelbeke. I choć Polak znalazł się w dość nowej dla siebie sytuacji – po raz pierwszy w karierze został prawdziwym liderem swojego zespołu na bruki (nic dziwnego, skoro w Quick Stepie musiał rywalizować o to miano m.in. z Nikim Terpstrą, Zdenkiem Stybarem i Tomem Boonenem), to dość szybko mógł doświadczyć déjà vu.

Może i okoliczności terenowe się zmieniły, ale przebieg wyścigu mógł się wydawać dziwnie znajomy. Choć na liście startowej wyścigu byli niemal wszyscy liczący się brukowcy, z Tomem Boonenem i Fabianem Cancellarą na czele, to szybko w rolę głównych bohaterów wskoczyli… Sagan i Kwiatkowski. Tak, jak za czasów, gdy obaj ścigali się w juniorach młodszych. Tak jak w juniorskim Wyścigu o Puchar Prezydenta Miasta Grudządza 2007. Tak jak w Strade Bianche 2014, wymieniona dwójka wyraźnie odjechała reszcie.

Tym razem wydarzyło się to na 31 kilometrów przed metą, a więc jeszcze szybciej, niż wtedy na Białych Drogach. Jako pierwszy ruszył Kwiatkowski, do którego momentalnie przykleił się Sagan. I choć przez moment na ich kołach siedzieli dwaj kolarze Etixx-Quick Step, to w starciu z dwójką 26-latków okazali się bezsilni. Zarówno wtedy, jak nieskutecznie próbowali utrzymać ich tempo, jak i później, gdy do pogoni na czoło peletonu wysłali nawet samego Nikiego Terpstrę. Nic to jednak nie dało. Kwestię zwycięstwa rozstrzygnęła między sobą ta dwójka. I ku uciesze polskich kibiców mocniejszy na finiszu, dość niespodziewanie, okazał się Kwiatkowski, który, choć teoretycznie wolniejszy, wykorzystał to, że Sagana wyraźnie wyczerpały trudy wyścigu.

– Byłem dzisiaj bardzo zmotywowany i dałem z siebie wszystko. Byłem perfekcyjnie chroniony przez kolegów, Ian Stannard zawsze był przy mnie, pięknie pracował też Peter Kennaugh – mówił po wyścigu, który zapowiadał, że polskie emocje mogą czekać nas również tydzień później, na Wyścigu Dookoła Flandrii.

Polak rozdaje karty

– W ten weekend w Belgii było nadzwyczaj ciepło. Kwietniowe słońce spowodowało, że na trasę wyścigu przybyły tłumy kibiców. Przy Oude Kwaremont ustawili się w aż sześciu rzędach. Nie było tam ani kawałka wolnego miejsca… –  w taki sposób opisał w swojej książce: “Mój świat” Peter Sagan okoliczności, w jakich przyszło się ścigać kolarzom w kolarską Wielką Niedzielę (ta prawdziwa miała miejsce tydzień wcześniej). 

Piękna pogoda, która z reguły wywołuje dobry nastrój, mogła wyłacznie spotęgować optymizm polskich kibiców przed Flandryjską Pięknością. A to, co działo się na trasie, długo odpowiadało naszym oczekiwaniom. Oto bowiem powtórzyła się sytuacja z E3 Harelbeke. Znów na około 30 km przed metą na atak zdecydował się Michał Kwiatkowski, a za nim momentalnie ruszył Peter Sagan. Ruch nierozłącznej dwójki tym razem mógł dziwić, gdyż tym razem, w którym było… płasko.

– Już na Taaienbergu, gdzie Sagan i Cancellara przyspieszyli, nie byłem w stanie jechać na sto procent. Właśnie dlatego zdecydowałem się odjechać przed przejazdem przez Kwaremont i Paterberg. Wiedziałem, że Fabian byłby na Kwaremoncie najsilniejszy. Wyciągając wnioski z poprzednich edycji wiedzieliśmy, że był tam w stanie samodzielnie odskoczyć. Z tego powodu był to mądry ruch

tłumaczył swój niecodzienny ruch “Kwiato”. Ta przemyślana strategia opłaciła się, nawet mimo tego, że początkowo Słowak nie chciał pracować:

– Co zupełnie zrozumiałe Kwiato chciał się ze mną zamienić miejscami, żebym teraz to ja trochę pociągnął jego, tylko że ja jakoś nie byłem przekonany, że mógłbym na tym cokolwiek zyskać. W ostatnich, nerwowych momentach ważnych wyścigów nigdy nie brakuje niepewnych i szarpanych ataków, a ja nie chciałem tracić sił bez sensu. Gdy po chwili do przodu ruszył i dołączył do nas Sep Vanmarcke, popatrzyliśmy po sobie i we trzech podjęliśmy zgodną decyzję: pracujemy!

– opisywał później w swojej książce. Sep Vanmarcke, Peter Sagan, Michał Kwiatkowski. Tak wyglądał skład odjazdu, który z każdą chwilą wydawał się mieć coraz większe szanse na końcowy sukces.

Kwiatkowski zaskakuje Sagana

Trójka faworytów utrzymywała mocne tempo. Przejechali wspólnie Kruisberg i po zaledwie 8 kilometrach współpracy zdołali dogonić ucieczkę dnia i wyrobić sobie 40-sekundową przewagę nad peletonem, co musiało napawać optymizmem. Po chwili dotarli się do słynnej sekwencji Kwaremont-Paterberg – jak zwykle uznawanej za kluczowy moment wyścigu.

I już na pierwszym z podjazdów stało się to, co stać się musiało – Sagan przyspieszył, chcąc pozbyć się dogonionych przed chwilą uciekinierów dnia. W tamtym momencie na jego kole znajdował się jeszcze Kwiatkowski, ale po chwili… – Wydarzyło się coś niespodziewanego. Kwiato, który zapoczątkował ten atak i jechał dotąd bardzo agresywnie, zaczął zostawać z tyłu – opisywał później Sagan. 

Zaczęło się niewinnie – “Kwiato” stracił pozycję tuż za Słowakiem na rzecz Seppa Vanmarcke. Niestety po chwili okazało się, że nie jest w stanie utrzymać koła Belga i zaczął tracić kolejne metry. Został z tyłu razem z kolarzami, którzy spędzili poprzednie kilka godzin jadąc w ucieczce dnia. Polaka i resztę gromady, jeszcze na Kwaremoncie, dogonił kontrujący wściekle Fabian Cancellara, a później kolejni zawodnicy. Ostatecznie zakończył zmagania na 27. miejscu.

– Nie byłem dzisiaj w stanie zrobić nic więcej. Z moją dzisiejszą dyspozycją to było maksimum. To rozczarowujące, że nie miałem dzisiaj dnia. Razem z Team Sky celowaliśmy dzisiaj w zwycięstwo. G [Geraint Thomas, dla którego tamto De Ronde było ostatecznie jedynym startem z serii północnych klasyków – przyp. B.K.], Luke ja i Ian, wszyscy o to walczyliśmy, ale inni okazali się mocniejsi – mówił po wyścigu Polak.

Epilog

Pomimo końcowego rozczarowania, tamten dyptyk w wykonaniu Kwiatkowskiego mógł napawać optymizmem. Polak wciąż był stosunkowo młodym kolarzem. W poprzednich akapitach nazywaliśmy go 26-latkiem, jednak tak naprawdę 26 lat skończyć miał dopiero w czerwcu. Pomimo braku wielkiego doświadczenia na brukach, i tak zdołał wygrać świetnie obsadzone E3 Harelbeke oraz rozpocząć atak, który wyłonił zwycięzcę i trzeciego zawodnika Ronde van Vlaanderen (mimo, jak mówił, “słabej nogi”). 

Niestety, choć od tego czasu minęło 8 lat, a Michał Kwiatkowski wciąż notuje dobre wyniki w kolejnych wyścigach, to gwiazdą bruków nie było mu dane zostać. Flandryjską piękność przejechał jeszcze dwukrotnie – za każdym razem bez powodzenia, a i w pozostałych północnych klasykach nie błyszczał. Okazało się, że to, co wydarzyło się wiosną 2016 było może i intensywnym, ale jedynie przelotnym romansem z brukami.

Poprzedni artykułGran Premio Miguel Indurain 2024: Brandon McNulty z pięknym triumfem
Następny artykułKoronacja czy rezurekcja?– zapowiedź Ronde van Vlaanderen 2024
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Lukasz
Lukasz

Panie Bartku co miał Pan na myśli pisząc o jeździe na legendy w górach?

Tomasz
Tomasz

Tomasz

Alek
Alek

też musiałem o tych legendach fragment przeczytać kilka razy, żeby zrozumieć o co chodzi 😉

Pedro
Pedro

Chris Froome legendą ? To kim byłby wg tego języka Alejandro Valverde ? Bogiem ??Nie przesadzajmy, legendy to podając za Danielem Marszałkiem
1. EDDY MERCKX (B) [1965-78]:
2. BERNARD HINAULT (F) [1975-86]
3. SEAN KELLY (IRL) [1977-94]
4. JACQUES ANQUETIL (F) [1953-69]:
5. FRANCESCO MOSER (I) [1973-88]
6. GINO BARTALI (I) [1934-54]:
7. FELICE GIMONDI (I) [1965-78]
8. JOOP ZOETEMELK (NL) [1970-87]
9. FAUSTO COPPI (I) [1939-59]
10. ROGER De VLAEMINCK(B) [1969-87]
Dla młodego pokolenia które nie zna historii legendami będą za chwilę Pogacar, MVDP, Roglic czy Remco Evenepool bo wygrali po kila wyścigów i są na Fb czy X.

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Pedro

7 z 10 wymienionych przez Pana „legend” ścigało się jednocześnie w latach 1977-78. To sugeruje, że po prostu lista pochodzi od osoby, która miała sentyment głównie do tamtych czasów. Czy Chris Froome jest legendą? Oczywiście, że to subiektywna sprawa, ale nikt nie wygrał w ostatnich dekadach (według oficjalnych tabel) tyle razy Tour de France co on, co chyba jednak jest dość ważnym osiągnięciem, nieprawdaż?

Pedro
Pedro

Panie Jakub Jarosz:
Ta dzisiejsza młodzież, ręce opadają gdy widzę Pana brak rzetelności „dziennikarskiej 🙁 Płakać się chce że tacy ludzie jak Pan dostarczają wiedzę 🙁
Po pierwsze:
To że kilku kolarzy jeździło wspólnie przez dwa sezony świadczy o wysokim poziomie kolarstwa w tamtych czasach, dlatego rodziły się wtedy prawdziwe legendy.
Po drugie:
Jaki sentyment:
” Zasady punktowania są proste: do zestawienia liczone są najważniejsze wyścigi z proporcjonalnie do ich znaczenia dobraną ilością możliwych do zdobycia punktów. W związku z tym, porównanie dokonań mistrzów z przeszłości z obecnymi herosami staje się w miarę obiektywne”
https://portal.bikeworld.pl/artykul/sport/swiat/1407/ranking_kolarza_wszechczas_ow
Po trzecie:
„Czy Chris Froome jest legendą? Oczywiście, że to subiektywna sprawa, ale nikt nie wygrał w ostatnich dekadach (według oficjalnych tabel) tyle razy Tour de France co on, co chyba jednak jest dość ważnym osiągnięciem, nieprawdaż?”
Ważnym jest, ale przygotowywanie się do jednego i jedynego wyścigu w roku jest zwyczajnie słabe. Dlatego Froome nigdy nie zostanie legendą.
Tym bardziej że wygrał TdF tylko cztery razy a jest czterech kolarzy, którzy wygrali Tour de France pięć razy: są to Jacques Anquetil, Eddy Merckx, Bernard Hinault i Miguel Indurain.
I proszę nie pisać bzdur że zaliczani są oni do legend z sentymentu.

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  Pedro

Tak, Chris Froome przygotowywał się tylko do jednego wyścigu, dlatego ma w swoim dorobku także Giro d’Italia i La Vueltę, co czyni go jednym z 7 w historii z takim osiągnięciem.

Poza tym widzę, że moja opinia to brak rzetelności, Pana jest za to „w miarę obiektywna”, bo opiera się na rankingu premiującym zupełnie inne czasy w kolarstwie. Cóż, każdy moim zdaniem ma prawo do swojej i tyle.