fot. Deceuninck-Quick Step

6 kolejnych etapów Wielkiej Pętli za nami. Czas ucieka, Tour mija, a bardzo pewnym liderem pozostaje Tadej Pogačar. Do tego rekord legendy wyrównał Mark Cavendish. Czas na podsumowanie tygodnia!

Po pierwszej, moim zdaniem bardziej emocjonującej części zmagań, przyszła pora na drugi, środkowy fragment rywalizacji. Obejrzeliśmy 6 etapów, z których 2 zakończyły się sprintami całego peletonu, a 4 pozostałe to z kolei skalpy uciekinierów. Trzeba przyznać, że dużo bardziej emocjonujący pierwszy tydzień, o którym pisaliśmy TUTAJ bardzo mocno ustawił wyścig i nieco ciężko teraz o emocje. Dzień przerwy to jednak idealny moment by zastanowić się nad tym co mogło się podobać, a czego zabrakło.

Rekord wyrównany, rekord do pobicia?
My name is Cavendish, Mark Cavendish. Brytyjczyk z Wyspy Man dokonał niemożliwego, okazał się być prawdziwym agentem do zadań specjalnych. Już nie raz była okazja podkreślać, że jeszcze niedługo przed Tour de France nie był nawet rozważany na głos pod kątem składu, można też wspominać o tym jak wracał powoli do dyspozycji z dawnych lat, ale jeszcze jej wielce nie potwierdzał. Po kolejnych 2 wygranych etapach w drugim tygodniu ma już na koncie 34 triumfy podczas La Grande Boucle i wydaje się, że 2 duże szanse na odcinkach nr 19 i 21 by zostać samodzielnym rekordzistą wszech czasów. Niby Eddy Merckx dobrze znosi odebranie mu tego tytułu, ale ciekawe co będzie czuł gdy już Manx Missile stanie samodzielnie na czele rankingu.

Za szybko po wyścigu
Nigdy nie wręcza się tytułów przed zakończeniem zmagań, ale trzeba przyznać, że ciężko nie koronować Tadeja Pogačara. Słoweniec szybko zyskał 5 minut i oglądamy teraz dużo słabszy wyścig niż mogłoby to mieć miejsce w innych okolicznościach. Niby jest prawdziwym, niepokonanym potworem, ale pod Mont Ventoux pokazał nieco ludzkiej twarzy będąc zmuszonym do pościgu za Jonasem Vingegaardem. Czy 3. tydzień cokolwiek zmieni? Pewnie obejrzymy nieco więcej walki o 2. miejsce w GC, acz jakoś tak nie czuć tego klimatu w mojej opinii.

Klasyfikacje poboczne ratują emocje
W obliczu braku wielkiej walki o triumf w klasyfikacji generalnej oczy sporej części widzów zwracają się w stronę sprinterów czy górali. O ile z Markiem Cavendishem dość nieskutecznie na ten moment próbuje walczyć już chyba tylko Michael Matthews, o tyle o grochy boje toczą się na noże. Wydawało się, że skoro na obronie tego trykotu skupia się Nairo Quintana to losy tej koszulki są przesądzone, ale Kolumbijczyk jak zaczął tydzień z 50 punktami, tak do wczoraj właśnie tyle ich posiadał. W międzyczasie na biało w czerwone kropy ubierał się Michael Woods, a po 2. tygodniach na czoło klasyfikacji wrócił Wout Poels. Gdy pomyślimy o tym, że wczoraj jasno swoje zainteresowanie tą koszulką pokazał jeszcze Wout van Aert mamy gwarancję, że panowie dadzą nam fajne widowisko.

Nairo Quintana
fot. Tour de France/A.S.O.

Sprinter, góral, klasykowiec, a może czasowiec? Kurczę, nie wiem…
Wydawałoby się, że czasy kolarstwa uniwersalnego już dawno minęły. Nie da się być w końcu wybitnym specjalistą w każdym terenie, a nadmierne stawianie na sukcesy wszędzie sprawia, że można stać się kolarzem nieco nijakim. Jakby nieświadomy jest tego jednak Wout van Aert, który po tym jak rok temu wygrywał sprinty z peletonu teraz postawił sobie za cel walkę na najcięższych górskich odcinkach. Drugi tydzień w jego wykonaniu wprawił mnie w osłupienie i szczerze zastanawiam się gdzie są jego granice.

Gospodarzu, czy ci nie żal?
Francuz na Tour spoziera i łzy rękawem ociera – tak chciałoby się sparafrazować klasykę muzyki biesiadnej. Pierwszy tydzień miał chociaż dla gospodarzy wyskok Juliana Alaphilippa na start, w drugim możemy co najwyżej mówić o dzielnych Francuzach. Brakuje im błysku, nie mogą nic wygrać, założyć żadnej koszulki, po prostu nic. Grono nieobecnych w wyścigu zasilili kolejni miejscowi herosi – dotychczas będący wysoko w sprintach Nacer Bouhanni i jego kolega klubowy Warren Barguil. Swoją drogą francuska Arkéa Samsic jedzie już tylko we trójkę…

Czas rutyniarzy?
Gdy myślimy sobie o tym, że etapy padały łupem uciekinierów to najczęściej pierwszym skojarzeniem jest jakiś mniej znany zawodnik, dla którego będzie to sukcesem życia. Drugi tydzień był jednak bardziej czasem dla doświadczonych kolarzy o czym świadczą 2 wygrane 36-letniego Marka Cavendisha, górskie triumfy mających w swoim palmares już wcześniej etapy Wielkiej Pętli czy monumenty 34-letniego Baukę Mollemy czy 26-letniego Wouta van Aerta. Belg jest zresztą najmłodszym kolarzem z wygraną etapową w tym tygodniu.

Co przed nami?
Teoretycznie czytają Państwo w tym momencie podsumowanie 2. tygodnia, ale nie sposób jest napisać je w oderwaniu od tego co czeka na kolarzy w ostatniej, 3. części zmagań. Kolarze dziś wypoczywają po górskich trudach, a regenerować się trzeba, bowiem od wtorku do czwartku mamy zaplanowany prawdziwy maraton gór. Piątek i niedziela to sprinty, w sobotę kolarze powalczą z czasem. Patrząc na postawę niektórych zawodników w ostatnich dniach mam wielką nadzieję, że nie będą czekali do samego końca z próbami walki o pozostałe miejsca na podium Tour de France 2021…

Poprzedni artykułSepp Kuss: „Cieszę się, że mogłem wygrać na oczach dziewczyny”
Następny artykułTour de France 2021: Vincenzo Nibali opuszcza wyścig i kieruje myśli w stronę Tokio
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments