fot. Clasica San Sebastian

Grand Prix Cycliste de Montréal jest jak przystojniejszy brat wyścigu, który przedwczoraj rozgrywany był na ulicach Quebecu: powstał z bliźniaczo podobnego przepisu, ale wygląda lepiej, dostarcza więcej rozrywki i fajniejsi ludzie pragną grzać się w jego blasku. Przekładając to już na język czysto kolarski, posiada atrakcyjniejszą i bardziej wymagającą trasę, która częściej doprowadza do ekscytującej rozgrywki na finałowej rundzie. O zwycięstwo w 12. edycji drugiego z kanadyjskich klasyków walczyć będą między innymi Mattias Skjelmose, Tim Wellens, Matej Mohoric, Marc Hirschi, Neilson Powless, Adam Yates, Christophe Laporte i Michał Kwiatkowski.

W połowie ubiegłej dekady wydawało się niemal pewne, że to napędzany słońcem znad zachodniego wybrzeża, tamtejszym luzem i popularnością Petera Sagana Tour of California stanie się pierwszym północnoamerykańskim wyścigiem rangi World Touru. Kalifornijską impreza, jak wiele innych etapówek rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych, szybko przegrała jednak w starciu z chłodnymi kalkulacjami, podczas gdy kanadyjskie klasyki skutecznie opierają się niesprzyjającym warunkom i dalej kwitną.

Pierwsze edycje Grand Prix Quebecu i Montrealu nie zyskały dużego rozgłosu czy zainteresowania największych gwiazd peletonu, jednak w odniesieniu do nich bardzo szybko zastosowanie znalazło jedno z najbardziej trafnych anglojęzycznych powiedzeń: timing is everything. Dogodny wrześniowy termin wraz z wzorowym przygotowaniem pod kątem organizacyjnym i nawiązującą do pagórkowatych klasyków trasą odmieniły niekorzystną sytuację i sprawiły, że kanadyjskie wyścigi jednodniowe stały się ulubioną formą przygotowań do mistrzostw świata dla wszystkich tych zawodników, którzy nie ścigają się w tym czasie na hiszpańskich szosach.

W tym sezonie, rzecz jasna, wyścigi te wyrwane zostały z typowego dla nich kontekstu, ale zbudowana w ciągu trzynastu lat renoma okazała się wystarczająca, by zachęcić do przyjazdu do Ameryki Północnej wiele przyciągających uwagę mediów nazwisk.

Na papierze rozgrywany w niedzielę Grand Prix Cycliste de Montreal jest tym trudniejszym z kanadyjskich klasyków, czego potwierdzeniem jest lista jego zwycięzców, zawierająca takie nazwiska jak Robert Gesink, Rui Costa, Tim Wellens czy Tadej Pogacar. Znajdujące się na trasie podjazdy są bardziej wymagające od tych pokonywanych w Quebecu, co sprzyja większej selekcji, choć umiejscowienie kluczowego z nich na początku rundy do pewnego stopnia redukuje jego wpływ na końcowy wynik rywalizacji. Sprinterzy zazwyczaj nie mają w Montrealu czego szukać, ponieważ nawet najbardziej zachowawcze edycje imprezy owocowały dotąd pojedynkami szybkich specjalistów od ardeńskich klasyków, podczas gdy te najcięższe otwierały drogę do zwycięstwa góralom.

Trasa

O ile przebieg pierwszego aktu kanadyjskiego dyptyku wydaje się wykuty w kamieniu, Grand Prix Cycliste de Montréal w ostatnich latach niepostrzeżenie się rozrósł, licząc obecnie 221,4 kilometra i aż 4124 metry przewyższenia. Właściwemu spojrzeniu na tego rodzaju statystyki zazwyczaj służy odpowiedni punkt odniesienia, jakim w tym przypadku będą najcięższe pod kątem wspinaczki duże wyścigi jednodniowe kalendarza: Liege-Bastogne-Liege i Il Lombardia. Na dystansie dłuższym o ok. 30 kilometrów, przewyższenie wynosi w nich odpowiednio 4443 i 4852 metry.

Na przestrzeni kilku ostatnich sezonów odrobinę zmieniła się także charakterystyczna dla tej imprezy runda, której długość wynosi obecnie 12,3 kilometra. Niezmiennie wiedzie ona przez tereny zielone w środkowej części miasta, gdzie znajdują się między innymi Uniwersytet Montrealski, Politechnika i miejsca pamięci, ale poprowadzenie trasy innymi ulicami w jej północnej części pozwoliło dodać jeszcze jeden niewielki podjazd – znacznie bliżej mety na Avenue du Parc.

Wspinaczkę na rundzie tradycyjnie otwiera najdłuższy Cote de Camillien-Houde (1,8 km, śr. 8.0%), po którym uczestnicy wyścigu zmierzą się z Cote de la Polytechnique (780 m, śr. 6,0%) i nowym Pagnuelo (535 m; śr. 7,5%), którego szczyt od zlokalizowanej na wzniesieniu mety (560 m, śr. 4%) dzieli 2,8 kilometra, głównie zjazdów.

Peleton pokona 18 okrążeń.

Pogoda

Temperatura do 17 stopni Celsjusza, przelotne opady deszczu przez cały dzień.

Faworyci

Rozgrywane na rundach wyścigi charakteryzuje określony rytm i co do zasady łatwiej jest na nie skrupulatnie rozpisać strategię, choć tegoroczne Mistrzostwa Świata w Glasgow udowodniły, że jeśli trasa jest dostatecznie ciężka, a tempo wysokie, zwycięstwo może odjechać w dowolnym momencie. O sukcesie w Montrealu najczęściej decydował sprint z kilku-kilkunastoosobowej grupy, ale sukcesywnie stawała się ona mniejsza wraz z wydłużaniem trasy wyścigu.

Choć nie jestem przekonana, czy właśnie z tej drużyny wyłoni się zwycięzca 12. edycji Grand Prix Cycliste de Montreal, jako pierwszą wymienię UAE Team Emirates, która w siedmioosobowym składzie zawiera sześciu potencjalnych zwycięzców wyścigu – a dwóch całkiem realnych, z 2015 i 2017 roku. Tim Wellens wygrywał już w Kanadzie i jest stworzony do rywalizacji na tego rodzaju trasie, szczególnie w niepogodzie, a do tego w sierpniu imponował formą podczas Tour de Pologne i Renewi Tour. Jeśli mam wobec 32-letniego Belga wątpliwości, wynikają one z tego, jak bardzo nie chciał się ścigać na ostatnim etapie drugiej z wymienionych imprez. Nie jestem też przekonana, czy ciągle jest on w stanie wygrać sprint z niewielkiej grupy, mając przeciwko sobie tych konkretnych kolarzy, którzy staną obok niego na starcie w Montrealu. Drugą, być może nawet lepszą opcją drużyny z Emiratów jest Marc Hirschi, bardzo dobrze spisujący się w tym sezonie w pagórkowatych semi-klasykach i posiadający przyspieszenie potrzebne na tego rodzaju finisz. W składzie znajdują się również Adam Yates, Brandon McNulty, Rafał Majka i Diego Ulissi, co łącznie daje im mnóstwo możliwości w zakresie taktycznego rozegrania końcówki wyścigu. Grand Prix Montrealu co do zasady nie wygrywa się po solowych atakach, ale wprowadzenie nowego podjazdu może pomóc nieco namieszać, szczególnie w przypadku uzyskania zdecydowanej przewagi liczebnej i wykorzystania momentu zawahania wśród rywali.

Mattiasa Skjelmose (Lidl-Trek) reklamowałam już wcześniej, ale dopiero trasa w Montrealu powinna umożliwić młodemu Duńczykowi przekucie jego ofensywnej jazdy na satysfakcjonujący wynik. Lider ekipy Lidl-Trek dużo wygrywa, ale niemal wyłącznie solo, więc pewnie i dziś będzie próbował doprowadzić do wcześniejszych rozstrzygnięć na finałowej rundzie – jeśli nie z korzyścią dla siebie samego, to na pewno dla widowiska.

Choć nie ma to poparcia w dotychczasowych wynikach, idealnym kolarzem na trasę w Montrealu wydaje się Neilson Powless (EF Education-EasyPost), który swoje pierwsze zawodowe zwycięstwo świętował przed dwoma laty w Donostia San Sebastian Klasikoa. Amerykanin dobrze czyta wyścigi jednodniowe, potrafi się świetnie wspinać, nie boi się deszczu i w sprincie jest znacznie szybszy, niż chce się pamiętać. W barwach EF Education-EasyPost wystartują również Alberto Bettiol, Ben Healy i Magnus Cort, choć żaden z nich w Quebecu nie błyszczał.

Sprint Mateja Mohorica (Bahrain Victorious) po 5. miejsce w Quebecu należał do tych rzeczy, których nie powinno się próbować ani samodzielnie w domu, ani w zawodowych wyścigach, choć to spostrzeżenie może dotyczyć wielu elementów jego kolarskiego rzemiosła – z których części już zakazano. Niespełna 29-letni Słoweniec zaczyna narzekać na zmęczenie sezonem, ale przedwczoraj forma i zapał jeszcze dopisywały, a rozstrzygnięcie z niewielkiej grupy w Montrealu byłoby dla niego idealnym scenariuszem. Jeśli natomiast najsilniejsze ekipy postanowią uczynić tegoroczną edycję imprezy wyjątkowo ciężką, Bahrain Victorious ma w zanadrzu drugą solidną opcję w osobie Pello Bilbao.

Jumbo-Visma kompletnie zdominowało rywalizację na Półwyspie Iberyjskim i w pierwszej połowie Tour of Britain, ale w Kanadzie nie pójdzie im tak łatwo. Christophe Laporte i Tiesj Benoot to na papierze dobry wybór na dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze, ale Francuzowi na finiszu w Quebecu brakowało błysku, ale Belg musiałby idealnie rozegrać ten wyścig pod względem taktycznym, aby nie ugotowało go szarpane tempo w końcówce.

Na trudny wyścig liczyć będą także Ilan Van Wilder (Soudal-Quick Step), Valentin Madouas (Groupama-FDJ), Michael Woods (Israel-Premier Tech), Simon Yates (Jayco AlUla), Quinten Hermans (Alpecin-Deceuninck), Benoit Cosnefroy (AG2R Citroen), Maxim Van Gils (Lotto Dstny), Victor Lafay (Cofidis) czy Matteo Jorgenson (Movistar), podczas gdy (mało prawdopodobne) niskie tempo uchyli furtkę najbardziej wytrzymałym ze sprinterów, jak Arnaud De Lie (Lotto Dstny), Axel Zingle (Cofidis), Michael Matthews (Jayco AlUla), Alex Aranburu (Movistar) czy Corbin Strong (Israel-Premier Tech).

W wyścigu udział weźmie czterech Polaków: Michał Kwiatkowski (INEOS Grenadiers), Rafał Majka (UAE Team Emirates), Cesare Benedetti (Bora-hansgrohe) i Filip Maciejuk (Bahrain Victorious).

Transmisja

Grand Prix Cycliste de Montreal będzie transmitowany na antenie Eurosport 2 od godziny 17.55 (w Playerze/GCN+ od 16.00).

Poprzedni artykułOstatni dzień baskijskiego festiwalu – zapowiedź 15. etapu Vuelta a España 2023
Następny artykułSimac Ladies Tour 2023: Wiebes z etapem, Kopecky z wyścigiem, van Vleuten zakończyła karierę
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments