Kurz po potyczce na flandryjskich brukach powoli opada, jednak wróćmy jeszcze na chwilę do rywalizacji w jednym z najpiękniejszych wyścigów sezonu – Ronde van Vlaanderen. Zmagania mężczyzn i kobiet dostarczyły nam niezapomnianych wspomnień, więc naprawdę jest o czym pisać!
Trzeci raz Mathieu van der Poela
Mathieu van der Poel w dwójkowym finiszu na długiej prostej w Oudenaarde, coś nam to przypomina… Trzy ostatnie edycje Ronde van Vlaanderen kończyły się właśnie w ten sposób, choć tegoroczna była nieco inna. Holender po raz kolejny udowodnił, że jest kolarzem wielkim i zawsze, nawet gdy wraca do ścigania po długiej przerwie, nie można go lekceważyć. Pokazał też, że szczególnie wyścig Ronde van Vlaanderen sprzyja jego charakterystyce, po raz trzeci z rzędu biorąc udział w decydującej rozgrywce o zwycięstwo. Wykorzystał swoje doświadczenie i dynamikę, dzięki czemu zdołał pokonać Tadeja Pogačara oraz Dylana van Baarle i Valentina Madouasa. W wieku zaledwie 27 lat, Mathieu van der Poel ma już dwa zwycięstwa we „Flandryjskiej Piękności”, a to rodzi pytanie, czy – jako pierwszy kolarz w historii – będzie w stanie czterokrotnie triumfować w tym wyścigu? Odpowiedź na to pytanie poznamy w kolejnych latach – po jego ostatnich występach w drugim monumencie sezonu można jednak śmiało powiedzieć, że na obecną chwilę jest on do przejścia do historii, jako czterokrotny zwycięzca Ronde van Vlaanderen.
Lotte Kopecky – narodziny gwiazdy
Belgijka od lat była solidną kolarką ze światowej czołówki, ale brakowało jej dużych zwycięstw, poza, rzecz jasna, sukcesami na torze. W tym roku wszystko się zmieniło – już w trzecim starcie sezonu sięgnęła po spektakularny triumf w Strade Bianche, pokonując Annemiek van Vleuten w dwójkowym finiszu. Po serii solidnych występów nadszedł czas na Ronde van Vlaanderen, gdzie rewelacyjnie wykończyła pracę całego zespołu i jako pierwsza przecięła linię mety, czyniąc to jako druga Belgijka w historii, a na dodatek w trykocie mistrzyni kraju. Piękne zwycięstwo w Ronde van Vlaanderen wywinduje status gwiazdy Lotte Kopecky, która i tak była niezwykle rozpoznawalną kolarką. Jak przyznawała po swoim triumfie w Strade Bianche – postara się wykorzystać swoją pozycję, by zachęcić młode dziewczyny do jazdy na rowerze.
Celebrations for Lotte Kopecky 😍🍾 pic.twitter.com/MK8o3Y0z7i
— Robyn (@robynjournalist) April 3, 2022
Tadej Pogačar jak Wout van Aert
To, że Wout van Aert może zrobić wszystko, wiemy nie od dziś – o tym, że Tadej Pogačar też potrafi znakomicie radzić sobie w zróżnicowanym terenie również było wiadome, ale wczoraj potwierdził, że, poza jazdą po górach, ściankach i na czas, świetnie idzie mu na flandryjskich, brukowanych pagórkach. Można debatować nad tym, czy to właśnie Słoweniec był najmocniejszym zawodnikiem wczorajszej rywalizacji – pewne jest, że jego ataki miały największy wpływ na kształtowanie się sytuacji wyścigowej. Atomowymi przyspieszeniami rozrywał peleton, a potem mniejsze grupki, pokazując, że bruk nie robi na nim większego wrażenia. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten finisz. Tadej Pogačar popełnił błąd, przez który został zablokowany i nie był w stanie powalczyć o wygraną na ostatnich metrach – swoją drogą przegrana w sprincie z Mathieu van der Poelem również upodabnia go do Wouta van Aerta. Belga i Słoweńca łączy też jedno – obaj jeszcze wrócą na flandryjskie szosy, by pokazać, na co ich stać i wszystko wskazuje na to, że w kolejnych edycjach, wraz z Holendrem z Alpecin-Fenix i innymi kolarzami, stoczą epickie pojedynki o triumfy w Ronde van Vlaanderen.
Polki znów solidnie
Kolejny belgijski wyścig – kolejna aktywna jazda Polek. Tym razem bardzo dobrze zaprezentowały się Marta Jaskulska, która atakowała na nieco ponad 20 kilometrów do mety, a także Katarzyna Niewiadoma. Kolarka Canyon//SRAM Racing niejednokrotnie pokazała, że jest w światowej czołówce, jeśli chodzi o tego typu wyścigi, a wczoraj tylko to potwierdziła. Polka swoimi przyspieszeniami i aktywną jazdą starała się animować wyścig, jechała czujnie i starała się kontrolować sytuację. Ostatecznie przyjechała na metę w drugiej grupie, a rywalizację ukończyła na bardzo wysokim, ósmym miejscu – mówimy przecież o monumentalnym Ronde van Vlaanderen.
„Where is Quick-Step?”
Te słowa wypowiedział Alberto Bettiol po wygranej w Ronde van Vlaanderen 2019. Wtedy Kasper Asgreen zajął drugie miejsce – w tegorocznej edycji również był najlepszym kolarzem ekipy Particka Lefevera. Skończył 23. Śmiało można powiedzieć, że dotychczasowy sezon klasyków – z jednym, małym wyjątkiem, jakim jest Kuurne-Bruksela-Kuurne, wygrany przez Fabio Jakobsena – jest katastrofą. Zespół, który dotychczas był główną siłą w belgijskich wyścigach, ma za sobą serię bardzo słabych startów – w tym sezonie, z powodu kontuzji i chorób – nie liczą się nie tylko w walkach o zwycięstwa, ale nawet o czołowe lokaty! Nadzieją na przełamanie był Kasper Asgreen, triumfator Ronde van Vlaanderen 2021, który, mimo gorszych występów, był stawiany wczoraj w roli jednego z faworytów do zwycięstwa. Szans na dobry wynik pozbawił go defekt na podjeździe pod Koppenberg, gdzie zaatakował Tadej Pogačar – sam Duńczyk przyznał jednak, że nawet, gdyby jego sprzęt nie zawiódł, nie dałby rady utrzymać tempa najlepszych, bo już na wcześniejszej wspinaczce pod Kwaremont miał z tym problem. Do końca sezonu północnych klasyków czasu zostało coraz mniej – ekipie Quick-Step Alpha Vinyl uratować może go chyba jedynie dobry start w zaplanowanym za dwa tygodnie Paryż-Roubaix.
Team SD Worx wygrywa liczbami
Po drugiej stronie mamy Team SD Worx, którego kolarki zdominowały wczorajszy Ronde van Vlaanderen kobiet. W dotychczas rozegranych północnych klasykach, zawodniczki holenderskiego zespołu nie zdołały wywalczyć żadnego zwycięstwa – powstrzymywały je przed tym między innymi fenomenalna Elisa Balsamo oraz Annemiek van Vleuten. Tym razem wyścig przebiegał pod dyktando kolarek Team SD Worx, które narzuciły wysokie tempo i starały się „zaskakać” rywalki. Od peletonu odrywały się między innymi Christine Majerus, Marlen Reusser, Chantal van den Broek-Blaak oraz Lotte Kopecky – ostatnie dwie zawodniczki znalazły się w decydującej akcji z Annemiek van Vleuten, którą mistrzyni Belgii pokonała w sprincie. Tym samym kolarki Team SD Worx pokazały, że mimo wielu wybitnych nazwisk, potrafią pojechać wyścig drużynowo, porzucić własne ambicje i skupić się na zespołowym sukcesie.
„Flandria” nie zawodzi
Ronde van Vlaanderen po raz kolejny okazało się niesamowitym spektaklem dla wszystkich kibiców. W obu wyścigach było wszystko – emocje, dramaturgia, niezliczone ataki, defekty, a także unikatowa atmosfera, którą znajdziemy tylko we Flandrii. To wszystko czyni tę imprezę jedyną w swoim rodzaju, więc nic dziwnego, że niektórzy fani dyscypliny już teraz tęsknią za „De Ronde” i czekają na przyszłoroczną edycję rywalizacji na flandryjskich podjazdach. Na osłodę można jednak spojrzeć do kalendarza Międzynarodowej Unii Kolarskiej, w którym zobaczymy, że sezon dopiero się rozkręca, a przed nami kolejne ekscytujące imprezy, w tym trwające: Itzulia Basque Country, Tour of Thailand, a także Amstel Gold Race czy Paryż-Roubaix, które czają się tuż za rogiem – będzie się działo!.