fot. BORA-hansgrohe

Remco Evenepoel wygrał wyścig Volta ao Algarve. Ostatni etap padł łupem Sergio Higuity.

„Czy ktoś zdoła wyprzedzić Remco Evenepoela” – tak brzmiało najważniejsze pytanie przed ostatnim etapem Volta ao Algarve. Odpowiedź mieliśmy poznać po wspinaczce na Alto do Malhao. Rok temu podjazd ten przyniósł mnóstwo emocji i zmianę lidera – Ethan Hayter stracił prowadzenie na rzecz Joao Rodriguesa. Teraz Brytyjczyk z pewnością chciał wyrównać rachunki z historią, jednak przewaga młodego Belga, wynosząca 1 minutę i 6 sekund nie mogła go nastrajać optymistycznie.

Wszystko wskazywało na to, że pozbawić Evenepoela drugiego zwycięstwa w tym wyścigu mogło tylko jakieś trzęsienie ziemi. Tymczasem początek etapu wskazywał na to, że czeka nas kolejny dzień w biurze. Ledwie umilkł dźwięk wystrzału startera, a pierwszy, szybko zakończony atak przeprowadził Oscar Riesebeek. Bardziej skuteczna okazała się kilkunastoosobowa grupa, w której składzie znaleźli się: Ivo Oliveira (UAE Team), Dries De Bondt (Alpecin-Fenix), Joel Nicolau (Caja Rural), Thomas Pidcock (INEOS Grenadiers), Fabian Lienhard (Groupama-FDJ), Georg Zimmermann (Intermarche-Wanty), Lukas Poestlberger (BORA-hansgrohe), Johannes Staune-Mittet, Pascal Eenkhoorn (obaj Jumbo-Visma), Michele Gazzoli (Astana-Qazaqstan Team), Yves Lampaert (Deceuninck-Quick Step), Juan Pedro Lopez (Trek-Segafredo), Anthony Delaplace (Arkea-Samsic), Cesar Fonte (Kelly-Simoldes), Jose Neves (W-52 FC Porto), Iker Ballarin (Euskaltel Euskadi), Nickolas Zukowsky (Rally Cycling) oraz Joao Matias (Tavfer).

Na 25 kilometrów przed metą, z samego przodu znajdowała się dwójka: Zimmermann-De Bondt. W tamtym konkretnym momencie nie na nich były jednak zwrócone światła kamer. Wszystko z powodu tego, że już wtedy mieliśmy pierwsze ataki ze strony faworytów do zwycięstwa. Za każdym razem zamieszanie rozpoczynał Daniel Felipe Martinez. W wyniku dwóch akcji Kolumbijczyka, peletonik zamienił się w niewielką grupę faworytów.

Był w niej Evenepoel, byli Gaudu, Kung, Foss, McNulty – w zasadzie wszyscy faworyci. Wszyscy z wyjątkiem… zespołowego kolegi Martineza – Haytera. Tym razem pokonał go już pierwszy podjazd pod Malhao, choć trudno obwiniać o to Kolumbijczyka, bo Brytyjczyk już od dłuższego czasu pokazywał, że nie jest najlepiej dysponowanym kolarzem w stawce.

Kilka kilometrów później grupa bez niego w składzie wchłonęła ostatnich uciekinierów. Część z nich miała jeszcze jednak do odegrania swoją rolę. Lampaert długimi momentami nadawał tempo odpowiadające Evenepoelowi, a jadący w białej koszulce Staune-Mittet robił, co mógł, by wesprzeć Tobiasa Fossa.

W grupce wciąż pozostawał także Georg Zimmermann, brakowało w niej jednak Toma Pidcocka. Powody nieobecności Brytyjczyka szybko się wyjaśniły. Jeśli na 5 kilometrów przed metą któryś z zawodników czołówki popatrzył do tyłu, zobaczył… wyłaniający się zza zakrętu peletonik, któremu tempo nadawał Tom Pidcock. W peletoniku znaleźli się m.in. Dylan Van Baarle i Hayter, który dostał od losu kolejną szansę.

Niewiele wskazywało jednak na to, że ją wykorzysta. Podjazd zaczął z tyłu, daleko za Evenepoelem i spółką. I rzeczywiście, kiedy jadący z przodu Vervaeke przyspieszył, 2. zawodnik klasyfikacji generalnej znów strzelił. I właśnie wtedy na przyspieszenie zdecydował się Evenepoel, co spowodowało, że za jego plecami zostali jedynie Gaudu, McNulty, Higuita i Martinez.

Na 200 metrów przed metą do ataku ruszył Amerykanin. Z tyłu został wówczas Evenepoel, niemający ochoty ryzykować jakiegoś pechowego zdarzenia, mogącego odebrać mu zwycięstwo w całym wyścigu. Reszta grupki utrzymała jednak koło agresora. O zwycięstwie zadecydowały ostatnie metry – najszybszy okazał się Sergio Higuita, a drugie miejsce zajął Daniel Martinez. McNulty’emu długi finisz dał dopiero 3. miejsce.

Wyniki 5. etapu Volta ao Algarve

Poprzedni artykułVolta Comunitat Valenciana Fémines 2022: Bastianelli wygrywa w Walencji, „generalka” dla Van Vleuten
Następny artykułHRE Mazowsze Serce Polski zbliża się do początku sezonu… i wygrywa!
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments