lavuelta.es

Kiedy rozpoczyna się nowy rok i topnieją śniegi, nikt nie marzy o triumfie na hiszpańskich szosach. Później jednak przydarzają się zbyt monumentalne podjazdy Giro d’Italia, zbyt szczerbate bruki Tour de France, choroby, kontuzje i inne nieszczęścia. I ponownie okazuje się, że ten wielki tour, którego jeszcze przed kilkoma miesiącami nikt nie pożądał jest nie tylko jak najbardziej upragnioną ostatnią szansą, ale również najwyższej klasy sportowym spektaklem. 

Vualta a España to nostalgia i pragnienie rewanżu. Niezmiennie kusząca czerwienią jak owoce końca lata, w tym roku proponuje dość nietypową podróż, kilka razy znienacka zmieniając scenografię. Wystartuje z Niderlandów, gdzie holenderskie wiatraki zastąpią te z płaskowyżu La Manchy, po czym sprawiedliwie podzieli swój czas pomiędzy północą a południem Półwyspu Iberyjskiego. Nie zabraknie zielonych pagórków Kraju Basków i stromych podjazdów Gór Kantabryjskich, treningowych szos wokół Alicante i najwyższych szczytów Sierra Nevada. Wyścig wyeksponuje wszystkie blaski i cienie Andaluzji, ale znajdzie też chwilę dla odkrytej dopiero przed rokiem Estremadury, ostatnie akcenty kładąc w trudnym terenie Sierra de Guadarrama i na ulicach Madrytu. Na tle tych niejednokrotnie zachwycających pejzaży zmierzą się najlepsi kolarze zawodowego peletonu i będą się ścigać, jakby nie było jutra.

Bo tego jutra, przynajmniej z ich perspektywy, rzeczywiście nie będzie. Nie będzie kolejnej szansy, kolejnego szczytu formy czy jeszcze jednej, zmieniającej oblicze całego sezonu imprezy. Górzysty Półwysep Iberyjski świetnie sprawdza się w tej konwencji, niemal każdego dnia na nowo rozdając karty i prowokując do ofensywnej rywalizacji na przestrzeni pękatych trzech tygodni. Widzom pozostaje się natomiast cieszyć pełnym zwrotów akcji sportowym spektaklem, ostatnimi tchnieniami lata i najczerwieńszymi zachodami słońca, podczas gdy z tyłu głowy kiełkować zaczyna świadomość, że na kolejne tego rodzaju emocje przyjdzie czekać do maja przyszłego roku.

Kto straci szansę na dobry wynik już pierwszego dnia rozgrywania imprezy? Czy hiszpański wielki tour ponownie namaści kogoś na kolejnego Tadeja Pogačara? A może najlepszym zawodnikiem w historii wyścigu stanie się Primoz Roglič? Tego dowiemy się w ciągu nadchodzących tygodni, jednak przed nadgryzieniem tych tajemnic warto zajrzeć do menu, czy raczej przyjrzeć się odrobinę dokładniej trasie 77. edycji Vuelta a España.

Trasa

Etap 1, 19 sierpnia (TTT): Utrecht > Utrecht (23,3 km)

77. edycja wyścigu Vuelta a España rozpocznie się etapem drużynowej jazdy na czas w niderlandzkim Utrechcie. Dyscyplina ta powraca na trasy wielkich tourów po raz pierwszy od 2019 roku i oznacza, że liderzy najmocniejszych ekip zawodowego peletonu zbudują przewagę nad otoczonymi słabszym teamem rywalami już pierwszego dnia.

Drużyny zmierzą się na liczącej 23,3 kilometra i 31 metrów przewyższenia trasie, której typowo miejski charakter zmusza do pokonania sporej liczby zakrętów i częściowo wiedzie dość wąskimi drogami.

Etap 2, 20 sierpnia: s’Hertogenbosch > Utrecht (175,1 km)

Alto de Amerongse Berg to tylko pierwszy przykład językowego lenistwa Hiszpanów, którego nigdy nie pojmę, ale wzniesienie pozwoli wyłonić Magnusa Corta tegorocznej edycji Vuelty. Poza tym, jeśli pogoda nie spłata żadnego figla, rywalizację na dystansie liczącym 175,1 kilometra i 518 metrów przewyższenia powinien zwieńczyć finisz z dużego peletonu w Utrechcie.

 

Etap 3, 21 sierpnia: Breda > Breda (193,2 km)

193-kilometrowa pętla wokół Bredy kilka razy muska belgijską granicę i umożliwia opowiedzenie kilku anegdot na temat nietuzinkowego Baarle-Nassau, ale poza tym nie obiecuje większych uniesień. Niedzielne zmagania powinien zwieńczyć drugi z rzędu pojedynek sprinterów, do których hiszpański wielki tour straci cierpliwość tuż po zostawieniu Países Bajos za plecami.

Dzień przerwy, 22 sierpnia (Vitoria)
Etap 4, 23 sierpnia: Vitoria-Gasteiz > Laguardia (153,5 km)

W ciągu poniedziałkowego dnia przerwy dojdzie do zmiany scenerii, a wyścig przeniesie się na kręte szosy i zielone pagórki Kraju Basków. Płaskie otwarcie po wyjeździe z Vitorii i dystans liczący zaledwie 153,5 kilometra są złą wiadomością dla harcowników, podczas gdy przewyższenie w okolicach 2300 metrów i finisz na krótkiej ściance wskazują, że o etapowe zwycięstwo walczyć tego dnia powinni puncheurzy, liderzy na klasyfikację generalną i najbardziej wytrzymali ze sprinterów.

Podczas 4. etapu rozegrane zostaną dwie premie górskie: Puerto de Opakua (5 km, śr. 6,9%) i Puerto de Herrera (7,3 km, śr. 4,8%).

 

Etap 5, 24 sierpnia: Irun > Bilbao (187 km)

Środowy odcinek z Irun do Bilbao to wspomnienie niedawnej Clasica San Sebastian i jednocześnie przedsmak emocji, które towarzyszyć będą Grand Depart przyszłorocznego Tour de France. Tego dnia w centrum wydarzeń znajdzie się jednak nowoczesne Bilbao i wytyczona wokół miasta runda, na której uczestnicy wyścigu dwukrotnie zmierzą się z Alto del Vivero (4,6 km, śr. 8,0%).

W ramach 5. etapu Vuelty zawodnicy pokonają 187 kilometrów, 2978 metrów przewyższenia i pięć premiowanych podjazdów. Finisz w centrum Bilbao poprzedza 12-kilometrowy zjazd z Alto del Vivaro, który kończy się 2000 metrów od linii mety.

Etap 6, 25 sierpnia: Bilbao – Ascensión al Pico Jano. San Miguel de Aguayo (180 km)

W czwartek 77. edycja wyścigu Vuelta a España porzuci Kraj Basków na rzecz równie zielonej Kantabrii, ale kredytobiorcy mogą odetchnąć z ulgą – tym razem obejdzie się bez wizyty w Santander. Rozegrany zostanie za to pierwszy finisz na podjeździe ostatniego wielkiego touru sezonu, choć przyznać trzeba, że na tle brutalnych wzniesień Gór Kantabryjskich wspinaczka na nowy Pico Jano (12,6 km, śr. 6,55%) wypada relatywnie blado. Czy wystarczy, by odsiać zawodników, którzy już w tak wczesnej fazie rozgrywania imprezy powinni skoncentrować się na łowieniu etapów? Prawdopodobnie tak, a ich zdystansowaniu sprzyjać będą strome sekcje na pierwszych kilometrach podjazdu.

Tego dnia uczestnicy Vuelty pokonają 180 kilometrów, 4120 metrów przewyższenia i trzy premiowane wzniesienia: Puerto de Alisas (8,7 km, śr. 5,8%), Collada de Brenes (6,8 km, śr. 8,2%) i wspomniany Pico Jano.

Etap 7, 26 sierpnia: Camargo > Cistierna (190,1 km)

Piątek to pierwszy dzień tegorocznego hiszpańskiego wielkiego touru, który z pełną odpowiedzialnością nazwać można dedykowanym uciekinierom. Na dystansie 190,1 kilometra pokonana zostanie tylko jedna premia górska, ale najprawdopodobniej wystarczająca, by uprzykrzyć życie biorącym udział w wyścigu sprinterom: Puerto de San Glorio (22,4 km, śr. 5,5%). Ponieważ szczyt wzniesienia oddalony jest od mety w Cistiernie o 64 płaskie kilometry, a łączne przewyższenie wynosi 3359, nie należy się też spodziewać większej aktywności ze strony pretendentów do wysokich miejsc w klasyfikacji generalnej, co dobrze wróży harcownikom.

Etap 8, 27 sierpnia: La Pola Llaviana /Pola de Laviana > Collau Fancuaya (154,5 km)

Okolice Oviedo kojarzą się głównie z Alto de L’Angliru, ale w tej części Gór Kantabryjskich brutalne podjazdy czają się za każdym zakrętem. Dowodzi tego 8. etap imprezy, którego liczne wzniesienia prowadzą do wielkiego finału na znanym do niedawna tylko okolicznym pasterzom Collau Fancuaya (10,1 km, śr. 8,5%).

W sobotę kolarze pokonają 154,5 kilometra, 3741 metry przewyższenia i pięć kategoryzowanych wzniesień: Alto de la Colladonna (6,4 km, śr. 7,0%), Alto de la Mozqueta (6,8 km, śr. 6,6%), Alto de Santo Emiliano (5,7 km, śr. 5,3%), Puerto de Tenebreo (5,3 km, śr. 6,2%) i wspomniany Collau Fancuaya. Z całą pewnością jest to jeden z odcinków, które wpłyną na ostateczny kształt klasyfikacji generalnej 77. edycji Vuelta a España.

 

Etap 9, 28 sierpnia: Villaviciosa > Les Praeres. Nava (175,5 km)

Kolejny dzień w Asturii to kolejna przeprawa przez jej pagórki, tym razem zwieńczona krótszym, ale jeszcze bardziej brutalnym podjazdem pod Les Praeres (3,9 km, śr. 12,9%). Trudno zakładać, że na poprzednich odcinkach pretendenci do tytułu będą oszczędzać siły, ponieważ ściganie się we Vuelcie rzadko zawiera elementy kunktatorstwa. Tutaj jednak albo sami odsłonią wszystkie karty idąc na całość przed poniedziałkowym odpoczynkiem, albo piekielnie stromy finałowy podjazd zrobi to za nich.

W ramach 9. odcinka uczestnicy wyścigu pokonają 175,5 kilometra, 3675 metrów przewyższenia i pięć premiowanych wzniesień: Alto del Torno (7,6 km, śr. 6,0%), Mirador del Fito (9,0 km, śr. 6,0%), Alto de la Llama (7,1 km, śr. 5,1%), La Campa (9,3 km, śr. 4,1%) i Les Praeres.

 

Dzień przerwy, 29 sierpnia (Alicante)
Etap 10, 30 sierpnia (ITT): Elche > Alicante (31,1 km)

Oczy Was nie mylą. Podczas dnia przerwy wszystkich uczestników wyścigu czeka kolejny długi transfer, który przenosi ich znad Atlantyku na spalone słońcem południe Półwyspu Iberyjskiego.

Środkowy tydzień zmagań otworzy etap jazdy indywidualnej na czas z Elche do Alicante. Okolica ta znana jest z mnóstwa treningowych tras i nurzających się w Morzu Śródziemnym Gór Betyckich, ale wytyczony przez organizatorów Vuelty 31-kilometrowy odcinek jest niemal idealnie płaski i pozbawiony większych zawiłości technicznych. To dzień dla specjalistów w tych dyscyplinie, których nie zabraknie na liście startowej ze względu na otwierającą cały wyścig drużynową jazdę na czas.

 

Etap 11, 31 sierpnia: El Pozo Alimentación > Cabo de Gata (193 km)

Ostatni dzień sierpnia to odrobina wytchnienia dla nóg zmęczonych walką na stromych podjazdach, o ile potrafi się skutecznie odpoczywać pokonując 193 kilometry w upale. Start w okolicach Murcji to ukłon w stronę jednego ze sponsorów Vuelty, podczas gdy większość liczącej tylko 1592 metry przewyższenia trasy eksponować będzie relatywnie słabo zagospodarowany turystycznie odcinek wybrzeża pomiędzy miastem Alejandro Valverde i Almerią. Pojedynek sprinterów jest niemal gwarantowany.

Etap 12, 1 września: Salobrena > Peñas Blancas. Estepona (195,5 km)

Czwartkowy etap Vuelty nie zawiera w sobie ani szczypty intrygi, kurortami andaluzyjskiego wybrzeża prowadząc wprost na finałowy Peñas Blancas (19,0 km, śr. 6,7%). Na 195,5 kilometrowej trasie nie zabraknie słynącej z obrazów Picassa i ton śmieci Malagi czy pełnej kuriozów Marbelli, gdzie rosyjscy oligarchowie trzymają w swoich rezydencjach żyrafy.

Pod względem rywalizacji sportowej jest to dzień o tyle skomplikowany, że podczas sennych i gorących dziesiątek kilometrów poprzedzających decydujący podjazd łatwo jest stracić czujność, a na trasie wiodącej przez nadmorskie miasteczka nie zabraknie niebezpiecznych elementów infrastruktury drogowej. Swoje żniwo zebrać też może wysokie tempo na odcinku bezpośrednio poprzedzającym wzniesienie i jego bardzo stromy początek. Warto zauważyć, że nie jest to ten sam wariant Peñas Blancas, na którym w 2013 roku zwyciężył Leopold Koenig.

Etap 13, 2 września: Ronda > Montilla (171 km)

Na pierwszy rzut oka 13. etap hiszpańskiego wielkiego touru powinien paść łupem sprinterów, bo dystans 171 kilometrów i 1766 metrów przewyższenia to na Półwyspie Iberyjskim najniższy poziom trudności. Ponieważ jednak niemożliwe ucieczki dojeżdżające do mety są stałym punktem programu każdej edycji Vuelty, nie wolno wykluczyć takiego właśnie scenariusza – tym bardziej, że finisz w Montilli nie jest zupełnie płaski.

Etap 14, 3 września: Montoro > Sierra de la Pandera (160,3 km)

Trzeci weekend wyścigu to powrót bardzo poważnych gór i garść miłych wspomnień, ponieważ sobotni etap prowadzi na Sierra de la Pandera (8,4 km, śr. 7,8%), gdzie jako ostatni wygrywał w 2017 roku Rafał Majka, a wcześniej Damiano Cunego (2009), Andrey Kashechkin (2006), Alejandro Valverde (2003) i Roberto Heras (2002). Ostatnie wzniesienie bezpośrednio poprzedza Puerto de los Villares (10,4 km, śr. 5,5%), dlatego za finałową wspinaczkę uznać można sumę obu podjazdów.

W sobotę uczestnicy Vuelty pokonają 160,3 kilometra i 3312 metrów przewyższenia.

Etap 15, 4 września: Martos > Sierra Nevada / Alto Hoya de la Mora (148,1 km)

Niedziela to baśniowa Grenada (za Mickiewiczem, a po hiszpańsku Granada) i podróż w samo serce pasma Sierra Nevada, podczas której kolarze pokonają 148,1 kilometra i 4018 metrów przewyższenia. Wspinaczkę na 100. kilometrze otworzy Alto del Purche (9,1 km, śr. 7,6%), a stromy Alto de Hazallanas, na którym w 2013 roku walczyli Chris Horner i Vincenzo Nibali, wyznacza dopiero półmetek finałowego podjazdu na Alto Hoya de la Mora (22,1 km, śr. 6,7%). Miało być jeszcze trudniej, bo organizatorom Vuelty marzył się finisz na wysokości 2850 metrów nad poziom morza.

Dzień przerwy, 5 września (Jerez de la Frontera)
Etap 16, 6 września: Sanlucar de Barrameda > Tomares (188,9 km)

Po dniu przerwy w mieście arabskiej architektury, sherry i tańczących siwych koni, uczestników Vuelty czeka łagodne wprowadzenie w ostatni tydzień rywalizacji. We wtorek pokonają oni trasę z położonego u ujścia Gwadalkiwir Sanlucar de Barrameda do przytulonego do Sewilli Tomares, która liczy 188,9 kilometra i tylko 1076 metrów przewyższenia. To zatem kolejny etap, o którego losach powinien zadecydować finisz z dużego peletonu.

Etap 17, 7 września: Aracena > Monasterio de Tentudia (160 km)

Środa to przeprawa przez rzadko odwiedzaną przez Vueltę, zachodnią część Andaluzji i odkrytą dopiero przed rokiem Estremadurę, w której pierwszoplanowe role odegrać powinni uciekinierzy. Dystans 160 kilometrów, 2755 metry przewyższenia i finisz na relatywnie łatwym podjeździe do Monasterio de Tentudia (10,3 km, śr. 5,0%) składają się na definicję odcinka zbyt trudnego dla sprinterów, a jednocześnie niewystarczająco selektywnego, by mógł wzbudzić zainteresowanie najlepszych kolarzy klasyfikacji generalnej.

Etap 18, 8 września: Trujillo > Alto del Piornal (191,7 km)

Wyścig pozostaje w Estremadurze również następnego dnia, a rewanż pomiędzy harcownikami wydaje się jednym z najbardziej prawdopodobnych scenariuszy. W centrum czwartkowych wydarzeń znajduje się Alto del Piornal (13,5 km, śr. 5,0%), który uczestnicy Vuelty pokonają z dwóch różnych stron.

Łącznie trasa 18. etapu liczy 191,7 kilometra i 3680 metrów przewyższenia.

Etap 19, 9 września: Talavera de la Reina > Talavera de la Reina (132,7 km)

Kolejny przystanek kolumny wyścigu, która zbliża się do wielkiego finału w Madrycie, to położona nad Tagiem Talavera de la Reina. Tam rozpocznie się i zakończy najkrótszy odcinek ze startu wspólnego tegorocznej Vuelty, na który składa się dwukrotnie pokonywana runda ze wspinaczką na Puerto del Pielago (9,3 km, śr. 5,6%). Kolejny triumf ucieczki, sprinterski pojedynek ze zredukowanego peletonu czy nietuzinkowa akcja w samej końcówce? Ze względu na mnogość możliwości bardzo wielu kolarzy pomyśli, że to może być ich dzień.

Etap 20, 10 września: Moralzarzal > Puerto de Navacerrada (175,5 km)

Choć podjazdy na trasie przedostatniego etapu Vuelty nie są ani tak strome, jak te w Asturii, ani tak potężne, jak szczyty Sierra Nevada, odcinek ten w sprzyjających okolicznościach ma potencjał do wykreowania przetasowań na samym szczycie klasyfikacji generalnej. Tym bardziej, że podobne sytuacje miały już miejsce w przeszłości – ostatni raz w 2015 roku, kiedy czerwoną koszulkę odebrał Tomowi Dumoulinowi Fabio Aru.

W sobotę uczestnicy wyścigu pokonają 175,5 kilometra, 3977 metrów przewyższenia i pięć kategoryzowanych podjazdów: Puerto de Navacerrada (10,3 km, śr. 6,8%), Puerto de Navafria, Puerto de Canencia (7,5 km, śr. 4,9%), Puerto de la Morcuera (9,4 km, śr. 6,9%), i Puerto de Cotos (10,3 km, śr. 6,9%). Szczyt ostatniego wzniesienia dzieli od linii mety 6,6 kilometra.

Etap 21, 11 września: Las Rozas – Madryt (100,5 km)

77. edycję wyścigu Vuelta a España zwieńczy tradycyjna parada do Madrytu.

Faworyci

Dla większości pretendentów do zajęcia wysokich miejsc Vuelta a España to drugi wielki tour sezonu i ostatnia szansa by dowieść, że piastowana przez nich rola lidera drużyny ma dostatecznie dobre uzasadnienie. Wyjątkiem są tu młodzi kolarze, którzy w zasadzie jako jedyni mogą pozwolić sobie na zbudowanie kalendarza startów wokół przygotowań do trzytygodniowych zmagań na Półwyspie Iberyjskim, czego dowodem w niedalekiej przeszłości były występy Tadeja Pogačara, Enrica Masa, Miguela Angela Lopeza, Fabio Aru czy… Toma Dumoulina.

Wspominając wcześnie zakończoną karierę Holendra, najjaśniej pamiętać będę nie jego walkę z przeciwnościami losu pomiędzy kolejnymi wspinaczkami na Passo dello Stelvio, ale występ podczas Vuelty w 2015 roku i wydarte Froome’owi zwycięstwo na Cumbre del Sol. Dzięki, Tom.

Wracając jednak do czasów nowożytnych, nawet pomimo nieobecności pierwszoplanowych postaci niedawnego Tour de France, nadchodząca 77. edycja Vuelty zawiera pełen przekrój potencjalnych kandydatów do zwycięstwa. Stawi się obrońca tytułu, triumfatorzy hiszpańskiego wielkiego touru z lat 2016-1018, zwycięzca tegorocznego Giro d’Italia i wielki pokonany tego wyścigu, garść gorących nazwisk windowanych do roli faworytów bez racjonalnych przesłanek i kilku obiecujących młodzieńców.

Wywalczone przez Primoza Rogliča (Jumbo-Visma) trzy zwycięstwa z rzędu we Vuelcie to najdłuższa tego typu seria od czasów Roberto Herasa (2003-2005) i jednocześnie wyczyn, którego w przeszłości dokonał jeszcze tylko Tony Rominger (1992-1994). Skuteczna obrona tytułu przez najstarszego z utytułowanych Słoweńców wysunęłaby go więc na samodzielne prowadzenie w tej statystyce, ale ze względu na utrudnione przygotowania do wyścigu, będzie to niełatwy do zrealizowania cel. Dopiero na początku tego tygodnia zostało potwierdzone, że Roglič w ogóle stanie na starcie hiszpańskiego wielkiego touru w Utrechcie, co pozwala wierzyć, że narracja Jumbo-Visma na temat nie do końca wyleczonej kontuzji pleców jest czymś więcej niż zwykłym mydleniem oczu. Dobrą wiadomością dla 32-letniego Słoweńca jest przywrócenie drużynowej jazdy na czas, w której holenderska drużyna napędzana siłami między innymi Rohana Dennisa i Edoardo Affiniego powinna zająć miejsce w czołowej trójce oraz relatywnie łatwa przeprawa przez Niderlandy i Kraj Basków. Pagórkowate szosy na północy Półwyspu Iberyjskiego są naturalnym miejscem do ataku dla trzykrotnego zwycięzcy Vuelta a España, ale tym razem mogą pomóc mu wrócić do wyścigowego rytmu w preferowanym przez siebie terenie.

Pozostałe wyzwania tegorocznej edycji hiszpańskiego wielkiego touru również doskonale odpowiadają słynącemu z imponującej dynamiki Rogličowi, choć w pewnym stopniu przemawiać będą na korzyść preferujących podobny styl ścigania zawodników, którzy w innych okolicznościach nie byliby uznawani za rywali Słoweńca na przekroju trzech tygodni. Na szosach Niderlandów i Hiszpanii będzie on mógł liczyć na wsparcie Seppa Kussa, Rohana Dennisa, Roberta Gesinka, Sama Oomena, Chrisa Harpera, Edoardo Affiniego i Mike Teunissena, ale jeśli z różnych względów zawiedzie, rzadką okazję na odegranie pierwszoplanowej roli wykorzystać może 27-letni Amerykanin.

W zupełnie innej sytuacji na starcie tegorocznej Vuelty stanie Jai Hindley (Bora-hansgrohe), który miał sporo czasu i przestrzeni, by przygotować się do ostatniego wielkiego touru sezonu po zwycięstwie w majowym Giro d’Italia. Hierarchię w niemieckiej ekipie ustalić mają dopiero wydarzenia na szosie, czego dowodem jest numer jeden przyznany Samowi Bennettowi – prawdopodobnie jako akt poklepania po plecach sprintera, który ostatnimi czasy rzadko widuję tę liczbę przy swoim nazwisku. Wracając jednak do potencjalnych liderów Bory, wybór powinien dokonać się pomiędzy Hindleyem a Sergio Higuitą, z których tylko ten pierwszy jest w pełni sprawdzonym. Wytyczona przez organizatorów trasa częściej grać będzie na jego niekorzyść, niż mu pomagać, bo Australijczyk skazany jest na poniesienie strat podczas drużynowych i indywidualnych zmagań z tykającym zegarem, a sprinterskie popisy na sztywnych ściankach też nie są jego specjalnością. Podczas drużynowej jazdy na czas Bora może jednak pojechać lepiej, niż powszechnie się uważa, a piekielnie trudny blok górskich etapów w Sierra Nevada to dla Hindleya idealne miejsce do przepuszczenia odwracającego losy wyścigu ataku. We Vuelcie, której ostatni tydzień napędzany jest już tylko siłą woli pretendentów do tytułu, potężnym atutem będzie też ogromna cierpliwość zwycięzcy Giro d’Italia i jego umiejętność budowania formy w czasie, kiedy rywale rozmieniają ją na drobne.

Wspomniany Sergio Higuita i Wilco Kelderman mogą okazać się alternatywnymi liderami ekipy Bora-hansgrohe na 77. edycję Vuelta a España, ale w innych okolicznościach będą więcej niż solidnym wsparciem, podobnie jak Matteo Fabbro w górach i Ryan Mullen na ulicach Utrechtu.

Pisząc o drużynach z wieloma potencjalnymi liderami, przywołać trzeba w tym miejscu INEOS Grenadiers, w której barwach na hiszpańskich (i nie tylko, wiem) szosach rywalizować będą Richard Carapaz, Carlos Rodriguez, Pavel Sivakov i Tao Geoghegan Hart, a do narracji o notującej życiowe rezultaty młodzieży pasuje też Luke Plapp. Oczywistym wyborem wydaje się najbardziej doświadczony z tej grupy Ekwadorczyk, który z pewnością po cichu liczy na rewanż po porażce w majowym Giro d’Italia, ale pozornie klarowną wizję mąci informacja o jego transferze. W takich sytuacjach nigdy nie można być pewnym, co zwycięży: chęć wywalczenia jak najwyższego miejsca w klasyfikacji generalnej czy dyktowana mniej racjonalnymi przesłankami próba zadowolenia tych, którzy zostają na pokładzie.

Sama trasa tegorocznego wyścigu, choć nie odpowiada Carapazowi idealnie, posiada przemawiające na jego korzyść „momenty”. Należą do nich przede wszystkim drużynowa jazda na czas, podczas której pociąg INEOSU polegać będzie na mocy Dylana van Baarle i Ethana Haytera oraz etapy w Sierra Nevada, gdzie Ekwadorczyk jako jeden z nielicznych znajdzie się na naturalnych dla siebie wysokościach. Przy tym pamiętać trzeba, że głównym atutem zwycięzcy Giro d’Italia z 2019 roku jest jego wyścigowa mądrość i umiejętność adaptacji, dzięki którym charakter trasy ma niewielki wpływ na jakość jego występów. Być może nie ma terenu, w którym Carapaz byłby najlepszy na świecie, ale jednocześnie nie sposób wskazać odcinek, na którym łatwo byłoby zastawić na niego pułapkę. Choć wydarzenia z Passo Fedaia każą myśleć inaczej, 29-letni Ekwadorczyk co do zasady rośnie też w siłę wraz z biegiem wyścigu – wystarczy przypomnieć sobie jego szarżę podczas ostatniego tygodnia ubiegłorocznej Wielkiej Pętli.

Carlos Rodriguez to opcja, która pasuje zarówno do charakterystyki Vuelty, jak i byłaby osłodą dla żegnającej się z Alejandro Valverde domowej publiczności. Nadchodzący hiszpański wielki tour wydaje się również szansą, której nie powinien przepuścić Pavel Sivakov. Drużynowa jazda na czas najprawdopodobniej ustawi go na dogodnej pozycji, występami w niedawnych Clasica San Sebastian i Vualta a Burgos dowiódł wysokiej formy, ale 25 lat to przy obecnych standardach ostatni dzwonek na budujące karierę występy w wielkich tourach. Jeśli nie teraz, to być może nigdy.

Choć nie jest o nim szczególnie głośno, nie można też zapominać o zwycięzcy Vuelta a España z 2018 roku, czyli Simonie Yatesie (BikeExchange-Jayco). Ten brak zainteresowania mediów może zresztą 30-letniemu Brytyjczykowi bardzo pomóc, bo pierwsza połowa sezonu kolejny raz dowiodła, że robienie wokół siebie sporego szumu i wygrywanie wszystkiego na etapie przygotowań nie prowadzi w jego przypadku do sukcesu w imprezie docelowej. W swoim składzie na hiszpański wielki tour BikeExchange-Jayco ma między innymi Michaela Hepburna i Luke’a Durbridge’a, którzy pamiętają jeszcze czasy triumfów Oriki-GreenEdge na etapach drużynowej jazdy na czas, a w górach Yatesowi pomogą Lawson Craddock, Lucas Hamilton i Callum Scotson. Niezależnie od tego, czy Brytyjczyk zaistnieje w walce o wysokie miejsca klasyfikacji generalnej Vuelty, czy zmieni priorytet na etapowe zwycięstwa, do gustu powinny przypaść mu odcinki w Kraju Basków i ostatni tydzień rywalizacji.

Do kandydatów racjonalnych, aczkolwiek mało prawdopodobnych, należą jeszcze Ben O’Connor (AG2R Citroen), Enric Mas (Movistar) i Miguel Angel Lopez (Astana Qazaqstan), choć wszyscy trzej skazani są na poniesienie poważnych strat już na etapie drużynowej jazdy na czas. Co wydarzy się później, trudno przewidzieć, ale podczas przygotowań do hiszpańskiego wielkiego touru zdecydowanie najlepiej wyglądał 28-letni Kolumbijczyk, który otoczony będzie wyjątkowo mocną ekipą i któremu doskonale odpowiadać powinny kluczowe górskie odcinki wyścigu.

Czas jednak porzucić okowy racjonalnego myślenia na rzecz dwóch kolarzy, za sprawą których momentalnie odpinają się wrotki internetowych fantazji. Mowa oczywiście o Joao Almeidzie (UAE Team Emirates) i Remco Evenepoelu (Quick-Step Alpha Vinyl), którzy ze stratą dla każdej ze stron dzielili rolę lidera w ubiegłorocznej edycji Giro d’Italia. Dziś reprezentują różne barwy teamowe, co obaj z pewnością przyjmują z ulgą, ale tuż przed startem wyścigu Vuelta a España i tak łączy ich kilka rzeczy. Są kolarzami, którzy potencjalnie zyskają najwięcej podczas etapów drużynowej i indywidualnej jazdy na czas, a charakter trasy tegorocznej Vuelty do pewnego stopnia pozwoli im zamaskować ich największe słabości. Jednocześnie Portugalczyk i Belg są zawodnikami, którzy historycznie tracą zbyt wiele na długich podjazdach w stosunku do rasowych górali pokroju Jaia Hindleya czy Richarda Carapaza, więc w ciągu najbliższych trzech tygodni będą mieli w tym aspekcie wiele do udowodnienia.

Chociaż tegoroczny włoski wielki tour nie zakończył się dla Almeidy pomyślnie, był świadectwem dokonanych przez lidera UAE Team Emirates postępów. Relatywnie krótkie i strome podjazdy Vuelty są zaś dla niego szansą w takim samym stopniu, w jakim alpejskie przełęcze Giro zagrażały jego ambicjom. Triumf na ostatnim etapie Vuelta a Burgos pozwala sądzić, że 24-letni Portugalczyk rozpocznie wyścig w dobrej formie. Daje to solidną podstawę do przetestowania hipotezy, że jedną z jego mocniejszych stron jest wysoka dyspozycja prezentowana w ostatnim tygodniu rozgrywania wielkiego touru. Almeida będzie miał w Hiszpanii nie najgorsze wsparcie w osobach Marca Solera, Brandona McNulty’ego, Juana Ayuso i Jana Polanca, z których każdy poza Słoweńcem jest w stanie awaryjnie wcielić się w jego rolę.

Znacznie więcej ma do udowodnienia w materii rywalizowania na przestrzeni trzech tygodni Evenepoel, którego pierwsza i dotąd jedyna próba skazana była na porażkę by design. Nawet po upływie ponad roku nie mam ochoty komentować pomysłu, aby debiut 21-latka (nie tylko tego, ale jakiegokolwiek) w wielkim tourze był jego pierwszym występem po tym, jak spadł z mostu, ale to nie ubiegłoroczny Giro d’Italia jest tu największym problemem. Są nim statystyki utalentowanego Belga, które bardzo jasną wskazują, że od porażki w tygodniowym wyścigu etapowym zazwyczaj dzieli go zaledwie jeden 10-kilometrowy lub dłuższy podjazd. Tak było podczas rozgrywanych w tym sezonie Volta a la Comunitat Valenciana, Tirreno-Adriatico czy Itzulia Basque Country (tam wystarczyło 5 kilometrów), nie wspominając o Tour de Suisse, gdzie na czołową dziesiątkę nie wystarczyło nawet wycofanie się połowy peletonu z powodu koronawirusa. Jak po przejściu pełnego cyklu przygotowań Evenepoel radzi sobie w ostatnim tygodniu wielkiego touru? Nie wiadomo. Jak znosi rywalizację na wysokości przekraczającej 2500 metrów n.p.m.? To też nie jest jasne. Młody wiek sprawia, że cały czas ma przed sobą długą ścieżkę rozwoju i ogromny potencjał, który może odblokować w dowolnym momencie, ale dotąd w trudnych wyścigach etapowych nie był nawet bliski zagrożenia wyżej wymienionym kolarzom. Próbuję przez to powiedzieć, że wymienianie zawodnika Quick-Step Alpha Vinyl w wąskim gronie pretendentów do tytułu przypisać trzeba do kategorii fantastyki, a nie wniosków opartych na faktach, choć Tom Dumoulin też nazywany był zbyt ciężkim i powolnym, kiedy stawał na starcie Vuelty w 2015 roku…

Z pewnymi szansami na najlepszą dziesiątkę klasyfikacji generalnej wystartują też Thymen Arensman (Team DSM), Mikel Landa, Gino Maeder (Bahrain Victorious) czy Hugh Carthy (EF Education-Easy Post).

Sprinterzy / klasyfikacja punktowa

O etapowe zwycięstwa na płaskich odcinkach 77. edycji Vuelty rywalizować będą Tim Merlier (Alpecin-Deceuninck), Pascal Ackermann (UAE Team Emirates), Danny van Poppel, Sam Bennett (Bora-hansgrohe), Kaden Groves (BikeExchange-Jayco), Sebastian Molano (UAE Team Emirates) i Gerben Thijssen (Intermarche-Wanty-Gobert), a w nieco trudniejszym terenie do walki powinni się włączyć Mads Pedersen (Trek-Segafredo), Ethan Hayter (INEOS Grenadiers), Mike Teunissen (Jumbo-Visma), Bryan Coquard (Cofidis) i Andrea Vendrame (AG2R Citroen).

Klasyfikacja górska

Dopiero pierwsze górskie etapy ujawnią kolarzy, których forma wbrew ambicjom nie pozwoli na walkę w klasyfikacji generalnej, a ci często okazują się najskuteczniejszymi łowcami premii na najtrudniejszych podjazdach. W takiej roli dobrze odnaleźć się mogą Ben O’Connor (AG2R Citroen), Santiago Buitrago, Wout Poels, Gino Maeder (Bahrain Victorious), Sergio Higuita (Bora-hansgrohe), Jesus Herrada (Cofidis), Esteban Chaves (EF Education-EasyPost), Thibaut Pinot (Groupama-FDJ), Jan Hirt, Louis Meintjes (Intermarche-Wanty-Gobert), Michael Woods (Israel-Premier Tech), Juan Pedro Lopez (Trek-Segafredo) i Jay Vine (Alpecin-Deceuninck).

Polacy

W 77. edycji wyścigu Vuelta a España udział weźmie dwóch Polaków: Kamil Małecki (Lotto Soudal) i Łukasz Owsian (Arkea Samsic).

 

77. edycja wyścigu Vuelta a España rozgrywana będzie od 19 sierpnia (piątek) do 11 września (niedziela).

Każdego dnia publikować będziemy szczegółowe zapowiedzi najbliższego etapu.

Vuelta a España 2022 >>> oficjalna lista startowa

Poprzedni artykułTour of Denmark 2022: Kooij bezkonkurencyjny, Aniołkowski dziesiąty
Następny artykułHiszpania mówi Valverde ¡Adiós!
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek
Jacek

Pani Ola w formie na poziomie Sierra Nevada. Dziękuję za całość, którą świetnie się czytało. Tradycyjnie tekst przyprawiony inteligentnym humorem, który uwielbiam (gatunek, niestety, ginący w ogólnej przestrzeni kultury). Eksplozje śmiechu po kwiatkach w rodzaju spokoju kredytobiorców i wrotek internetowych fantazji znowu zagroziły mojej ziemskiej egzystencji 🙃.