fot. Giro d'Italia

Po raz piąty w tegorocznym Giro d’Italia do mety przed grupą faworytów dojechali uciekinierzy. Swoją szansę wykorzystał Nico Denz, który po raz pierwszy w karierze wygrał etap wielkiego touru.

Dzień przed górskim etapem, który, pomimo zmian na trasie, zapowiada się bardzo obiecująco, kolarzy czekał kolejny łatwiejszy dzień. Na 179 kilometrowej trasie nie mieliśmy  podjazdów, które mogłyby spowodować większe zmiany w klasyfikacji generalnej. Sprinterom, humor psuć mogło tylko Colle Briada – szczyt kończący 10-kilometrową wspinaczkę o średnim nachyleniu 6%, który znajdował się na 28 kilometrów przed metą.

Jego obecność powodowało, że to nie im miało przypaść dziś w udziale etapowe zwycięstwo. A skoro tak, to oczywistym stało się to, że powalczą o nie uciekinierzy. Nic więc dziwnego, że od samego początku aż roiło się od zdecydowanych ataków naprawdę utytułowanych kolarzy.

Próbowali m.in. Stefano Oldani i Ben Healy – bez powodzenia. W końcu jednak wyklarowała się 27-osobowa grupa, w której składzie znaleźli się m.in. Sepp Kuss, Davide Formolo, Alberto Bettiol, Mads Pedersen, Michael Matthews i Ilan Van Wilder – jeden z trzech zawodników Soudal-Quick Step, pozostałych jeszcze na trasie wyścigu. Był w niej również Patrick Konrad – jedyny, którego strata do lidera wynosiła mniej niż 10 minut. W przypadku optymistycznego scenariusza, Austriak miałby więc szansę założyć po etapie koszulkę lidera.

Brak opisu.
obr. Pro Cycling Stats

Tylko że przewaga ucieczki przez długi czas pozostawała na stosunkowo niskim pułapie. Wspólna podróż harcowników rozpoczęła się na 160 km przed metą i przez kolejne 60 km różnica między nimi, a peletonem ani przez moment nie dochodziła do 4 minut. To dzięki temu możliwe były przeskoki z jednej grupy, do drugiej, z czego skorzystali m.in. Lorenzo Fortunato, czy wspominany wcześniej Oldani. 

W końcu miało się jednak okazać, że peleton na dobre odpuści ucieczkę, ale dla Konrada wiadomość ta nie miała wcale oznaczać otwarcia się dla niego drogi spełnienia dziecięcych marzeń. Stało się to bowiem już po tym, gdy od reszty harcowników oderwała się piątka: Samuele Battistella (Astana), Sebastian Berwick (Israel-Premier Tech), Nico Denz (BORA-hansgrohe), Alessandro Tonelli (GreenProject-Bardiani) oraz Toms Skuijns (Trek-Segafredo).

Dość szybko stało się jasne, że to właśnie spośród nich wyłoniony zostanie zwycięzca etapowy. Wiadomo było, że nie będzie nim jednak Battistella, który został z tyłu już po 10 kilometrach. Pozostała czwórka na kolejnych kilometrach dość skutecznie wypracowywała sobie przewagę nad pozostałymi uciekinierami i u podnóża Colle Braida mieli nad nimi już trzy minuty. Peleton natomiast tracił już 8 minut.

Ostatnia wspinaczka była dla czterech śmiałków miała okazać się najważniejszym momentem etapu (rzecz jasna nie licząc finiszem) i to właśnie tam szansę na zwycięstwo stracił Tonelli. Gdy w połowie wspinaczki na przyspieszenie zdecydował się Skujins, między nim i będącym na jego kole Denzem, a Tonellim i Berwickiem zrobiła się dziura. I o ile Australijczyk był w stanie jeszcze doskoczyć do prowadzących, to Włoch musiał spasować.

Wyselekcjonowana w ten sposób trójka miała dotrwać z przodu aż do finiszu – choć spore problemy z utrzymaniem się w niej miał Berwick, który na moment został z tyłu po mocnym ataku Denza 12 km przed metą. Szybko jednak wrócił do czołówki i dalej jechał już bez zmian, oddając prowadzenie dwóm kompanom. Gdy w końcu doszło do finiszu, który miał zadecydować o tym, który z nich sięgnie po swoje pierwsze w karierze zwycięstwo na trasie wielkiego touru, w teoretycznie najgorszej sytuacji wyjściowej był prowadzący grupę Nico Denz. A jednak, Niemiec nie dał się wyprzedzić rywalom i na mecie to właśnie on mógł cieszyć się ze zwycięstwa.

Results powered by FirstCycling.com

Poprzedni artykułVuelta a Burgos Feminas 2023: Lorena Wiebes z kolejnym zwycięstwem
Następny artykuł4 Jours de Dunkerque 2023: Benjamin Thomas wygrał „czasówkę” i został nowym liderem
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments