Pierwszy etap Karpackiego Wyścigu Kurierów przyniósł małe trzęsienie ziemi w klasyfikacji generalnej, ale jeśli chodzi o najlepszą ekipę wyścigu, wszystko zostało po staremu – wciąż jest nią CT Friuli ASD.

Włosi zakończyli etap z kompletem pięciu koszulek. Większość z nich zgarnął nowy lider wyścigu – Fran Miholjević. Chorwat, który rok temu był o krok od zwycięstwa w tym wyścigu, a ostatecznie zakończył go na trzecim miejscu, wygrał pierwszy etap dzięki wygranej na czteroosobowym finiszu z Alexandrem Hajkiem, Martinem Marcellusim i Francisem Juneau. Dzięki temu został liderem klasyfikacji: generalnej, u21 oraz punktowej.

Do tego udało mu się utrzymać niebieską koszulkę dla lidera klasyfikacji górskiej. Wcześniej miał ją trochę “na kredyt” – na prologu nie było żadnych premii, więc trykot został przydzielony trzeciemu kolarzowi na mecie. Okazało się jednak, że trafił on w dobre ręce – Chorwat wygrał już pierwszy górski finisz. Miał przy tym trochę szczęścia, ponieważ tuż przed “kreską” dogoniona została ucieczka, więc po punkty mogli schylić się kolarze z peletonu.

– Po prostu znajdowałem się na właściwej pozycji. Wtedy pomyślałem sobie, że skoro już jestem z przodu, to można byłoby powalczyć o punkty. Wiem, że to bardzo ważne dla naszej ekipy, żeby zdobyć jak najwięcej koszulek

– mówił po mecie Chorwat, który dzięki mocnej ekipie mógł spokojnie czekać w peletonie na rozwój wypadków. Kolarze CT Friuli ASD mieli duży wpływ na to, że przez większość czasu na czele jechała zwarta, dość duża grupa.

– Tak naprawdę kontrolowaliśmy to, co się działo na trasie, właściwie przez cały dzień, więc łatwiej było mi znaleźć się we właściwym miejscu, gdy ważyły się losy etapu. Decydujący atak miał miejsce na około 30 kilometrów przed metą – udało mi się go przetrwać, a na kresce okazałem się najszybszym zawodnikiem

– dodawał nowy lider wyścigu.

Na pozycji lidera zluzował zespołowego kolegę – Nicolo Burattiego. Ten jeszcze w piątek mówił, że choć bazuje głównie na szybkości, to jest w stanie utrzymać koło rywalom także na najtrudniejszych etapach tegorocznego wyścigu. W Starej Lubowli okazało się, że faktycznie – jest mocny, ale nie na tyle, by znaleźć się w decydującym odjeździe.

– Podczas etapu miało miejsce mnóstwo ataków – w tym, który okazał się najmocniejszy, znalazł się Fran, więc niespecjalnie zależało mi na dogonieniu go. Przyjechałem więc na metę w peletonie, który walczył o piąte miejsce i byłem w nim najszybszy

– relacjonował, choć teraz od czwartego Hajka dzieli go już ponad minuta, nie traci pewności siebie.

– Choć mam już dużą stratę do czołowej czwórki, to wciąż widzę jakieś szanse na awans. Jutrzejszy etap będzie jeszcze bardziej wymagający niż dzisiejszy, a później mamy jeszcze górską jazdę na czas. Ta ostatnia nie odpowiada zbytnio mojej charakterystyce, ale myślę, że mimo wszystko stać mnie tam na dobry wynik

– zakończył zawodnik, który dzięki dobrej postawie na lotnych finiszach, po etapie otrzymał żółtą koszulkę, dla lidera klasyfikacji aktywnych.

W Starej Lubowli rozmawiał Bartek Kozyra

Poprzedni artykułAgnieszka Skalniak-Sójka: „Bardzo chciałam wygrać ten wyścig”
Następny artykułGino Mäder: „To dla mnie kolejny duży krok”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments