Choć Tour of the Alps zakończyło się już kilka dni temu, Simon Yates pozostał na Półwyspie Apenińskim, by przygotować się do Giro d’Italia.
Zakończony w piątek wyścig był dla Brytyjczyka ostatnim sprawdzianem przed Giro d’Italia – sprawdzianem zdanym zresztą na ocenę celującą. Zawodnik Team BikeExchange wygrał go z niemal minutową przewagą nad drugim Pello Bilbao, co zawdzięcza głównie świetnej postawie na drugim, królewskim etapie. Na etapie z metą w Feichten im Kaunertal nie pozostawił złudzeń, co do tego, kto jest najmocniejszym góralem wyścigu.
Podczas gdy po zakończeniu wyścigu większość zawodników wyjechała z Włoch, on wraz z trzema kolegami z zespołu pozostał we Włoszech, by zrobić rekonesans 17. etapu – jednego z najtrudniejszych na trasie wyścigu. Brytyjczyk postanowił wykorzystać to, że najważniejsze znajdujące się na nim podjazdy: Passo San Valentino (15,1 km; 7,6% śr. nachylenia) oraz Sega di Ala (11,6 km; 9,7%) leżą około 30 kilometrów od Riva di Garda, gdzie kończył się ostatni etap Tour of the Alps.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że Sega di Ala będzie tak trudne. Jest tam wiele stromych fragmentów. To góra, która może zrobić różnicę. Poprzednie wzniesienie – San Valentino również trzeba będzie przejechać uważnie, a jego trudy mogą mieć olbrzymie znaczenie podczas finałowej wspinaczki
– ocenił Brytyjczyk w rozmowie z Cycling News.
To nie jest jeszcze koniec przygotowań 28-letniego zawodnika do Giro d’Italia. Według anglojęzycznego portalu w kolejnym tygodniu, krótko przed Grande Partenza zamierza on przejechać jeszcze fragmenty białych dróg etapu do Montalcino. Jak widać chce zrobić wszystko, by zmazać bolesne wspomnienia z 2018 roku.