fot. fot. AG2R Citroën Team / Getty Images

Piękne widowisko, jakie miało miejsce między Venosą a Lago Laceno, zakończyło się zwycięstwem uciekiniera, a był nim Aurélien Paret-Peintre. Po 4. etapie 106. Giro d’Italia mamy także nowego lidera klasyfikacji generalnej – różową koszulkę założy 2. na mecie Andreas Leknessund.

175 kilometrów, 3906 metrów przewyższenia – oto 4. etap Giro d’Italia w liczbach. Przez cały dystans szosa dziś nieustannie wznosiła się i opadała, acz górskie premie były tylko 3, a każda z nich „jedynie” drugiej kategorii – na kolarzy czekały kolejno Passo delle Crocelle (13,5 km, śr. 4,3%), Valico di Monte Carruozzo (8,2 km, śr. 5,3%) i finałowe Colle Molella (9,6 km, śr. 6,2%, max. 12%), z którego do mety pozostawały tylko 3 kilometry.

Etap rozpoczęło wspomnienie wydarzeń sprzed 12 lat. Wówczas na trasie w wyniku wypadku mającego miejsce w Mezzanego zmarł Wouter Weylandt. To ku jego pamięci od tamtego dnia zastrzeżony został numer 108, którego już nigdy nie zobaczymy w peletonie Giro d’Italia.

Chwila zadumy była jednak krótka, bowiem dziś od samego startu wszyscy spodziewali się szalonej rywalizacji o znalezienie się w odjeździe dnia. Zapowiedzi Remco Evenepoela (Soudal), że to dziś jego zespół chce oddać koszulkę lidera tylko podgrzewały atmosferę, zatem chętnych na ucieczkę było aż nadto, a wiele ekip zdecydowało się przed startem na skorzystanie z rolek, co nie jest typowe dla tego typu etapów ze startu wspólnego. Początek został jednak nieco opóźniony, bo za peletonem jechał m.in. Jay Vine (UAE Team Emirates), który o mały włos a wypisałby się z walki o końcowy triumf w bardzo nietypowy sposób.

Gdy już jednak wystartowano to od samego początku oglądaliśmy całą masę ataków. Jako pierwszy ruszył jeden z zawodników Intermarché – Circus – Wanty, a po nim swoich sił spróbowało co najmniej kilkudziesięciu innych kolarzy. Najaktywniejsi byli Ben Healy (EF Education-EasyPost) i Harm Vanhoucke (Team DSM), acz nie sposób wymienić każdego, kto atakował.

Po 30 kilometrach jazdy było wyraźnie widać, że odjazd nie zdoła zawiązać się wcześniej, niż na Passo delle Crocelle (13,5 km; 4,3%). Emocje podgrzał jednak fakt, że przez pewien moment peleton podzielił się na kilka części – z przodu jechał Primož Roglič (Jumbo-Visma), podczas gdy z tyłu został m.in. Remco Evenepoel (Soudal – Quick Step) czy Tao Geoghegan Hart (INEOS Grenadiers).

Różowa koszulka szybko wróciła do czołówki, ale w tej wciąż brakowało jadącego w 3. grupie João Almeidy (UAE Team Emirates). Zespół Portugalczyka szybko zaczął wycofywać kolarzy do pomocy dla swojego lidera, ale różnica nie była na tyle mała, by łatwo można było ją połączyć. Genialną pracę wykonał jednak Davide Formolo i na 128km przed końcem praktycznie wszyscy główni faworyci ponownie byli w jednej grupie.

Pierwszą godzinę rywalizacji kolarze pokonali ze średnią prędkością przeszło 47km/h. Śledzący relację tekstową mogli w tym czasie kilkanaście dobrych razy przeczytać komunikat „atakuje Ben Healy”, acz wciąż nic nie odjeżdżało. Oprócz Irlandczyka na czele regularnie pojawiali się także Alessandro De Marchi (Israel-Premier Tech), Andreas Leknessund (Team DSM) czy Brandon McNulty (UAE Team Emirates).

Tuż przed szczytem pierwszej górskiej premii odskoczył jednak Warren Barguil (Team Arkéa Samsic). Francuz nie dotarł jednak jako pierwszy na szczyt, bo tuż przed nim minął go dzierżący niebieską koszulkę Thibaut Pinot (Groupama-FDJ). Drugi zameldował się tam Santiago Buitrago (Bahrain-Victorious), a trzeci był Amanuel Ghebreigzabhier (Trek – Segafredo).

Na podjeździe nie udało się zawiązać ucieczki, zatem znaleźli się chętni do uczynienia tego na mokrych i krętych zjazdach. Na czele znalazła się siódemka w składzie Aurélien Paret-Peintre (AG2R Citroën Team), Nicola Conci (Alpecin-Deceuninck), Vincenzo Albanese (EOLO-Kometa), Warren Barguil (Team Arkéa Samsic), Andreas Leknessund (Team DSM), Toms Skujiņš i Amanuel Ghebreigzabhier (obaj Trek – Segafredo). Gonił ich jeszcze Bruno Armirail (Groupama-FDJ).

Czołówka szybko zyskała minutę, a z tyłu niejeden zawodnik przekonał się o tym jak niebezpieczne były te zjazdy. Na asfalcie znaleźli się m.in. Michel Hessmann (Jumbo-Visma), Diego Ulissi (UAE Team Emirates), Stefan De Bod (EF Education-EasyPost) czy przede wszystkim Stephen Williams (Israel-Premier Tech), który długo nie podnosił się z asfaltu.

W peletonie na 90km przed metą nastąpił ogromny przestój – odjazd błyskawicznie zyskał kilka minut przewagi. U podnóża Valico di Monte Carruozzo (8,2 km; 5,3%) siódemka miała 1:20 nad goniącym Francuzem i przeszło 4 minuty nad peletonem. Bruno Armirail niedługo później ostatecznie sobie odpuścił i poczekał na główną grupę.

Lotną premię wygrał Vincenzo Albanese, który przed wyścigiem był jednym z kandydatów do walki o koszulkę cyklamenową. Z tyłu na niekończącą się zmianę wyszedł tymczasem Josef Černý (Soudal – Quick Step), który zaczął pilnować by różnica nie wzrosła powyżej 4 minut. Warto pamiętać, że Czech przez wiele lat reprezentował polskie grupy – były to Wibatech – LMGK Ziemia Brzeska (2012), CCC Polsat Polkowice (2013-16) czy CCC Team (2019-20).

Drugą górską premię wygrał wyraźnie zainteresowany tymi punktami Amanuel Ghebreigzabhier, a po oczka za drugie miejsce koło wystawił Warren Barguil. Różnica na szczycie z jednej strony cały czas sprawiała, że o różowej koszulce myśleć mogli Andreas Leknessund (+1:40), Toms Skujiņš (+2:10), Aurélien Paret-Peintre (+2:13) czy Vincenzo Albanese (+2:17), acz z drugiej strony harcownicy nie mogli mieć pewności, że dotrą na metę przed peletonem. Przeciąganie liny trwało bowiem w najlepsze i żadna ze stron nie chciała wyraźnie odpuścić.

Płaski dojazd do finałowej wspinaczki okazał się być jednak korzystny dla czołowej siódemki. Ta jechała bardzo zgodnie, a z tyłu gonili jedynie pojedynczy zawodnicy Soudal – Quick Step, przez o różnica wzrosła do przeszło 5 minut. Do końca rywalizacji pozostawało już tylko Colle Molella (9,6 km; 6,2%) i 3-kilometrowy dojazd do mety.

Zdjęcie
fot. Giro d’Italia

Na drugiej lotnej premii po 3 sekundy wyskoczył Andreas Leknessund, dwie zdobył Vincenzo Albanese, a jedną Toms Skujiņš. Uciekinierzy wyraźnie zaczęli myśleć nie tylko o wygranej na etapie, ale i koszulce lidera, a Norweg był w zdecydowanie najlepszej sytuacji. Jako pierwszy ruszył tracący nieco więcej Nicola Conci, a ucieczka na 7,5km przed metą nadal około 3,5 minuty przewagi.

Po ataku Włocha jako pierwszy z odjazdu strzelił Warren Barguil. Tymczasem kolarza Alpecin-Deceuninck złapać spróbował Toms Skujiņš. Łotysz na 6,5km przed metą minął Nicolę Conciego, acz grupa pościgowa prowadzona przez Vincenzo Albanese cały czas była blisko. Włoch ciężko pracował by dogonić rywala z Trek-Segafredo, ale na 5600 metrów przed metą rywale go odczepili po tym jak przyspieszył Andreas Leknessund.

Na kole Norwega utrzymywali się wówczas tylko Aurélien Paret-Peintre i Amanuel Ghebreigzabhier. Ten jednak nie odpuszczał, bo w wyniku pracy z tyłu drużyny INEOS Grenadiers różnica niebezpiecznie spadała i Andreas Leknessund mógł nie zostać liderem. 23-latek dokręcał, zerwał najpierw Erytrejczyka, a następnie Francuza, acz na kilometr przed szczytem miał już „tylko” 2:30 nad peletonem.

Aurélien Paret-Peintre tuż przed szczytem dogonił swojego konkurenta i panowie we dwójkę ruszyli w stronę mety. Norweg dawał dłuższe zmiany wiedząc, że ta praca da mu koszulkę lidera klasyfikacji generalnej, a Francuz z AG2R Citroën Team dał tę ostatnią zmianę, dzięki której odniósł swoje najważniejsze zwycięstwo w karierze.

Wyniki 4. etapu 106. Giro d’Italia:

Wyniki dostarcza FirstCycling.com

Poprzedni artykułBretagne Ladies Tour 2023: Marta Lach wygrywa 1. etap! Dominika Włodarczyk 4.
Następny artykułTutaj kwiaty podlewa się potem: Wyścig Trzech Lilii w Skierniewicach
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Michael 👎👎👎
Michael 👎👎👎

I po co ten dunbar finiszował💩!??!?!?

zbig
zbig

do Michael… dla jaj ma większe poczucie humoru od niektórych aniołów …😀

Andrzej
Andrzej

Dobry etap dla ucieczki, jednak z racji, że to dopiero etap numer 4, to należało spodziewać się, że to nie będzie ucieczka rodem z trzeciego tygodnia mogąca liczyć i pod 30 zawodników. Nie widać było jak zawiązała się ta ucieczka, więc można przypuszczać, że gdzieś zrobiła się dziura i kto akurat był z przodu to pojechał.

Spora strata dla zawodników Education, Jayco czy UAE, którzy bardzo aktywnie próbowali zabierać się do ucieczki.

Troszkę zdzwił mnie fakt, że któryś z zawodników Treka nie spróbował ataku trochę wcześniej, bo było ich dwóch, a jak to często bywa w takiego typu ucieczkach, pierwszy atak może okazać się skuteczny jak reszta zacznie oglądać się na siebie.

Etap z rodzaju tych zapowiadających się ciekawie, a nie przynoszący jakichś wielkich emocji. Walka w ucieczce nie należała do najbardziej widowiskowych(przynajmniej w mojej opinii), a z faworytów nie stracił nikt, bo też finałowy podjazd nie był zbyt bardzo wymagający. Prawdę mowiąc nie zdziwi mnie podobne zakończenie i w piątek, bo sam finałowy podjazd jest raczej ograniczony do ostatnich kilku kilometrów. Zatem prawdziwe górskie emocje możemy oglądać dopiero na etapie 13, ale obym się mylił.

Szymon
Szymon

Leknessund powinien spróbować powalczyć o etap. Czy tam nie było informacji o tym, że ma jeszcze pół minuty zapasu jeśli chodzi o założenie koszulki. Poza tym, moim zdaniem etap jest więcej warty niż koszulka pewnie na tydzień