fot. Giro d'Italia

Za nami pierwsza wielka górska potyczka faworytów do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. Dziewiąty etap wyścigu Giro d’Italia z metą na podjeździe Blockhaus wygrał Jai Hindley z drużyny BORA-hansgrohe, który okazał się najszybszy na finiszu z sześcioosobowej grupki górali. Tymczasem niesamowitą, ale skuteczną walkę o utrzymanie prowadzenia w klasyfikacji generalnej stoczył Juanpe López (Trek-Segafredo).  

Zgodnie z tradycją druga niedziela wyścigu Giro d’Italia zaoferowała kolarzom i kibicom bardzo trudny górski etap. Dziewiąta odsłona tegorocznej edycji włoskiego wielkiego touru to etap z Iserni na Blockhaus (191 km) – bardzo trudny i stromy podjazd położony w Apeninach i jednocześnie posiadający najmniej włoską nazwę z możliwych (o jej genezie piszemy w naszej zapowiedzi –> TUTAJ). Wspinaczka na Blockahus liczyła 13,6 km, a średnie nachylenie wynosiło 8,4%. Ponadto kolarze zmierzyli się z dwiema innymi przełęczami – Roccarraso oraz Passo Lanciano. Organizatorzy „wycenili” ten etap na pięć gwiazdek, a łączna liczba metrów przewyższenia to 5 tysięcy.

BlockHaus_altimetria

Pierwsza faza etapu: 

Tym razem aż tak bardzo długo nie trwała walka o zawiązanie ucieczki dnia. Ostatecznie znalazło się w niej dziewięciu kolarzy: Felix Gall, Nans Peters (AG2R Citroën), Joe Dombrowski (Astana Qazaqstan), Filippo Zana (Bardiani-CSF-Faizanè), Natnael Tesfatsion, Eduardo Sepúlveda (Drone Hopper – Androni Giocattoli), Jonathan Caicedo (EF Education-EasyPost), Diego Rosa (EOLO-Kometa) oraz James Knox (Quick-Step Alpha Vinyl).

W momencie, gdy uformował się odjazd dnia, nastąpił relatywny spokój. Co prawda mniej więcej 180 kilometrów wydarzyła się kraksa, w której uczestniczył między innymi Pello Bilbao z drużyny Bahrain-Victorious, ale raczej nikt poważnie nie ucierpiał.

Na pierwszą górską premię Roccarraso zaatakował skutecznie Diego Rosa. Następnie nie działo się nic szczególnego, a przewaga prowadzącej dziewiątki wynosiła około 4-5 minut.

Tempo wzrosło nieco w momencie, gdy kolarze rozpoczęli ostatnie 100 kilometrów etapu. Na czoło peletonu wyszedł Jonathan Castroviejo, który w swoim stylu narzucał mocne i równe tempo. Hiszpan jawił się na ekranie telewizorów obandażowany po kraksie podczas piątkowego etapu, ale najwidoczniej czuje się na tyle dobrze, by wykonywać pracę dla drużyny. Z drugiej strony „Castro” zazwyczaj pracował w dalszej kolejności pociągu INEOS, zatem ta decyzja z pewnością jest spowodowana skutkami kraksy.

Podjazd pod Passo Lanciano

Czołowa dziesiątka rozpoczęła wspinaczkę pod Passo Lanciano z przewagą mniejszą niż ta, którą dysponowała wcześniej – było to około 2 minut i 40 sekund. Przypomnijmy, że podjazd liczył 10,3 km, a średnie nachylenie wynosiło 7,6%.

Od samego początku wspinaczki stało się jasne, że czołowa grupa musi zostać zmniejszona. Kolarze zaczęli się wzajemnie atakować. Jako pierwszy całą zabawę rozpoczął Nans Peters, za którym świetnie pojechał Tesfatsion, a następnie drugi kolarz zespołu Drone Hopper – Sepulveda.

Po to, aby dojechać do prowadzącej na podjeździe trójki zagiął się również Diego Rosa, któremu zależało na zebraniu kolejnych punktów do klasyfikacji górskiej. Włochowi udało się to 4 kilometry przed szczytem. Wówczas wraz z trzema swoimi kompanami z odjazdu miał 52 sekundy przewagi nad pozostałą częścią odjazdu dnia.

Chwilę później Diego Rosa raz jeszcze ruszył do przodu, chcąc urwać się rywalom i być pewnym, że na szczycie zdobędzie maksymalną liczbę punktów. Mimo mocnego ataku do koła zdołał mu doskoczyć Tesfatsion. Obaj dojechali do szczytu, ale Erytrejczyk nie atakował kolarza EOLO-Kometa, zatem ten spokojnie osiągnął swój cel. Tym samym mógł być pewien, że na mecie dziewiątego etapu (jeśli tylko go ukończy) założy maglia azzurra.

Zjazd z Passo Lanciano

Zjazd z przedostatniej górskiej premii dnia lepiej rozpoczął Natnael Tesfatsion, który po chwili zbudował nawet kilkusekundową przewagę nad Rosą. Niestety kilka chwil później przestrzelił jeden z lewych zakrętów i wjechał w krzaki, koziołkując przez kierownicę. Kolarz Drone Hopper miał szczęście w tym całym pechu, ponieważ trafił idealnie w miejsce, gdzie nie było metalowej barierki okalającej drogi czy też dużej przepaści. Tesfatsion szybko się pozbierał i stanął na nogi, choć wyglądał na lekko oszołomionego. Na szczęście kilkanaście minut później oficjalny Twitter wyścigu Corsa Rosa poinformował, że Erytrejczyk wrócił na rower.  

Kolejnym ważnym odnotowania incydentem na tym zjeździe była przebita opona Wilco Keldermana. Z kolei w peletonie bez zmian – kontrolę na czele nadal sprawowała drużyna INEOS Grenadiers

Przerywnik pomiędzy zjazdem z Lanciano a wspinaczką na Blockhaus stanowił nieoznaczony podjazd Roccamorice, który samotnie na czele rozpoczął Diego Rosa. Włoch miał w tym momencie około pół minuty przewagi. Tymczasem do Petersa i Sepulvedy dołączył Joe Dombrowski, który podczas podjazdu na Lanciano robił wszystko, aby znaleźć się w pierwszej grupie.

31-letni Amerykanin, który wraz z tym sezonem zmienił barwy z UAE Team Emirates na Astanę Qazaqstan zaatakował raz jeszcze – by tym razem dojechać do Diego Rosy. Ostatecznie udało mu się to nie tylko jemu, ale również Nansowi Petersowi.

Dombrowski pojechał dalej samotnie, choć na Roccamorice sytuacja zmieniła się na tyle znacząco, że te akcje wydawały się nie mieć już większego znaczenia. Uciekinierów dogonił bowiem peleton.

Blockhaus

Tak się złożyło, że peleton napędzany przez drużynę INEOS Grenadiers skasował ucieczkę dnia tuż przed podjazdem na Blockhaus. Oznaczało to całkowicie nowe rozdanie podczas tej słynnej wspinaczki.

Jak to zwykle bywa, na początku podjazdu obejrzeliśmy tych, którzy którzy mieli problemy z utrzymaniem się w głównej grupie. W tym gronie już na początku znaleźli się Tom Dumoulin, Giulio Ciccone oraz – co najbardziej zaskakujące – Simon Yates. Ciekawe, czy Brytyjczyk cierpiał z powodu kraksy na czwartym etapie czy też przyczyną słabszej dyspozycji było coś innego.

8 kilometrów przed metą incydent miał lider wyścigu Juanpe López, który zetknął się kołem z Alejandro Valverde. Hiszpan musiał wypiąć nogę i niemal momentalnie stracił pół minuty do peletonu. Tymczasem 42-letni Valverde bardzo długo utrzymywał się w głównej grupie – zresztą tak samo jak Vincenzo Nibali, co było wspaniałą wiadomością dla Rekina z Messyny.

Ostatnim rozprowadzającym Richarda Carapaza był Richie Porte. 5 kilometrów przed metą w czołowej grupie znajdowało się dziesięciu zawodników: Porte, Carapaz, Bardet, Landa, Buchmann, Nibali, Valverde, Hindley, Pozzovivo oraz Almeida.

Można było spodziewać się, że jako pierwszy zaatakuje Richard Carapaz i tak rzeczywiście zrobił 4600 metrów przed metą. Na koło natychmiast usiedli mu Romain Bardet oraz Mikel Landa.

Przewaga między prowadzącym trio a resztą kolarzy nie była zbyt duża. Obie grupki miały siebie w bliskim zasięgu, choć nie było już nich Valverde i Nibaliego. 2 kilometry przed metą obie grupki się zjechały, ale tylko na chwilę. Zdecydowanie było widać, że najlepiej na tym podjeździe czują się Carapaz, Landa oraz Bardet. Panowie wzajemnie się czarowali, ale na ostatni kilometr wjechali razem.

Kilkaset metrów przed metą do prowadzącej trójki ponownie dojechał Hindley, Almeida i Pozzovivo. Ostatecznie doszło do ekscytującego finiszu górali, po którym – mało brakowało – ale byłby potrzebny fotofinisz. W tej potyczce najlepszy okazał się Jai Hindley, który gdy jeszcze ścigał się w barwach Team Sunweb spędził jeden dzień w różowej koszulce lidera, a wyścig przegrał w jeździe indywidualnej na czas z Tao Geoghanem Hartem.

Koszulkę lidera po tym pechowym przypadku w znakomitym stylu obronił Juanpe López. Przekraczając linię mety nie wiedział, czy się udało, ale gdy masażysta przekazał mu tę radosną nowinę, na jego twarzy namalowało się uczucie wielkiej ulgi. Jego reakcję można obejrzeć na video poniżej.

W wywiadzie udzielonym nadawcy telewizyjnemu rozemocjonowany Andaluzyjczyk przeprosił Sama Oomena z drużyny Jumbo-Visma, w którego rzucił bidonem. Wcześniej doszło między nimi do napięcia po tym, jak Holender chciał zepchnąć z pozycji lidera.

Wyniki po dziewiątym etapie: 

Poprzedni artykułTro-Bro Léon 2022: Hofstetter po świetnej jeździe Arkéa Samsic
Następny artykułDemi Vollering o Itzulia Women: „To był naprawdę niesamowity wyścig”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Milo
Milo

czy to było fair że Ineos przyspieszył gdy lider w różowej koszulce miał „incydent” ?
widać było że dostali na sluchawki cynk iż Lopez był ofiarą stłuczki kilku kolarzy.
Gdzie stare dobre obyczaje ??