fot. UAE Team Emirates

Tadej Pogacar, Wout Van Aert i Mathieu van der Poel – w piątek ta trójka po raz kolejny pokazała rywalom, kto obecnie rządzi w klasykach.

Co łączy E3 Saxo Bank Classic i Milano-Sanremo? Na pierwszy rzut oka niewiele – dużo łatwiej jest wymienić różnice pomiędzy wyścigami. Z jednej strony mamy wyścig, którego losy mogą rozstrzygnąć równie dobrze 80, jak i 5 kilometrów przed metą – z drugiej imprezę, której scenariusz co roku jest praktycznie taki sam, a zmieniają się tylko aktorzy. Trudnością jednej imprezy są liczne brukowane pagórki – dla drugiej intensywność, z jaką pokonywany jest ostatni, niezbyt trudny podjazd. Oba wyścigi dzieli jeszcze zdecydowanie więcej pogoda, kraj rozgrywania etc., a jednak w tym roku oba miały dokładnie tych samych bohaterów.

Słoweniec, Holender i Belg raz jeszcze pokazali jak wszechstronnymi i dominującymi klasykowcami są (Filippo Ganna – czwarty z bohaterów Milano-Sanremo zresztą, w nieco mniejszym stopniu też – w piątek zajął niezłe, 10. miejsce. Znów stoczyli pasjonującą walkę i tym razem najlepszym z nich okazał się Van Aert – jedyny spośród nich, który wciąż czekał jeszcze na zwycięstwo w tym sezonie.

E3 Saxo Classic to jeden z najważniejszych wiosennych wyścigów. Gdy wygrywasz go drugi rok z rzędu musisz być niesamowicie szczęśliwy. Cieszę się też z tego, w jaki sposób wygrałem. To była naprawdę bardzo trudna walka – dzięki temu to zwycięstwo jest dla mnie jeszcze ważniejsze. Myślę, że mogę być dumny z siebie i z całego zespołu. To świetnie, że byliśmy w stanie rywalizować na tym poziomie z takimi zawodnikami. Może i nie byłem dziś najmocniejszym kolarzem na przestrzeni całego wyścigu, ale na szczęście nagrody są rozdawane tylko na mecie

– mówił Belg.

Mówiąc, że nie był najmocniejszym kolarzem na trasie, mógł mieć na myśli to, co działo się na ostatnim podjazdem pod Oude Kwaremont, gdy na moment nawet stracił kontakt z prowadzącą dwójką. Na szczęście szybko zdołał przezwyciężyć kryzys i dotrzeć do finiszu, na którym nie dał szans rywalom.

Choć Belg poza tym, że należy do najlepszych klasykowców na świecie, jest też genialnym sprinterem – ma na swoim koncie m.in. zwycięstwa na płaskich etapach Tour de France, to do tej pory nie zawsze dobrze radził sobie, gdy dochodziło do walki w końcówkach z teoretycznie wolniejszymi rywalami. Choćby w 2020 roku przegrał w ten sposób Wyścig Dookoła Flandrii z Van der Poelem. Holender wierzył, że i tym razem uda mu się zwyciężyć ze swoim odwiecznym rywalem, ale, jak uważa zapłacił za zbyt duży wysiłek włożony we wcześniejsze, mniej istotne momenty wyścigu.

Może wcześniej trochę za bardzo szafowałem swoimi siłami? Mimo wszystko nie narzekam. Chciałem trudnego wyścigu, który przygotuje mnie na następny tydzień i go dostałem. Naprawdę – wolę przegrać dzisiaj, niż za tydzień. Wracam do domu w dobrej formie

– mówił Wielerflits.

Zdecydowanie najwolniejszy z całej trójki okazał się Pogacar – co teoretycznie nie powinno być żadnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że nominalnie jest on przecież góralem. Do tej pory rzadko miewał jednak okazje do sprawdzenia swojej szybkości na tle najszybszych klasykowców na świecie, a finisze z nieco wolniejszymi od nich kolarzami dość regularnie wygrywał. Dziś jednak, po raz drugi na przestrzeni sześciu dni, jego prędkość została brutalnie zweryfikowana – nawet jeśli trzeba mieć na uwadze fakt, że to on z całej trójki stracił najwięcej siły na ataki.

To był fantastyczny wyścig. Jestem zaszczycony, że mogę stanąć na podium z tak dobrymi zawodnikami i naprawdę nie mogę doczekać się następnej niedzieli. Próbowałem wszystkiego, ale po 200 kilometrach widać było, jak szybcy byli ci dwaj. Trochę mi przykro, ale mogłem się tego spodziewać. Mogę zapewnić, że w kolejnych wyścigach będę próbował dalej. To dopiero trzeci taki klasyk w mojej karierze i myślę, że co roku będę się poprawiać. Czy jestem gotowy na Flandrię? Mam nadzieję, że tak

– podsumowywał w rozmowie ze SpazioCiclismo.

Czy podczas „Flandryjskiej Piękności” tym razem okaże się najlepszy i zmaże plamę z zeszłego roku, gdy zapłacił za brak doświadczenia utratą niemal pewnego miejsca na podium? Czas pokaże – wydaje się jednak, że podczas drugiego monumentu w sezonie zdecydowanie łatwiej będzie mu się oderwać od czołowej grupki, niż podczas zawodów z metą w Harelbeke.

 

Poprzedni artykułTour de Suisse 2023: Poznaliśmy zaproszone zespoły
Następny artykułPrimož Roglič: „Dawno nie pokonywałem tak trudnego podjazdu”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments