fot. Ilario Biondi/SprintCyclingAgency©2022

Przed 35-letnim Cesare Benedettim czternasty sezon w barwach BORA-hansgrohe. Z drużyną Ralpha Denka jest związany od samego początku i przez ten czas zdołał na dobre ugruntować swoją pozycję wartościowego pomocnika, niezbędnego ogniwa drużyny, a czasami nawet kolarza, który potrafi zaskoczyć (patrz zwycięstwo etapowe w Giro d’Italia 2019). 

„Czarek”, bo przecież ściga się z polską flagą przy nazwisku, udzielił nam szczerego wywiadu podczas zimowego zgrupowania na Majorce. Za pośrednictwem Zooma rozmawialiśmy w sobotę 17 grudnia. A o czym? Między innymi o wygraniu Giro z Jaiem Hindleyem, jego przyszłości, bieganiu oraz istotności lub nie watów. Zapraszam do czytania!    

Co słychać na zgrupowaniu? 

Po przyjeździe mieliśmy test naszej dyspozycji wykonywany podczas jazdy na trenażerze, a na zakończenie zgrupowania będzie jeszcze jeden – na szosie, w bardziej realistycznych warunkach, żeby zobaczyć, jakie efekty przyniosła praca na zgrupowaniu. Robimy dużo kilometrów, do tego różne ćwiczenia, siłownia. Jesteśmy oczywiście podzieleni na grupy. Jedna to ta, która poleci do Australii na Tour Down Under, więc w niej trenuje się intensywniej. Później są kolarze, którzy zaczynają sezon w wyścigu Vuelta a San Juan i moja, która startuje nieco później, na początku lutego w wyścigu Volta a la Comunitat Valenciana.

Czujesz się dobrze? 

Tak, wszystko u mnie w porządku. Wznowiłem treningi na początku listopada, a wcześniej miałem przerwę. Zacząłem od siłowni, roweru, no i biegania, chociaż za tym ostatnim nie przepada mój trener [Sylwester Szmyd] (śmiech). Biegałem w październiku, a potem musiałem zrezygnować.

Dlaczego Sylwek Szmyd nie lubi biegania jako uzupełniającej aktywności kolarza podczas off-season? 

Bo jest ryzyko złapania kontuzji. Wszystko zależy oczywiście od kolarza – jeśli ktoś zawsze biegał to lepiej, ale jeśli ktoś wymyśli sobie, że od razu chce przebiec kilometr w cztery minuty to może być problem (śmiech).

To jak jest z tym bieganiem u ciebie?

W październiku biegałem prawie codziennie – przez pół godziny do maksymalnie 40 minut. Zacząłem od 6 minut na kilometr i skończyłem na 4:45, ale trzeba to robić spokojnie. Zawsze lubiłem biegać po górach, ale w tym roku polubiłem też po asfalcie. Znalazłem dobre buty do biegania i widzę, że bieganie po takiej nawierzchni także daje mi przyjemność.

Zimą lubisz też jeździć na nartach, prawda?

Tak, lubię jeździć na ski tourach. Jeśli jestem akurat w Trydencie i panują sprzyjające warunki atmosferyczne, to chętnie pojeżdżę. Ostatnio w listopadzie było mało śniegu, a później nie ma jak, bo w grudniu jest pierwsze zgrupowanie, potem w styczniu kolejne albo już pierwsze wyścigi. Nie jestem już taki młody, więc na razie muszę koncentrować się na rowerze. Może po zakończeniu kariery będę miał więcej czasu na narty.

Planowałam poruszyć ten temat w dalszej części naszej rozmowy, ale skoro już go wywołałeś: kontrakt z BORA-hansgrohe masz do końca 2023 roku. Myślisz już o zakończeniu kariery czy chciałbyś ścigać się jeszcze dłużej? 

O zakończeniu kariery na razie jeszcze nie myślę. Chciałbym się ścigać jeszcze na przykład w 2024 roku, bo kolarstwo nadal przynosi mi radość. Czuję się dobrze, dlatego wiem, że mogę kontynuować karierę. Nie chciałbym jeździć tylko po to, żeby jeździć. Chcę reprezentować określony poziom. Jeśli ktoś zaoferuje mi jeszcze kontrakt, to chętnie go przyjmę.

Chciałbyś zostać w drużynie BORA-hansgrohe czy byłbyś gotowy przyjąć ofertę od innego zespołu? 

W BORA-hansgrohe ścigam się od samego początku i trochę dziwnie byłoby zmienić ekipę teraz, przed zakończeniem kariery. Jeśli byłaby możliwość, to chciałbym zostać tutaj.

Jai Hindley z waszej drużyny wygrał Giro d’Italia 2022, a ty byłeś w składzie i dołożyłeś cegiełkę do tego sukcesu. Jak wspominasz ten wyścig? 

To było coś wyjątkowego. Dla mnie to było lepsze doświadczenie niż moja wygrana etapowa na Giro.

Aż tak? To mnie zaskoczyłeś.

Wiesz, w wielkim tourze jest 21 etapów i teoretycznie może być 21 zwycięzców, a klasyfikację generalną wygrywa jeden kolarz raz do roku. Żeby tak się stało wszystko musi zagrać, pasować do siebie, codziennie musi być wszystko prawie idealnie. Nam coś takiego przydarzyło się w tym roku. Żałuję, że nie popracowałem na czele peletonu, bo Jai założył różową koszulkę dopiero po ostatnim etapie. Chociaż oczywiście my jako drużyna pracowaliśmy, tylko może nie było tego aż tak dobrze widać w telewizji. Trzeba było zapewniać Jaiowi dobrą pozycję w peletonie, ochraniać go itd.

Opowiem ci coś jeszcze. Przyznam szczerze, że rozpłakałem się po etapie na Marmoladę. Jai nie był w Australii od wybuchu pandemii i nie widział się z rodziną przez dwa i pół roku. Jego rodzice mieli przyjechać na finał do Werony i on był nastawiony, że to wydarzy się właśnie tam. Ale rodzice zrobili mu niespodziankę i pojawili się na Marmoladzie. Jadąc po zwycięstwo w wyścigu usłyszał głos swojego taty i rozpłakał się na rowerze… Potem, jak opowiadał to wieczorem przy kolacji, to wszyscy byliśmy pełni emocji. To było bardzo wzruszające.

Była fiesta w Weronie?

Wystarczająca (śmiech). Obiecałem córce, że następnego dnia będę na śniadaniu, więc jeszcze w nocy wróciłem do domu i dotrzymałem słowa, chociaż nie było łatwo. (śmiech)

Wróćmy jeszcze na chwilę do Hindleya, który pokonał żelaznego faworyta, byłego zwycięzcę Giro d’Italia Richarda Carapaza. Wierzyliście w niego od początku, wiedzieliście, że stać go na zwycięstwo?

Wiedzieliśmy, że będzie w dobrej formie, chociaż chorował przed Liege-Bastogne-Liege i przez sześć dni w ogóle nie jeździł na rowerze. Był mały znak zapytania. Wilco Kelderman miał kraksę na Liege, więc niby drużyna była przygotowana do Giro, ale jednak nie wszystko szło w stu procentach dobrze. Jednak z drugiej strony może ta przerwa po Liege spowodowała, że Jai zachował świeżość w ostatnim tygodniu. Obserwowałem go w autokarze przed tym dwudziestym etapem i widziałem, że jest bardzo skoncentrowany, ale jednocześnie spokojny. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie, że się nie stresował.

A jaki był dla ciebie osobiście sezon 2022?

Jestem z niego zadowolony. Co prawda pod koniec marca chorowałem, więc nie mogłem przygotować wysokiej dyspozycji na ardeńskie klasyki, ale na Giro było – powiedzmy – OK. Po Giro miałem fajny kalendarz – jechałem Sibiu Tour, gdzie wygraliśmy z [Giovannim] Aleottim. No i ja po raz pierwszy byłem i ścigałem się w Rumunii – cieszyłem się, że mogłem zobaczyć nowy kraj. Jestem też bardzo zadowolony z drugiej połowy sezonu. To właśnie wtedy zrozumiałem i niejako podjąłem decyzję, że chcę się jeszcze ścigać – nie tylko w sezonie 2023, ale także później. Odnalazłem nową motywację.

Czyli miałeś moment zwątpienia? 

Może nie tyle miałem moment zwątpienia, tylko w pierwszej części sezonu nie mogłem osiągnąć swojego optymalnego poziomu. Dobrze spędziłem zimę i spodziewałem się może czegoś więcej, ale mimo to coś nie szło tak, jakbym chciał. Cieszę się, że w naszej drużynie dyrektorem sportowym jest Enrico Gasparotto, bo mam z nim bardzo dobrą relację – nie tylko na linii dyrektor-kolarz, ale także dyrektor-człowiek. To bardzo ważne, żeby dyrektor sportowy spojrzał na kolarza także jak na człowieka.

Wygląda na to, że naprawdę dobrze czujesz się w drużynie BORA-hansgrohe. Masz wsparcie ze strony Gasparotto, Sylwka Szymyda, Ralph Denk ciebie szanuje…

Tak, jest dobra atmosfera. Na Giro – tak, jak mówiłem – wszystko poszło jak trzeba i przebiegł nam ten wyścig w bardzo dobrym klimacie. Nie mogę na nic narzekać.

W przyszłym sezonie znowu wystartujesz w Giro d’Italia?

Jeśli wszystko pójdzie dobrze to tak. W przyszłym roku Giro przejedzie przez Rovereto, miejscowość, w której się urodziłem. Tak, jak powiedziałem – nie chcę jeszcze kończyć kariery, ale równie dobrze może być tak, że to będzie moje ostatnie Giro. Zatem jeśli Giro jedzie przez moje miasteczko to jest to coś specjalnego, co chciałbym przeżyć.

Będzie prawie 70 kilometrów jazdy na czas. Co o tym sądzisz?

Organizatorzy chcieli pewnie przyciągnąć takich kolarzy jak [Remco] Evenepoel czy [Primoz] Roglic. Zapowiada się naprawdę dobra obsada, ale ta liczba kilometrów na czas to rzeczywiście dużo w porównaniu do ubiegłych lat.

I ty będziesz musiał się z nimi zmierzyć. 

No tak. Czasami się mówi, że dla kolarzy niewalczących w klasyfikacji generalnej czasówka to dzień odpoczynku, ale i tak trzeba uważać, żeby przypadkiem nie przekroczyć limitu czasu.

Gdy patrzysz na swoje waty i osiągi to myślisz, że możliwa jest powtórka z Pinerolo z 2019 roku, kiedy to wygrałeś etap Giro d’Italia?

Na waty to patrzy Sylwek – ja nie, bo się za bardzo na tym nie znam. Robię, co każe i tyle. Powiem ci, że jeśli te testy i badania, którym kolarze poddawani są teraz byłyby robione 15 lat temu, to ja chyba nie trafiłbym do World Touru. Koniec końców to szosa weryfikuje.

A co do tego, co stało się w 2019 roku to było coś wyjątkowego. Nie wiem, czy coś takiego może się jeszcze powtórzyć. Oczywiście jest taka szansa, ale nigdy nie wiadomo. Wtedy wszystko złożyło się na moją korzyść. Na przykład w tym roku, kiedy jechaliśmy na Jaia, nie byłoby takiej możliwości, bo każdy po kolei miał wykonać swoją pracę. Trzy lata temu byłem z przodu, bo miałem być stacją przekaźnikową dla Rafała [Majki], ale później okazało się, że mamy dużą przewagę i powalczymy o zwycięstwo. No i wykończyłem robotę. Takich rzeczy nie da się zaplanować.

W porządku, ale skoro BORA celuje teraz w grand toury, to swojej szansy mógłbyś szukać również w jakiejś tygodniówce, jak chociażby Tirreno-Adriatico. Teraz w kolarstwie poziom jest tak wysoki, że zwycięstwo w każdym wyścigu jest cenne.

Tak, to prawda, że poziom na każdym wyścigu jest bardzo wysoki. Doświadczyłem tego na tegorocznym wyścigu Ruta del Sol, który był chyba dla mnie najtrudniejszym w całym sezonie. Na trasie nie było nawet metra płaskiego, szybkie tempo itd. To o czymś świadczy.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułDylan van Baarle i Wout van Aert razem trenują pod kątem Paryż-Roubaix 2023
Następny artykułLamborghini i 3T stworzyły gravela Exploro Racemax X Huracán Sterrato!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments