Foto: Strade Bianche

Jeśli ktokolwiek z pyłu, brudu i odrobiny wody potrafi ulepić najpiękniejszy dzień wyścigowy sezonu, to właśnie Włosi. Już w sobotę kolejny raz damy się oczarować aurze romantyzmu i nostalgii, choć w tym samym czasie pośród toskańskich wzgórz rozgrywać się będzie brutalna walka o przetrwanie. Przed nami 15. edycja Strade Bianche, perły kolarskiego kalendarza.

Już teraz zapraszamy na relację tekstową “live” z wyścigu Strade Bianche, która rozpocznie się na naszym portalu w sobotę 6 marca o godzinie 11:40.

Jeszcze nie monument, ale pierwsze w kolejce do tego zaszczytnego miana, Strade Bianche kochane jest za niepowtarzalną scenerię, meandrujące białe drogi, perfekcyjny finał w renesansowym centrum Sieny i łatwość, z którą pociąga za te najwłaściwsze emocjonalne struny. Jak każdego roku, próbujemy rozłożyć go na czynniki pierwsze i wskazać te elementy, które czynią z niego wyścig idealny.

Malarskie krajobrazy

Jak wygląda Toskania zimą wiedzą głównie jej stali mieszkańcy, ale w każdej innej porze roku po prostu zachwyca. Obłe wzgórza wyściełane plantacjami winorośli, zabudowania starych winnic w barwach ochry, wijące się drogi ze strzegącymi ich rzędami cyprysów i niepowtarzalne światło, które przez setki lat inspirowało największych artystów Starego Kontynentu już wystarczą, by był to punkt docelowy większości odbywanych w marzeniach romantycznych podróży. A są jeszcze Florencja i Siena, w których nagromadzenie kunsztownej architektury i sztuki najwyższych lotów może przyprawić o zawrót głowy.

Mglista historia

O niektórych ludziach mówi się, że urodzili się ze starymi duszami i wystarczy jedynie minimalnie nagiąć rzeczywistość, by to samo powiedzieć o Strade Bianche. W swojej obecnej formie jest to bowiem wyścig bardzo młody, a jednocześnie czerpiący pełnymi garściami z bogatych tradycji regularnie rozgrywanych na tych samych szosach amatorskich imprez spod szyldu L’Eroica. Można się zastanawiać, dlaczego przełożenie tych doświadczeń na wyścig elity zawodowego kolarstwa zajęło tak wiele czasu, lub po prostu być wdzięcznym RCS Sport, że w 2007 roku zdecydowali się podjąć to ryzyko. Fakt jednak pozostaje faktem, że Strade Bianche potrzebował zaledwie dekady, by idealnie wtopić się w pejzaż szosowych zmagań i za pomocą pobrzmiewających w nim dawno zapomnianych nut stworzyć iluzję, że był jego elementem od zawsze. Może nawet był tam pierwszy. Można przypuszczać, że właśnie dlatego typowany jest przez wielu jako pretendent do miana szóstego z monumentów.

Perfekcyjny finał

Kiedy myślę o Strade Bianche, nie widzę pokrytych błotem kolarzy, walki o każde przekręcenie korby na stromym, finałowym podjeździe, ani wyłaniającego się zza ostatniego zakrętu zawodnika, który za moment okrzyknięty zostanie zwycięzcą. Nie widzę nawet deszczu. Czy tego chcę, czy nie, pierwszą projekcją mojej wyobraźni są zawsze wiejskie krajobrazy Toskanii i pył wzbijany przez przemierzający je peleton, co nie zmienia faktu, że ostatni kilometr wyścigu uważam za finał tak perfekcyjny, jakby był dziełem samych mistrzów włoskiego renesansu. Zeszłoroczne obostrzenia związane z epidemią COVID-19 pozostają w mocy, co oznacza, że ścisłe centrum Sieny będzie zamknięte dla kibiców. Z perspektywy rywalizujących zawodników i widzów przed telewizorami zmienia to jednak niewiele i już można zacierać ręce na kolejny perfekcyjny finisz na 800-metrowym podjeździe pod Via Santa Caterina. Niezwykle selektywny, wymagający taktycznego błysku i fenomenalnie wyglądający na fotografiach.

Szerokie grono faworytów

Zwycięzca może być tylko jeden, każdy to wie. Powszechną wiedzą wśród sympatyków dyscypliny jest również, że wyścigi jednodniowe należą w swojej naturze do bardziej nieprzewidywalnych niż imprezy etapowe, ponieważ w większym stopniu wrażliwe są na czynniki losowe, warunki atmosferyczne i zawsze tajemniczą formę dnia, a podejmowane w nich spontanicznie decyzje taktyczne często biorą górę nad przemyślaną strategią. Wszystko to sprawia, że rywalizacja na ich trasach zazwyczaj rozpoczyna się z relatywnie szerokim gronem pretendentów do tytułu, a z kilku powodów właśnie Strade Bianche udało się sięgnąć obu krańców tego spektrum. 

Fakt, że wyłączywszy najbardziej płaskolubnych sprinterów i napędzanych dieslowskimi silnikami górali, zawodnik niemal każdej specjalności ma realne szanse na odniesienie zwycięstwa w imprezie, musi być kolejnym argumentem przemawiającym za wyjątkowością toskańskiego klasyku, jednak sytuacja jest w swojej istocie jeszcze bardziej złożona. Wystarczy bowiem dość pobieżnie przeanalizować krótką historię Strade Bianche by dojść do wniosku, że owszem, triumfatorami wyścigu zostawali kolarze o diametralnie różnej charakterystyce, ale jest w tym powoli krystalizująca się powtarzalność, która tylko dalej się pogłębia, kiedy przyjrzymy się czołowym trójkom, dziesiątkom i dwudziestkom kolejnych edycji. Można więc dojść do wniosku, że Strade Bianche staje się wąską specjalizacją samą w sobie, podobnie jak na przykład Paryż-Roubaix, co potwierdza stałe meldowanie się w ścisłej czołówce Michała Kwiatkowskiego, Juliana Alaphilippe’a, Zdenka Stybara i Tiesja Benoota, a z drugiej strony spektrum chociażby Jakoba Fuglsanga.

Jaki zatem jest klucz? Utrzymywanie wysokiej pozycji w grupie, która często pękać zaczyna w bardzo wczesnej fazie rywalizacji i odrzucenie zachowawczej taktyki, która nieczęsto się tu sprawdza. Dynamiczna jazda na krótkich, sztywnych podjazdach, skuteczne wgryzanie się w kolejne szutrowe sektory i sprytne żonglowanie siłami tak, by znaleźć się z przodu stawki, jednak zachować energię na decydujący ostatni kilometr. 

Każdego roku o triumf walczy garstka tych samych zawodników, a jednak wytypowanie zwycięzcy bywa bardzo trudne, co ma związek z dużym wpływem warunków atmosferycznych na charakter rywalizacji i specyficznym miejscem w kalendarzu.

Trasa

Zważywszy na niemowlęcy w stosunku do największych wyścigów jednodniowych kolarskiego kalendarza wiek toskańskiego klasyku, jego trasa charakteryzuje się już bardzo dobrze ugruntowanym formatem. Nie może więc być żadnym zaskoczeniem, że jej tegoroczny przebieg będzie wierną kopią tego, który przyczynił się do rozegrania spektakularnych pojedynków w minionych sezonach.

A zatem podobnie jak przed rokiem, również 15. edycja Strade Bianche rozpocznie się i znajdzie swój kres w zachwycającej Sienie, w międzyczasie zakreślając wśród toskańskich wzgórz kształt, który z czasem coraz mniej przypomina mi symbol nieskończoności, a coraz bardziej narysowany nasączoną prosecco ręką Półwysep Apeniński, z Sycylią, Triestem i innymi przyległościami. Przeszło 3000 metrów przewyższenia na dystansie 184 kilometrów już samo w sobie stanowi nie lada wyzwania zważywszy, jak wcześnie w kalendarzu startów umiejscowiony jest ten wyścig, ale całą prawdę na jego temat ujawnia dopiero połączone z faktem, że tylko kilka ze składających się na tę sumę wzniesień swoją długością przekracza 1000 m. Jako najtrudniejsze podjazdy tradycyjnie wymieniane są Montalcino (4 km, 5%) i końcowy podjazd pod Via Santa Caterina (800 m, 6.5%, max. 16%). Toskania, kraina obłych wzgórz i miękkiego światła, mocno wchodzi w nogi.

Na tym trudność jednak się nie kończy, bo nie miałoby Strade Bianche ani swojego niepowtarzalnego charakteru, ani romantycznej otoczki (nawet swojej nazwy by nie miało!) bez słynnych białych dróg, które wieki temu Etruskowie poprowadzili przez położone pomiędzy Sieną i Montalcino gliniaste wzgórza Crete Senesi. Podobnie jak przed rokiem, zawodnicy marzący o triumfie na Piazza del Campo zmuszeni będą do zmierzenia się z jedenastoma odcinkami białych dróg, których łączna długość ponownie wyniesie 63 kilometry. Choć o miejscu, w którym dokonuje się wstępna selekcja często decydują warunki atmosferyczne, a za punkt otwierający zasadniczą część zmagań uznać można już podjazd pod Montalcino (66. kilometr wyścigu), największe piętno na losach rywalizacji powinny wywrzeć najtrudniejsze  z umiejscowionych w decydującej części trasy sektory Monte Sante Marie (11,5 km) i Colle Pinzuto (2,4 km). O ile solowe rajdy na długo zapadają w pamięć, najbardziej emocjonujące edycje Strade Bianche to te, podczas których walka o triumf toczy się w grupie kilku zawodników, a zwycięzcę poznajemy dopiero na Via Santa Caterina. 

Pogoda

Nigdy bez znaczenia, na charakter Strade Bianche wpływ ma kolosalny, bo warunki atmosferyczne w jakich rozgrywany jest ten wyścig potrafią diametralnie zmienić oblicze szutrowych odcinków – a tym samym przynajmniej w pewnym stopniu przemodelować listę faworytów. Co jednak ciekawe, choć za najbardziej widowiskowe uważa się deszczowe edycje toskańskiego klasyku, jednocześnie spotkać się można z opinią, że szutrowe sektory są łatwiejsze do pokonywania na mokro, ponieważ w tym stanie skupienia ich nawierzchnia jest znacznie czytelniejsza dla mniej doświadczonych zawodników. 

Jak będzie tym razem? Pogoda jest w tej chwili w Toskanii bardzo marcowa, co oznacza, że nawet 24 godziny przed rozpoczęciem wyścigu trudno mieć do prognoz 100-procentowe zaufanie. Jeśli jednak nic się nie zmieni, czeka nas wariant pośredni, czyli bez deszczu, ale również bez charakterystycznego pyłu po bardzo prawdopodobnych piątkowych opadach. Z perspektywy uczestników 15. edycji Strade Bianche brzmi to jak przelot klasą biznesową, choć przesychające szutry mogą w ciągu dnia zmieniać swoją charakterystykę, co każe zachować czujność.

Wyścig kobiet

Rozgrywana pośród toskańskich wzgórz rywalizacja kobiet odbędzie się już po raz siódmy i tradycyjnie poprzedzi w sobotę wyścig elity mężczyzn (planowo panie mają wystartować o 9.10 CET). Podobnie jak w ostatnich latach, uczestniczki Strade Bianche zmierzą się na trasie o długości 136 kilometrów, zawierającej osiem szutrowych sektorów liczących łącznie 31,4 km. Choć zabraknie wśród nich Monte Sante Marie, równie znane odcinki San Martino in Grania, Colle Pinzuto i Le Tolfe wraz z finałem na Via Santa Caterina uczynią wyścig wystarczająco trudnym, a widowisko ekscytującym.

Do rywalizacji w roli faworytki przystąpi broniąca tytułu sprzed roku Annemiek Van Vleuten (Movistar), ale tym razem może napotkać poważniejszą konkurencję w osobach zwyciężczyni sobotniego Omloop Het Nieuwsblad Anny van der Breggen (SD Worx) i Katarzyny Niewiadomej (Canyon-SRAM Racing). Ta ostatnia wszak sama zapowiedziała, że już najwyższy czas, by sięgnąć po triumf w Strade Bianche.

Zwyciężczyni spoza tej trójki będzie mniejszą lub większą niespodzianką, ale wymieniane są również Elisa Longo Borghini (Trek-Segafredo), Cecilie Uttrup Ludwig (FDJ Nouvelle-Aquitaine Futuroscope), Lotte Kopecky (Liv Racing), Lucinda Brand (Trek-Segafredo), Ashleigh Moolman (SD Worx) czy Mavi Garcia (Ale BTC Ljubljana).

Wyścig mężczyzn

Nieczęsto to się zdarza, ale 15. edycja Strade Bianche rozpocznie się z bardzo wyraźnie zarysowaną trójką głównych pretendentów do tytułu, spośród których dwóch zdążyło już w tym sezonie dowieść swojej formy, a trzeci świetnie czuje się w roli czarnego konia.

Pierwszym, wyraźnie faworyzowanym, jest Mathieu van der Poel (Alpecin-Fenix), za którym przemawia wyniesiona z przełajów (i nie tylko) umiejętność radzenia sobie w tego typu terenie oraz potwierdzona w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Kuurne-Bruxelles-Kuurne forma. Podczas swojego debiutu w Strade Bianche 26-letni Holender nie błyszczał, jednak okoliczności rozgrywania zeszłorocznej edycji toskańskiego klasyku były nietypowe, a przesunięty na sierpień termin sprawił, że stracił on swój dodatkowy atut w postaci wykręconych na trasach Pucharu Świata w kolarstwie przełajowym kilometrów. Tym razem van der Poel będzie mógł wykorzystać pełen wachlarz swoich możliwości, co sprawia, że wyłączywszy zdarzenia losowe, nie poprawienie przez niego wywalczonego w ubiegłym sezonie 15. miejsca wydaje się mniej prawdopodobne niż jego zwycięstwo. Idealnym dla niego scenariuszem będzie relatywnie wczesny odjazd ze swoim arcyrywalem, a więc Woutem Van Aertem, a gdybym miała wskazać słaby punkt, przynajmniej do niedawna byłaby nim warstwa taktyczna. Trzeba jednak zaznaczyć, że dotyczy to głównie tych wyścigów, podczas których bardzo dużo dzieje się z przodu peletonu, podczas gdy Strade Bianche to w zasadzie wyścig eliminacyjny rozgrywany w nietuzinkowej scenerii – tu, aż do finałowej części rywalizacji, często wystarczy po prostu przetrwać, a to Holender potrafi doskonale.

Drugim bardzo prawdopodobnym triumfatorem sobotniego Strade Bianche jest zwycięzca sprzed dwóch lat i mistrz świata z Imoli, Julian Alaphilippe (Deceuninck-Quick Step). Podobnie jak van der Poel, 28-letni Francuz zdążył już w tym sezonie zabłysnąć formą, a na trasach Tour de la Provence i Omloop Het Nieuwsblad nie tylko dowiódł swojej wysokiej dyspozycji, ale zaprezentował ogromną, palącą wręcz wolę nawiązania bezpośredniej rywalizacji. Dla niego, oczekiwany przez wszystkich odjazd z van der Poelem i Van Aertem wcale nie jest optymalnym scenariuszem – ostatecznie to nie jego kategoria wagowa, ale jeśli Francuz wytrzyma dyktowane przez tę dwójkę tempo, sama końcówka na Via Santa Caterina zdecydowanie przemawia na jego korzyść. Zwykle w odniesieniu do Alaphilippe’a podkreśla się siłę zespołu Deceuninck-Quick Step i tym razem nie będzie inaczej, a ramię w ramię z 28-latkiem wystartują między innymi Zdenek Stybar, Davide Ballerini, Kasper Asgreen i Joao Almeida. Trzeba jednak pamiętać, że Strade Bianche co do zasady nie jest wyścigiem wygrywanym drużynowo, co potwierdzają statystyki minionych 14 edycji: spośród nich w aż 10 przypadkach triumfator dotarł do mety solo, a tylko w 2 w towarzystwie dwójki rywali.

Trójkę zamyka broniący tytułu sprzed (niespełna) roku Wout Van Aert (Jumbo-Visma), dla którego będzie to pierwszy wyścig tegorocznego sezonu szosowego. Zimową rywalizację z van der Poelem 26-letni Belg zakończył na minusie, a fakt, że w międzyczasie bardziej się oszczędzał, najprawdopodobniej zaprocentuje dopiero za kilka tygodni. Tym znakom zapytania przeciwstawić można jednak inny fakt w postaci statystyk Van Aerta w Strade Bianche, jasno wskazujących, że każdy ze swoich trzech startów w toskańskim klasyku kolarz ekipy Jumbo-Visma ukończył na podium. Intuicja wskazuje, że w bezpośrednim starciu z Holendrem i Francuzem może mu jeszcze brakować mocy, ale to na nich spoczywać będzie presja, podczas gdy Belg będzie mógł się cieszyć z powrotu do rywalizacji w wymarzonej scenerii. A czy to już samo w sobie nie jest receptą na idealny wyścig? 

Wymieniona już trójka to w mojej ocenie pięciogwiazdkowi faworyci (Van Aert w zasadzie 4,5), przez co rozumiem kolarzy będących w stanie zarówno samodzielnie rozegrać wyścig na własną korzyść, jak również biernie podążać za wydarzeniami na trasie z takim samym efektem, bez konieczności zaistnienia wyjątkowo sprzyjających okoliczności. Kolejną grupę wypełniają natomiast zawodnicy, którzy zajmowali dobre miejsca w Strade Bianche w przeszłości lub dowiedli swojego potencjału na podobnych trasach, ale ich ewentualne zwycięstwo ma już dodatkowe obwarowania.

Należy do niej zawsze świetnie rozpoczynający sezon Tim Wellens (Lotto Soudal), który w Toskanii pojawiał się rzadko, ale startował tam bardzo skutecznie. Belg do demonów prędkości jednak nie należy i kiedy już zwycięża, to solo i najlepiej w deszczu, co przy jutrzejszych prognozach i wyżej wymienionych pretendentach do tytułu jest mało prawdopodobnym scenariuszem. Dokładnie to samo (minus deszcz) można napisać o Jakobie Fuglsangu (Astana-Premier Tech) i Bauke Mollemie (Trek-Segafredo), którzy fenomenalnie spisują się w pagórkowatych wyścigach jednodniowych, ale z większości potencjalnych pojedynków na Via Santa Caterina obronną ręką nie wyjdą.

Z asów przełajów z bardzo dobrej strony pokazać się może coraz śmielej poczynający sobie na szosie Tom Pidcock (INEOS Grenadiers), podczas gdy z grona specjalistów od wyścigów klasycznych niewyrównane rachunki ze Strade Bianche ma między innymi Greg Van Avermaet (AG2R Citroen Team). 

Nowa wiodąca siła zawodowego peletonu, czyli ekipa UAE-Team Emirates, też nie będzie bez szans, bo wystartuje w składzie z drugim przed rokiem Davide Formolo i oczywiście Tadejem Pogacarem, który w obecnej dyspozycji powinien być w stanie poprawić swoje 13. miejsce wywalczone w tej imprezie ubiegłego lata.

Szukając jeszcze bardziej ekscytujących typów, na pewno warto zwrócić uwagę na pochodzącego z tych okolic Alberto Bettiola (EF Education-Nippo), świetnego technicznie Mateja Mohorica (Bahrain-Victorious) i nieźle dysponowanego Gianlucę Brambillę (Trek-Segafredo). Dość powszechnie typowany jest również Egan Bernal (INEOS Grenadiers), ale osobiście mam wobec jego występu na szutrach mieszane uczucia.

Nie zapominamy oczywiście o Michale Kwiatkowskim (INEOS Grenadiers) i jego wspaniałych dwóch triumfach w Strade Bianche, ale szlify po upadku w środowym Trofeo Laigueglia siłą rzeczy plasują go nieco niżej na liście faworytów do kolejnego zwycięstwa w wyścigu.

Wyścig Strade Bianche 2021 rozegrany zostanie w sobotę, 6 marca.

Transmisję na żywo będzie można śledzić na antenie stacji Eurosport 1 od godziny 13.25 (w Eurosport Playerze również końcówka wyścigu kobiet, od godz. 12.30)

Poprzedni artykułMaximilian Schachmann poprowadzi zespół BORA – hansgrohe w wyścigu Paryż-Nicea 2021
Następny artykułWout Van Aert: „Myślę, że jestem gotowy”
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments