fot. BORA-hansgrohe

Cesare Benedetti jest jednym z trzech polskojęzycznych kolarzy, którzy wciąż jadą w Giro d’Italia. W rozmowie z nami zawodnik BORA-hansgrohe opowiedział nam o swoich wrażeniach z pierwszych dwóch tygodni wyścigu. Zdradził nam także, kiedy obok jego nazwiska będzie mogła pojawić się w końcu polska flaga.

Zamieszanie z paszportem

W ostatnich tygodniach bardzo głośno było o rzekomym otrzymaniu polskiego obywatelstwa przez Cesare Benedettiego. We wszystkich polskich serwisach zajmujących się kolarstwem (niestety my także daliśmy się wprowadzić w błąd) pojawiła się informacja o tym, że pochodzący z Trydentu lecz mieszkający w Gliwicach kolarz w końcu otrzymał upragniony dokument.

Niestety już od dwóch tygodni wiadomo, że to nieprawda. Postanowiliśmy jednak zapytać o to, czy coś się w tej sprawie w końcu ruszyło.

Na razie nic się nie zmieniło. Wiem tylko, że jestem blisko i myślę, że uda mi się zdobyć obywatelstwo jeszcze w tym roku. Wciąż jednak nie mam żadnych nowych informacji

– odpowiedział 33-latek, a zapytany o to, jak wygląda droga od otrzymania polskiego obywatelstwa do ścigania się z naszą licencją oznajmił:

Trzeba będzie wypełnić jeszcze jakieś formalności, ale to nie powinno być nic skomplikowanego. W peletonie zdarzały się już takie przypadki i wydaje mi się, że wszystko pójdzie w miarę sprawnie. Muszę się tylko zorientować, czy można załatwić to w trakcie sezonu. Myślę jednak, że ze wszystkim powinienem wyrobić się do rozpoczęcia sezonu 2022.

W walce o cyklamenową koszulkę

W tegorocznym Giro d’Italia kolarz BORA-hansgrohe ściga się więc jeszcze pod włoską flagą. Na razie niemieckiej ekipie wyścig układa się ze zmiennym szczęściem. Z bardzo dobrej strony na sprinterskich odcinkach pokazywał się Peter Sagan, który nawet odniósł zwycięstwo 10. dnia rywalizacji. Nieźle radził sobie także Emanuel Buchmann, którego niestety szczęście opuściło w ubiegłą niedzielę, gdy ucierpiał w kraksie, która zmusiła go do wycofania się z wyścigu. Pech Niemca sprawił, że układ sił w ekipie nieco się zmienił. Benedettiego jednak za bardzo to nie dotyczy.

Trochę pomagałem mu w górach, czasem chroniłem go od wiatru. W Cattolice – tam, gdzie rozbił się Landa, też trzeba było na niego bardzo uważać, bo to był nerwowy etap. No ale teraz, gdy już go nie ma, moja sytuacja za bardzo się nie zmieni – bardziej Aleotti, Fabbro czy Grossschartner dostaną szanse dla siebie. Pewnie będą starali zabierać się w ucieczki i w ten sposób szukać dla nas zwycięstwa etapowego

– mówi.

Generalnie tegoroczny wyścig jest dla Benedettiego spokojniejszy niż poprzednie. W 2019 dostał szansę na odjazd i wykorzystał ją, sięgając po zwycięstwo etapowe a podczas ostatniej edycji wraz z kolegami przeprowadzał szalone akcje, mające na celu rozrywanie peletonu i gonienie ucieczek. Jednak w tym roku sytuacja jest inna, ponieważ od 10. etapu Sagan jest liderem klasyfikacji punktowej, więc Bora, nie chcąc powtórzyć błędu Groupama-FDJ z 2019 roku, oddaje pracę innym zespołom.

Na sprinterskich etapach nie pracowaliśmy zbyt dużo, bo woleliśmy zrzucić ciężar pogoni za ucieczką na barki innych ekip. Teraz to my mamy cyklamenową koszulkę, więc to innym bardziej zależy na kasowaniu odjazdów – dla nas wszystko może zostać tak, jak jest. Jeśli harcownicy dojadą do mety, martwić będą się inni

– tłumaczy.

Nie oznacza to jednak, że kolejne dni będą dla Włocha spokojne – wręcz przeciwnie. Bo choć sprinterzy nie będą mieli już zbyt wielu okazji na pokazanie się, to przewaga Petera Sagana w klasyfikacji punktowej nad drugim Davide Cimolaiem wciąż nie jest zbyt wysoka – wynosi 22 punkty i można ją odrobić punktując regularnie na lotnych premiach rozlokowanych na początkach etapów.

Musimy uważać właściwie do końca wyścigu. Sprinterzy wciąż mogą walczyć na lotnych premiach. Będziemy musieli robić wszystko, żeby Cimolai i Gaviria nie zabrali się do którejś z ucieczek. Odjazdy z ich udziałem trzeba będzie błyskawicznie kasować

– mówi pochodzący z Trydentu zawodnik.

Jego zdaniem sytuacja w walce o Maglia Ciclamina może zmienić się także po jutrzejszym etapie. Choć jest on bardzo trudny – w końcówce kolarze będą musieli zmierzyć się z czterema wymagającymi hopkami, to Benedetti nie wyklucza, że walkę o zwycięstwo na nim stoczą najszybsi zawodnicy w stawce.

Choć bardzo możliwy jest scenariusz z dojazdem ucieczki, to nie wykluczam walki z pozostałymi sprinterami. Przyznaję, ta końcówka najbardziej powinna odpowiadać Peterowi, natomiast Cimolai również powinien sobie spokojnie poradzić, a Gaviria też nie jest bez szans, choć może mieć kłopoty. Natomiast problemem Włocha może być jednak to, że wielu kolarzy z jego ekipy musiało się wycofać, więc trudno będzie im kontrolować etap. Myślę jednak, że i UAE, i Israel Start-Up Nation będą musiały wykonać swoją robotę – w końcu zależy na przejęciu koszulki i muszą wykorzystać każdą okazję, by zapunktować

– mówi nam kolarz, którego czeka więc emocjonująca końcówka wyścigu.

A co po nim? właściwie jeszcze tego nie wiadomo. Po ściganiu we Włoszech czeka go na pewno obóz wysokogórski, a swoje plany na pozostałą część sezonu powinien poznać na początku czerwca. Oczywiście jest jeden wyścig, na który na pewno chciałby pojechać:

Gdy w grudniu mam rozmowę z dyrektorami odnośnie kalendarza na nowy sezon, to zawsze proszę ich przede wszystkim o start w Tour de Pologne, pomijając nawet wielkie toury. Czy jednak wystartuję w Polsce? Tego nie wiem. Na razie jestem na liście rezerwowej kilku wyścigów, takich jak GP Gippingen i Tour of Belgium. 

– kończy zawodnik, któremu życzymy, by rzeczywiście udało mu się załapać do składu na nasz narodowy wyścig. No i żeby po raz ostatni wystartował w nim z włoską licencją.

Ankieta ze środka różowego peletonu

Ulubione miejsce we Włoszech:

Trydent – teraz, podczas dnia przerwy jesteśmy w Canazei i jest naprawdę fajnie. Uwielbiam tutejsze góry i kulturę.

Ulubione włoskie jedzenie:

Crostata [włoska tarta – przyp. red] – to zdecydowanie moje ulubione ciasto

A jak wygląda przykładowy jadłospis w czasie dnia wyścigowego?

Też jest trochę włoskiej kuchni, która generalnie jest dość lekka. No ale ciężko mi powiedzieć, żebym to lubił. Nasze posiłki przez całe trzy tygodnie wyglądają praktycznie tak samo. Cały czas tylko makaron i ryż, makaron i ryż. Czasem jeszcze jakaś owsianka, jakiś kurczak, jakaś ryba. Dlatego już nie mogę się doczekać, jak w czerwcu wrócę do Gliwic i wreszcie będę mógł zjeść coś dobrego

Pierwsze wspomnienie związane z Giro d’Italia:

Gdy byłem dzieckiem, miałem może 6-7 lat tata zabrał mnie na etap, który kończył się w Rovereto, niedaleko naszego domu. Pamiętam, że praktycznie wszystkie drogi były pozamykane. Wzięliśmy naszą starą Pandę i jechaliśmy przez las. Tata kupił mi czapeczkę Carrery – zespołu, w którym jeździli w przeszłości m.in Pantani, Chiappucci, Roche i wielu innych znakomitych kolarzy. Mieli spodenki, które wyglądały na dżinsowe

To im kibicowałeś jako dziecko? 

Jako dziecko nie byłem jakimś wielkim fanem kolarstwa – po prostu czasem oglądałem je razem z tatą. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie piłka nożna. Znałem więc tylko kolarzy z naszego regionu i nie miałem swojego idola. Za to potem, jak już urosłem i sam zacząłem się ścigać, to czerpałem przykład ze starszych kolegów, choćby takich jeżdżących w u23. Dzięki nim naprawdę dużo się nauczyłem.

Nie zbierałeś więc autografów, ani nie robiłeś sobie zdjęć z kolarzami?

Zbierałem, ale nie autografy, a bidony. Podczas ostatniego etapu Giro del Trentino zawsze jeździłem i zbierałem bidony. Fajnie, że dzisiaj to ja mogę dawać dzieciom bidony [choć oczywiście niedawne przepisy UCI wprowadziły w tej kwestii pewne ograniczenia – przyp.red.]. Kilka zdjęć też mam, ale wtedy nie było smartfonów, więc tamte fotografie wyglądają nieco inaczej niż te dzisiejsze

Pierwszy występ w Giro d’Italia:

To było 9 lat temu. Start tamtego wyścigu był w Danii, a ja jeździłem w barwach ekipy ProConti [Team NetApp – przyp.red], więc często zabierałem się w odjazdy, żeby pokazać swoją koszulkę. Pamiętam, że raz odjazdowi ze mną w składzie udało się nawet dojechać do mety. Był tam też Michał Gołaś. Ja zająłem wtedy 5., a on 3. miejsce [dzięki temu Gołaś wskoczył na 2. miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu przyp. red.]. To było naprawdę fajne przeżycie, pierwszy naprawdę dobry wynik w Giro. Byłem wtedy młody, pewnie słabszy niż dziś, ale przynajmniej nie męczyłem się tak, jak męczę się teraz (śmiech).

Ulubiony podjazd:

W czasie swoich występów w Giro d’Italia aż trzy razy podjeżdżałem Stelvio. Niby nigdy nie przejechałem go z przodu, będąc w ucieczce, ale lubię tę wspinaczkę. To bardzo fajny i ważny w historii kolarstwa podjazd.

Najpiękniejszy etap:

Cztery lata temu jechaliśmy etap po Dolomitach – podjeżdżaliśmy wtedy m.in. pod Passo Pordoi. Było słonecznie i bezchmurnie – wszystko było doskonale widać i to było świetne, ponieważ dzięki temu mogliśmy podziwiać niesamowite krajobrazy.

Poprzedni artykułGiro d’Italia 2021: Triumf Martina, pierwszy kryzys Bernala
Następny artykułEgan Bernal: „Dałem z siebie wszystko”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments