fot. Bahrain-McLaren

Dylan Teuns wygrał Strzałę Walońską. Na finiszu nie dał się wyprzedzić Alejandro Valverde.

W życiu pewne są tylko trzy rzeczy – śmierć, podatki oraz to, że Strzała Walońska będzie kończyć się na Mur de Huy. Od wielu lat to właśnie tam zapadają właściwie wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia i choć w tym roku kolarze nadzwyczaj często decydują się na nieszablonowe rozwiązania, to ciężko było się spodziewać, by i tym razem udało im się wyjść poza schemat.

Profil trasy:

Takim wyjściem poza schemat byłby z całą pewnością dojazd do mety ucieczki dnia, która jak zwykle pojawiła się krótko po rozpoczęciu rywalizacji. W jej skład weszli tym razem Daryl Impey (Israel-Premier Tech), Simon Guglielmi (Arkea Samsic), Bruno Armirail (Groupama – FDJ), Christopher Juul-Jensen (Team BikeExchange-Jayco), Jimmy Janssens (Alpecin-Fenix), Morten Hulgaard (Uno-X), Valentin Ferron (TotalEnergies), Pierre Rolland (B&B Hotels – KTM).

Ciężko było jednak spodziewać się, by któryś z nich sięgnął po końcowy sukces – po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w 2003 roku. I od początku wszystko wskazywało na to, że z ucieczką stanie się to, co staje się z nią zawsze – zostanie dogoniona. Jej przewaga maksymalnie wynosiła 3 minuty i szybko spadła do kilkudziesięciu sekund. Na 50 kilometrów przed metą była to już mniej niż minuta, ale że peletonowi nie zależało na szybkim dogonieniu harcowników, ostatni z nich – Valentin Ferron – został dogoniony na 9 kilometrów przed metą.

Problemy faworytów

Paradoksalnie jednak tempo wyścigu było całkiem wysokie. Na 40 kilometry przed metą kolarze kręcili z prędkością, której utrzymanie zagwarantowałoby im przejechanie wyścigu najszybciej od 2008 roku. Część kolarzy miała problemy z utrzymaniem tego zabójczego tempa. W gronie tym nie było na szczęście, Michała Kwiatkowskiego, który wprawdzie na początku wyścigu dwukrotnie zjeżdżał do samochodu, ale jak pokazały późniejsze kilometry, nie wynikało to z jakiejś niedyspozycji.

Tę zdradzał natomiast typowany na lidera ekipy Thomas Pidcock, który podobnie jak podczas Mediolan-San Remo został z tyłu zanim rywalizacja na dobre się rozpoczęła – tym razem miało to miejsce na 62 kilometry przed metą. Na podobnym etapie wyścigu problemy miał także Jonas Vingegaard, który wprawdzie utrzymał się w głównej grupie nieco dłużej niż Brytyjczyk, ale w końcu, na Cote de Cherave, strzelił.

Mniej więcej w tym samym momencie z tyłu peletonu można było natknąć się na niecodzienny widok. Oto znalazł się tam… Tadej Pogačar. Tyle tylko, że najlepszy kolarz świata nie tyle pokazywał słabość dając się wyprzedzać kolejnym rywalom, co raczej… ich doganiał po defekcie. Zrobił to w miarę sprawnie, dzięki pomocy kolegów – m.in. Juana Ayuso, który po wykonaniu swojej pracy został za peletonem.

Ta ostatnia wiadomość mogła zmartwić Hiszpanów, którzy w ostatniej dekadzie mogli cieszyć się z sześciu triumfów. Tym bardziej, że autor czterech z nich – jadący w tym wyścigu po raz ostatni Alejandro Valverde, również miał problemy z dotrzymaniem koła młodszym kolegom.

Wielki finał – taki jak zwykle

Wśród nich wyróżniał się szczególnie Simon Carr. Na wspominanym już Cote de Charave zaatakował wraz z kilkoma innymi kolarzami i jako jedyny z nich zdołał dojechać do prowadzącego Ferrona. Nie udało mu się jednak oszukać peletonu – w końcu został doścignięty razem z Francuzem. Po chwili próbę ataku przeprowadzili jeszcze Remy Rochas i Mauri Vansevenant, do których dołączył jeszcze Soren Kragh Andersen, ale i oni nie mogli zaszkodzić grupie, której przewodził Michał Kwiatkowski.

Na 1200 metrów przed metą zaczął się ostatni podjazd, a po chwili po ostatnim odjeździe wyścigu pozostało już tylko wspomnienie. Jako pierwszy z faworytów na delikatne przyspieszenie zdecydował się Mas, który próbował przygotować grunt pod… kolejny udany finisz odrodzonego Valverde. Ten ruszył do przodu na 250 metrów przed metą, reagując na atak Dylana Teunsa. Na moment udało mu się wyprzedzić Belga, ale szybko stracił prowadzenie. I wtedy nagle popatrzył się w bok i niemal zatrzymał się w miejscu. Zabrakło mu sił, jednak mimo to zajął 2. miejsce za Teunsem, który w ten sposób odniósł… swoje pierwsze klasyczne zwycięstwo w karierze.

Wyniki Strzały Walońskiej 2022:

Poprzedni artykułPowraca Wyścig Tomasza Marczyńskiego
Następny artykułLennard Kämna: „Czułem, że każdy był na limicie, ja też”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments