Zwycięzca etapu z metą na Alpe d’Huez Tom Pidcock (INEOS Grenadiers) podzielił się wrażeniami o swoim debiucie w Tour de France.
Pidcock ukończył Wielką Pętlą na 17. miejscu w klasyfikacji generalnej, ale najważniejszą rzeczą, jaką zapamięta z tegorocznej edycji jest zwycięstwo na legendarnym dla francuskiego wielkiego touru podjeździe Alpe d’Huez.
Przed piątkowym etapem do Cahors mówił dziennikarzom, że ostatnie dni są dla niego wymagające, ale najważniejsze i tak jest to, czego w trakcie ostatnich trzech tygodni doświadczył.
– Ostatnie dni były naprawdę trudne. Myślę, że to dlatego, że nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego w nogach. Vuelta nie ma tutaj żadnego znaczenia. W trakcie Tour de France moja forma stawała się coraz lepsza. Nauczyłem się wielu rzeczy
– mówił Pidcock i zdradził, że notował (!) wszystkie swoje obserwacje ze ścigania w największym i najbardziej prestiżowym wyścigu.
– W tym wszystkim najbardziej chodziło o to, aby przetrwać, nauczyć się czegoś i to wszystko zapisać. Każda mała rzecz robi różnicę. Gdy dołączyłem do składu na Tour de France powiedziano mi, abym notował wszystkie swoje obserwacje. Tak też robiłem. Jeśli wystartuję tutaj w przyszłym roku, to będę miał wiele cennych informacji
– dodał Anglik.
Pidcock podszedł do finałowego etapu jazdy na czas do Rocamadour na luzie. Chciał po prostu nacieszyć samotną jazdą w szpalerze kibiców.
– Nie jechałem na pełen gaz, chociaż niektórzy tego oczekiwali. Wolałem jednak nacieszyć się tymi ostatnimi dwoma dniami. Podczas „czasówki” jedziesz sam, nie ma stresu związanego z jazdą w peletonie, były tłumy kibiców i to wszystko było bardzo przyjemne
– opowiadał Tom Pidcock.
Dla mistrza olimpijskiego w kolarstwie górskim oraz mistrza świata w przełajach Tour de France 2022 był drugim wielkim tourem w karierze. W 2021 roku wystartował i ukończył hiszpańską Vueltę.