Ostatni sezon pokazał, że Jonas Vingegaard jest najlepszym wielkotourowym kolarzem na świecie. Jednak zdaniem jego wielkiego rywala – Tadeja Pogacara, Duńczyka stać na jeszcze więcej.
Przypomnijmy, że Słoweniec, który w najważniejszym wyścigu kolarskim na świecie przegrał ze zwycięzcą z Kościeliska, jest obecnie uważany za najbardziej wszechstronnego kolarza na świecie (albo jednego z dwóch najbardziej wszechstronnych, obok Wouta Van Aerta). Potrafi sobie radzić w zasadzie w każdym terenie – na szutrach, brukach, w górach, na czasówkach, a do tego dysponuje niesamowitym przyspieszeniem na ostatnich metrach.
Jego batalie z Mathieu van der Poelem podczas dwóch ostatnich edycji Ronde van Vlaanderen zrobiły wielkie wrażenie na obserwatorach. Zwłaszcza ta z tego roku – w końcu Pogacar stał się jednym z trzech kolarzy, którzy w swojej karierze wygrywali zarówno Tour de France, jak i „Flandryjską Piękność”. Jak się jednak okazuje, sam Słoweniec uważa, że jego wyczyn wcale nie jest tak wyjątkowy, jak mogłoby się wydawać, a do niego, Louisona Bobeta i Eddy’ego Merckxa już wkrótce może dołączyć kolejny kolarz.
– Pamiętam, że po przedostatnim etapie Touru rozmawialiśmy o naszych programach i powiedziałem mu, że jeśli będzie jeździł tak, jak podczas tego wyścigu, spokojnie może wygrać „Flandrię”. Jest silny, raczej eksplozywny… naprawdę, jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wygrywa większość klasyków. Oczywiście głównie tych ardeńskich i włoskich, ale moim zdaniem we „Flandrii” też może powalczyć.
U Vingegaarda to by się mocniej odbiło na innych wyścigach, niż u Pogacara.
Pogacar go podpuszcza
Pewnie, że może wygrać. Tylko po co?! Nie są to ważne wyścigi. Dla niego Tour jest najważniejszy. Reszta to treningowa zabawa.