W 2009 roku ujrzał światło dzienne pierwszy rower Giant’a z rodziny produktowej Defy. Szosówka z kategorii endurance – czyli wygodny rower na długie trasy.

Czerpiąc z filozofii ram kompaktowych, których tajwański producent był pionierem jeszcze w latach 90, stworzył naprawdę wygodny rower, który bardzo szybko znalazł rzeszę zwolenników. Wprowadzenie modelu Defy było bardzo ważnym momentem w historii rozwoju rowerów szosowych. Pozwoliło większej grupie odbiorców czerpać radość z jazdy, na bądź co bądź, jednak szybkim rowerze. Mnogość konfiguracji grup osprzętu jak i materiału z którego zbudowana była rama robiło wrażenie.

Osobiście jeździłem starym modelem jeszcze na szczękowych hamulcach i Ultegrze. Tamten model nazywał się Defy Composite. Zrobiłem nim ponad 6 tysięcy kilometrów i bardzo miło go wspominam. Dzisiaj mamy Defy tylko i wyłącznie w karbonowej ramie a jego aluminiowym odpowiednikiem w zbliżonej geometrii jest model Contend. W nasze redakcyjne progi zawitał model Defy Advanced 2 na popularnej „sto piątce”.

Rama

Jak już wcześniej wspomniałem – karbonowa. Przedni trójkąt ramy jest wykonany jako jeden, integralny element do którego powstania użyto opatentowanej technologii Modified Monocoque Construction. Ciekawie poprowadzone kształty ramy robią wrażenie i mogą się podobać. Dolna rura jest dosyć gruba a tylne widełki przeniesione sporo poniżej siodła wyglądają lekko i smukło. Widelec jest również wykonany w technologii monocoque i bardzo przypomina ten z modelu TCR. Jeśli jednak przyjrzeć się szczegółom to ma on lekko inny kąt i wyprzedzenie, dla lepszego wybierania nierówności. Rura sterowa widelca, co ważne jest również karbonowa. Podczas jazdy czuć, że rama nie jest przesadnie sztywna. Bardzo dobrze tłumi nierówności, co przy tego rodzaju konstrukcji jest ogromnie ważne.

W porównaniu do poprzednich modeli Defy widać, że poprawiono aerodynamikę. Widelec jest łudząco podobny do tych z TCR czy Propel’a. Standardem w tym segmencie rowerów jest wewnętrzne prowadzenie linek w ramie. Moim zdaniem inserty są przemyślane, wykonane poprawnie. Na dołkach nie dochodzą do uszu żadne stuki czy inne niepokojące dźwięki. Wygodne jest na pewno zastosowanie baryłki regulacyjnej od przedniej przerzutki w połowie pancerza na wysokości główki ramy.

Osprzęt

Na pierwszy rzut oka widać, że rower mamy na popularnej 105 od Shimano. Jedyny element, który nie jest z tej grupy osprzętu to korba. Producent zainstalował tu model R510. To poza grupowa korba do której generalnie nie można się przyczepić, ale gdyby była tam 105 z typoszeregu 7000 całość wyglądałaby dużo ładniej. Korba ma kompaktowe tarcze 34/50 zębów, które do tego rodzaju roweru pasują idealnie. Cała reszta, czyli klamkomanetki, przerzutki, kaseta i hamulce pochodzą z grupy R7000. Czerpie ona wszystko co najlepsze z wyższych grup Dura-Ace i Ultregra. Precyzja działania i jakość wykonania stoją naprawdę na wysokim poziomie. Jeśli tylko linki są wyregulowane to pracuje idealnie.

Kaseta ma rozpiętość 11-34 i powiem szczerze, że gdy spojrzałem na specyfikację obawiałem się o duże „dziury w kadencji” pomiędzy przełożeniami. W praktyce jednak nie ma to większego znaczenia. W każdym momencie można znaleźć odpowiednie dla siebie przełożenie. Taka rozpiętość ma jeszcze jedną zaletę. Jadąc z prędkościami około 22-25 km/h wcale nie trzeba zrzucać na mały blat. A z drugiej strony podczas wycieczek górskich na przełożeniu 34/34 da się podjechać wszystko… Było to moje pierwsze spotkanie z hydraulicznymi klamkomanetkami z „ nowej sto-piątki”. Wcześniej jeździłem na Ultegrze i poza grupowych RS505. Mogę śmiało stwierdzić, że chwyt i podparcie ręki jest najwygodniejsze w grupie R7000 w porównaniu do poprzednio wymienionych.

Hamulce hydrauliczne to obecnie standard w tego typu rowerach. Zainstalowano tu zaciski z grupy 105 montowane w systemie flat mount. Nie mogę złego słowa napisać o ich działaniu. Jest do bólu poprawnie bez żadnych zastrzeżeń. Co prawda testowane były przeze mnie na płaskich trasach, ale mam wrażenie, że w górach nie będzie im brakować skuteczności.

Koła i opony

Jeżdżąc kilka lat temu na poprzednim modelu defy i jego fabrycznych kołach miałem co do nich mieszane uczucia. Nie grzeszyły trwałością, ale po jakimś czasie zdecydowałem się na ich upgrade. Nie sposób jest nie zauważyć, że Giant co roku wypuszcza coraz lepiej przemyślane produkty. Tak więc w najnowszym Defy koła są już dużo lepiej wykonane. Nie mogłem narzekać na brak sztywności i wysoką wagę. Kupując ten rower masz możliwość skorzystania z systemu bezdętkowego. Testówka była zalana mlekiem i powiem szczerze było to moje pierwsze spotkanie z bezdętką na szosie. W ciągu tych kilku tygodni testowania nie zdarzyło się, żebym złapał kapcia, więc można uznać, że egzamin zdały.

Fabryczne opony to model Giant Gavia Fondo 1. Mają one aż 32 mm szerokości! Komfort jazdy jest nie do opisania. W życiu nie jechałem na tak wygodnej szosie. Wrażenie potęguje jeszcze fakt, że nie przyjmują one wysokiego ciśnienia. Pracują w zalecanym zakresie od 3,5-5,1 BAR. Ja napompowałem 4,5 i było w sam raz. Obawiałem się, że przez to opory toczenia będą ogromne, a rower stanie się powolny. Nic bardziej mylnego, ale o tym w końcowych wrażeniach z testu.

Siodło, sztyca i kierownica

Z siodłem sytuacja jest bardzo podobna jak kołami. Kilka lat temu, nie oszukujmy się te siodła były delikatnie mówiąc średnie. A teraz jest lepiej niż dobrze. Giant Approach – tak nazywa się obecnie montowane siodło. Wygląd, jakość wykonania i wygoda genialne. Dodam tylko, że samo siodło można kupić za 149 zł co uważam za bardzo dobrą propozycję. Nie jest może ono najlżejsze, bo waży około 300 g, ale jak to mówią coś za coś.

Sztyca podsiodłowa – oczywiście karbonowa z nazwanym przez producenta sytemem D-Fuse. Co to oznacza? Że w przekroju przypomina literę D a całość jest wykonana z odpowiednio ułożonych włókien karbonowych, które pozwalają na pracę podczas pedałowania, czy wybierania nierówności. Znowu powrócę do starego modelu, którym miałem okazję jeździć i porównać z najnowszym – to przepaść. Widać, że postęp technologiczny ma ogromne znaczenie w produkowanych komponentach. Sztyca ugina się zarówno w płaszczyźnie przód – tył jak i na boki. Chociaż mam wrażenie, że ten ruch na boki jest dużo mniejszy. Ogólnie nie przeszkadza to w pedałowaniu, a znacząco wpływa na komfort jazdy.

Kierownica również jest wyposażona w ten system, więc dla kolarza mamy amortyzację zarówno w sztycy jak i w kierownicy. O ile pochłanianie wibracji i nierówności przez sztycę jest mocno odczuwalne o tyle kierownica nie robi aż takiego wrażenia. Gięcie, zasięg i drop są jak najbardziej w porządku. Nazwałbym je kompaktowymi o tyle owijka jest zbyt cienka i pozbawiona jakiejkolwiek amortyzacji. W takiej kategorii rowerów spodziewałbym się tutaj czegoś bardziej wygodnego.

Wrażenia z jazdy i końcowa ocena

Patrząc na geometrię, specyfikację i szerokie jak na szosę opony, byłem przekonany, że będzie to nudny, wolny rower. Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Okazało się, że czerpałem na nim więcej radości z jazdy niż na moim Propelu. Dlaczego ? Przede wszystkim dlatego, że jest niesamowicie wygodny. Jeżdżąc po okolicznych asfaltach, które swoją jakością pozostawiają bardzo wiele do życzenia, gdy jadę na Propelu czuję się wytrząsany na dołach i tracę przyjemność z jazdy. Jadąc po tej samej drodze na Defy płynę przez ten chropowaty asfalt i dołki. Propel na nich wytraca prędkość, a Defy nie. On przez nie przesmyka bardzo gładko. Przejazd kolejowy też nie robi na nim większego wrażenia. Mam również nieco wyższą pozycję i moje plecy po treningu dziękują mi za to. Oczywiście jak to w życiu bywa jest to pewien kompromis. Defy będzie nieco wolniejszy niż szybka szosa aero na stożkach. Jednak nie była to jakaś kolosalna różnica, bo 1,5-2.0 km/h to nie przepaść. Zagłębiając się jednak mocniej w geometrię poszczególnych rowerów z kolekcji Gianta okazuje się, że Defy stał się lekko bardziej sportowy niż jego poprzednie modele. W porównywalnej wielkości ramy Defy ma tylko 1 cm wyższą główkę ramy niż TCR, za to minimalnie więcej podkładek pod mostkiem. Oczywiście całość ramy jest w zupełnie innej geometrii i to ewidentnie pełnoprawny rower endurance. Jeśli szukasz roweru z tej kategorii, przemyśl propozycję od Gianta.

Cena: 10 599 zł

Dystrybutor: Giant Polska

Poprzedni artykułTour de Pologne 2021: Fernando Gaviria najszybszym sprinterem w Rzeszowie
Następny artykułTour of Denmark 2021: Popis Remco Evenepoela
Ekonomista, mazowiecki kolarz amator, wielbiciel ciastek, mięsożerca. Na co dzień wychowujący dwójkę dzieci, w wolnych chwilach znajdujący czas na treningi. Ulubione wyścigi : Giro i Strade Bianche.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Wojtek
Wojtek

Mam ten rower .W styczniu kupiłem za 9400.Koła są tragicznej jakości.Ciężkie
2040g to chyba jakiś rekord. Bębenek rozsypał mi się dosłownie po 10 km.Wymieniono na gwarancji.Potem tylna Piasta zaczęła łapać luzy ,których po prostu nie da się skasować.Musiałem kupić nowe koła.Lakier odprysł sam z siebie w okolicy gwintu od sztywnej osi.poza tym nie mam zastrzeżeń.Jak dla mnie rama jest bardzo sztywna.Ale to w porównaniu z synapse.Poza tym nie mam zastrzeżeń.

Mariusz
Mariusz

Posiadam Defy od 2016 roku, przejechałem na nim 45 tys. , osprzęt ultegra, koła PP2 są cięzkie, ale niezniszczalne, obecnie służą w okresie posezonowym, rama sztywna i pewna, siodło wymieniłem jak również koła na karbonowe 50, hamulce tarczowe mechaniczne – wymagają dobrej regulacji, sprawdzają się, lakier nienaganny, linka przednia od hamulca rysuje karbon – konieczne zabezpieczenie.
Podsumowując rower godny polecenia