fot. Bartek Kozyra/Karpacki Wyścig Kurierów

Kilka dni temu Martin Marcellusi zakończył występ w Karpackim Wyścigu Kurierów i potwierdził swoją wysoką formę, zajmując 4. miejsce w klasyfikacji generalnej.

Bardiani CSF Faizane to ta ekipa, która robiła największe wrażenie, gdy spojrzało się na listę startową jednego z dwóch największych polskich wyścigów u23. Także z powodu składu, który przysłało do Polski. Alessio Martinelli czy Alessandro Pinarello zdążyli już przecież osiągnąć pewne sukcesy w kolarstwie młodzieżowym. Wydaje się jednak, że najmocniejszym nazwiskiem, które znalazło się w ich składzie był Martin Marcellusi.

To z całą pewnością najlepszy sezon w mojej dotychczasowej karierze – przyznawał na początku naszej rozmowy. I trudno się z tym nie zgodzić. W ciągu zaledwie kilku miesięcy udało mu się wygrać Trofeo Piva, zająć 2. miejsce w Gran Premio della Liberazione czy 7.  w Trofej Poreč, gdzie rywalizował z kolarzami elity. W Karpackim Wyścigu Kurierów liczył na kolejny dobry występ i mu się udało – zajął 4. miejsce. 

A mogło być jeszcze lepiej – po pierwszym etapie zajmował 2. miejsce i następnego dnia zapowiadał, że ma swój pomysł na atak odbierający Franowi Miholjeviciowi białą koszulkę dla lidera klasyfikacji generalnej. Planu nie udało mu się zrealizować – okazało się, że moje nogi nie są jednak tak mocne, jak sądziłem. Zespół zrobił wszystko, co mógł, ale ja nie byłem wystarczająco mocny, by zaatakować

– mówił mi, gdy kilka godzin po zakończeniu etapu do Niedzicy, odwiedziłem go w Popradzie, gdzie nocował, podobnie jak pozostali zawodnicy startujący w imprezie. 

Wtedy już wiedział, że o zwycięstwo w całym wyścigu będzie mu bardzo trudno – do końca pozostawała już tylko górska czasówka. Choć ma już 22 lata, to, jak sam mówił, nigdy wcześniej nie jechał tego typu etapu. Niestety na trasie faktycznie było to widać – zajął 20. miejsce i w “generalce” spadł na czwarte miejsce.

Wzdychając do “Flandryjskiej Piękności”

Jego najlepszym występem na rozgrywanym w trzech krajach wyścigu, pozostał więc ten na etapie ze startem i metą w Starej Lubowli. Był on dość charakterystyczny, ze względu na gravelowe sekcje. W ostatnich miesiącach zostaliśmy przyzwyczajeni do tego, że ilekroć taka nawierzchnia pojawia się na wyścigu (nie licząc tych stworzonych specjalnie dla szutrowych odcinków) – zawodnicy narzekają. Tymczasem Marcellusi zdaje się być nią zachwycony.

Czułem się tam naprawdę dobrze – myślę, że jest to preferowany przeze mnie typ terenu. No ale wiadomo, tutaj rywalizuję ze swoimi rówieśnikami, najczęściej młodszymi ode mnie. Jazda z kolarzami w World Tourze to zupełnie inna bajka

– mówi zawodnik, który jest najwyraźniej masochistą. O tym, że lubi jeździć po trudnej nawierzchni świadczy również jego odpowiedź na kolejne pytanie – o wyścig, który najbardziej chciałby wygrać

– Wyścig Dookoła Flandrii – mówi bez cienia zawahania. Niestety jak do tej pory nie miał okazji w nim zadebiutować – i raczej nie dostąpi jej w barwach Bardiani CSF. Włoski zespół nie zwykł dostawać zaproszeń na “Flandryjską Piękność”. Zresztą, sam zawodnik nie ma złudzeń, że w najbliższym czasie się to zmieni. Oczywiście, gdy zadałem mu pytanie, czy wobec tego zamierza niebawem opuścić jego szeregi, szybko ucina temat, mówiąc, że skupia się na aktualnych wyzwaniach.

A te bywają naprawdę ambitne. Bo oprócz wielu wyścigów młodzieżowych, Marcellusi w ostatnich miesiącach wziął już udział także w dwóch imprezach zaliczanych do Pro Series. Podczas jednej z nich – Milano-Torino, załapał się nawet do ucieczki:

Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że jestem w stanie to zrobić. Sto pięćdziesiąt kilometrów… wow, to był najcięższy wyścig w mojej karierze. Jeszcze nigdy nie czułem takiego bólu w nogach, jak wtedy. To jest kompletnie inny poziom niż Karpacki, Trofeo Piva czy GP Liberazione.

Z brukowanych wyścigów miał natomiast w swojej karierze okazję przejechać jak do tej pory tylko jeden Strzałę Brabancką. Niestety tam nie udało mu się zaznaczyć swojej obecności równie mocno, jak w Milano-Torino, ba, nie był w stanie nawet ukończyć wyścigu – miałem problem ze swoim rowerem – może następnym razem będzie lepiej – liczy.

Skąd więc w jego głowie pomysł, by zostać kolarzem specjalizującym się w północnych klasykach? Pewną odpowiedzią byłby teren, w którym czuje się najlepiej – potrzebuję jakichś podjazdów, by pokazać pełnię swoich możliwości, ale nie mogą być one zbyt trudne – jak Superga na przykład – wyjaśnia. Gdy dodamy do tego jego masochistyczne ciągoty do jazdy po nierównej nawierzchni, będziemy w stanie, przynajmniej częściowo zrozumieć, dlaczego kolarz pochodzący z kraju, w którym mamy tyle prestiżowych klasyków, z Il Lombardia i Milano-Sanremo na czele, upatrzył sobie akurat Wyścig Dookoła Flandrii.

Idol

Jeszcze łatwiej pojąć przyczynę jego nastawienia, gdy pozna się jego kolarską historię – Zacząłem 16 lat temu – miałem wtedy 7 lat i jeździłem w klubie ze swojego rodzinnego miasta. Spędziłem tam wiele sezonów, aż do wieku juniora. Później jeździłem w innej ekipie, by po wejściu do kategorii u23 przejść do Mastermarco – zespołu Vincenzo Nibalego i… Alberto Bettiola. Trenowali z nami 2-3 razy tygodniowo, oczywiście pod warunkiem, że akurat przebywali w domu, co oczywiście w zawodowym sporcie nie zdarza się zbyt często

Treningi z wielkimi sławami – w tym z kolarzem, który w 2019 roku zaskoczył rywali i cały kolarski świat, wygrywając Wyścig Dookoła Flandrii rzeczywiście musiały mieć wpływ na jego rozwój i wybór odpowiedniej ścieżki. Tym bardziej, że Bettiol zdążył udzielić mu wielu rad.

Jego kolarska charakterystyka jest bowiem bardzo podobna do mojej, więc faktycznie zdołał mi zwrócić uwagę na wiele rzeczy. Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, była związana z moim występem w Strzale Brabanckiej. Powiedział mi wtedy, że nie muszę zaczynać od nie wiadomo, jak dobrego wyniku. Że po prostu mam zebrać doświadczenie, ukończyć wyścig. Dawał mi też wiele innych – mniejszych rad. Niestety tych taktycznych, kiedy zaatakować, często nie mogłem wdrożyć w życie. Po prostu nie jestem tak mocny, jak on.

– przyznawał.

A jednak, gdy zapytałem, czy to Bettiol jest najważniejszą postacią w jego zawodowym życiu. Kimś, kto sprawił, że zakochał się we Flandrii, udzielił mi zaskakującej odpowiedzi:

Oczywiście, Bettiol jest dla mnie wielką inspiracją, ale moim największym idolem jest Peter Sagan – od 2012 roku. Zobaczyłem wtedy jego pierwszy występ w Tour de France i… zrobił na mnie ogromne wrażenie. 

Wtedy jeszcze liczył na to, że podobnie jak Sagan, jedno ze swoich pierwszych zwycięstw odniesie w Polsce. Kilka godzin później okazało się to zadaniem ponad jego siły. Mimo wszystko, sezon się jeszcze nie skończył. Właściwie, to dopiero się zaczyna. Włoch stoi więc przed kolejnymi wyzwaniami.

Być może niedługo częściej będę mógł ścigać się z elitą. Na razie występuję jednak głównie w wyścigach u23 – być może zmieni się to po Baby Giro – mówi kolarz, zapowiadając swój występ w Giro d’Italia do lat 23, które rozpocznie się 18 czerwca. Jak możecie się jednak domyślać, jego celem nie będzie walka o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej – raczej o wygrywanie kolejnych etapów. Trzymamy kciuki, by mu się to udało – szanse na pewno ma, w końcu w tym roku już wielokrotnie pokazał, że jest naprawdę mocnym kolarzem.

Poprzedni artykułArnaud Demare uradowany po przerwaniu złej passy
Następny artykułCyklamenowe wybrzeże – zapowiedź 6. etapu Giro d’Italia 2022
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments