Wczoraj Vincenzo Nibali nabawił się drobnego urazu klatki piersiowej. Mimo to Włoch stanął na starcie dzisiejszego etapu.
Rekin z Mesyny był jednym z kolarzy, którzy ucierpieli w wyniku kraksy, do której doszło na początku niedzielnego odcinka Giro d’Italia. Co prawda nie znalazł się on, wzorem na przykład Emanuela Buchmanna w jej centrum, jednak próbując ominąć jednego z jej uczestników, sam również upadł na ziemię. Na domiar złego, chwilę po podniesieniu się z ziemi poczuł ból w środkowej części klatki piersiowej. Wraz z upływem kolejnych kilometrów nasilał się on, przez co udział Włocha w dalszej części wyścigu stanął pod znakiem zapytania.
Szczęśliwie późniejsze badania wykazały, że delikatna kontuzja żeber, której się nabawił nie oznacza konieczności wycofania się z wyścigu. Sam 36-letni weteran wielu szosowych bitew ma za sobą spokojną noc i rano uznał, że jest w stanie jechać dalej, dlatego dziś można było zobaczyć go na starcie kolejnego etapu.
The Shark at the start of the stage 🦈 As hoped @vincenzonibali has spent a peaceful night and the pain caused by the contusion of the ribs, suffered after yesterday’s crash, remains minor pic.twitter.com/0S29nLAf1t
— Trek-Segafredo (@TrekSegafredo) May 24, 2021
Jego obecność może być dla Trek-Segafredo niezwykle istotna, nawet jeśli wiadomo już, że Nibali, tak dzielnie walczący na czwartkowym etapie, nie zajmie wysokiej pozycji w klasyfikacji generalnej. W ciągu najbliższego, bardzo trudnego tygodnia powinien być on bardzo mocnym wsparciem dla swojego młodszego rodaka – Giulio Ciccone, zajmującego w „generalce” niezłą, 6. pozycję. Oczywiście pod warunkiem, że kontuzja znów nie da o sobie znać.