fot. La Vuelta

#LaVueltaEnCasa – czyli La Vuelta w domu. To hasło przyświeca tegorocznej 75. edycji wyścigu Vuelta a España, która odbędzie w trakcie drugiej fali koronawirusa, która właśnie zalewa Hiszpanię. Organizator hiszpańskiego wielkiego touru stoi przed bardzo trudnym zadaniem – chce doprowadzić wyścig do końca w trakcie szalejących zachorowań, a do tego wszystkiego niedobre są doświadczenia Giro d’Italia, który jedzie już bez dwóch drużyn i kilkunastu ważnych zawodników. Nie ma wątpliwości, że będzie to inna Vuelta niż zwykle.  

Od momentu, gdy Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) ogłosiła przeorganizowany kalendarz startów było wiadomo, że Vuelta a España będzie miała spośród wielkich tourów najgorzej. Można było się spodziewać, że czas jej rozgrywania przypadnie na drugą falę pandemii koronawirusa, a ponadto październikowo-listopadowy termin niemal gwarantuje złe warunki atmosferyczne, zwłaszcza na północy kraju. O tym, że jesień bywa kapryśna i nie zagwarantuje stabilnej pogody, już przekonują się kolarze jadący w Giro d’Italia. Ponadto dyrektor wyścigu Javier Guillén i spółka musieli zrezygnować z trzech etapów pierwotnie zaplanowanych w Holandii oraz w Portugalii, zmienić trasę, by uniknąć przejazdu przez większe aglomeracje i wreszcie skrócić imprezę do zaledwie osiemnastu odcinków.

W Hiszpanii zarządzanie epidemią w przeciwieństwie do Polski jest zdecentralizowane. O zdejmowaniu bądź nakładaniu restrykcji decydują rządy poszczególnych regionów jak na przykład Madryd, Barcelona, Kraj Basków, Asturia czy Murcja. Firma Unipublic, czyli organizator Vuelty, musi respektować prawo obowiązujące w miejscach, przez które przejeżdża wyścig, a ponadto liczyć się ze zdaniem służb sanitarnych, które także koordynują walkę z epidemią. Wszystko dodatkowo komplikuje fakt, że sytuacja jest bardzo dynamiczna. Nie da się snuć planów dalszych niż na kilka najbliższych dni.

Mimo to organizatorzy Vulety stworzyli plan działania. W oparciu o obostrzenia obowiązujące w poszczególnych częściach kraju oraz doświadczenie wyścigu Tour de France, który jak na razie jako jedyny wielki tour uniknął zakażeń wśród zawodników, stworzono protokół sanitarny. Według niego na wszystkich etapach, na których mety zaplanowano na podjeździe nie będzie publiczności. Oznacza to, że jedynym wyjściem, aby zobaczyć rywalizację na szczytach Arrate, La Laguna Negra, Col du Tourmalet, Puerto de Orduña, Alto de Moncavillo, Alto de Farrapona-Lagos de Somiedo, Angliru, Mirador de Ézaro, Dumbria oraz Alto de Covatilla, będzie oglądanie wyścigu w telewizji.

Ponadto nie odbędzie się Vuelta dla dzieci, a więc impreza towarzysząca (podobne postąpił w tym roku Czesław Lang i jego Lang Team, który odwołał Mini Tour de Pologne); nie będzie kolumny reklamowej (w Tour de Pologne także nie było), która rokrocznie jest szansą dla sponsorów na zareklamowanie swoich produktów; nie rozstawi się miasteczko wyścigu, gdzie kibice mogli m.in. kupować gadżety; zamknięte będą parkingi, gdzie przed startem etapów stoją autobusy drużyn, a liczba kibiców na startach i metach także zostanie znacząco ograniczona.

– Chcielibyśmy przeprosić kibiców za to, że prosimy, aby nie przychodzili w tym roku oglądać Vuelty na trasie. Wolimy, aby Vuelta odbyła się bez kibiców niż miałaby nie odbyć się w ogóle. Publiczność na Tour de France sprawdziła się bardzo dobrze i ludzie czerpali radość z tego wydarzenia, ale my zwracamy się do wszystkich z uprzejmą prośbą, abyście zostali w domach i oglądali wyścig w telewizji

– powiedział dziennikowi ABC Javier Guillén.

Do kampanii zachęcającej ludzi do oglądania wyścigu w telewizji dołączają kolarze. W piątek taki apel w mediach społecznościowych zamieścił Alejandro Valverde, zwycięzca Vuelty z 2009 roku oraz jej wielokrotny uczestnik – legenda hiszpańskiego kolarstwa, której głosu są w stanie wysłuchać ludzie.

– Jedziemy na Vueltę 2020, wyścig wyjątkowy w każdym sezonie, ale w tym roku, bardzo skomplikowanym dla wszystkich ludzi, jest on tym bardziej specjalny. W związku z tym prosimy was, abyście tym razem kibicowali nam z domu. To będzie już mój czternasty raz we Vuelcie? Czas z drużyną Movistar leci bardzo szybko

– napisał Valverde.

Wobec docierających z wyścigu Giro d’Italia informacji, że bańka wyścigu jest de facto fikcją, ponieważ kolarze mieszkają chociażby w hotelach wspólnie z turystami, włodarze Vuelty obiecują, że na ich wyścigu takie sytuacje się nie zdarzą. Dla drużyn mają być zapewnione oddzielne piętra w hotelach, a w miejscach, gdzie będą spożywane posiłki, nikt postronny nie będzie mógł przebywać. Swoją cegiełkę do ochrony zdrowia uczestników wyścigu dołożyła także hiszpańska firma telekomunikacyjna Movistar, oficjalny partner technologiczny Vuelty. Stworzyła aplikację, która poprzez skanowanie twarzy posłuży do obowiązkowego przed każdym etapem podpisywania listy startowej oraz mierzenia temperatury ciała zawodników. Będzie to precedens, bowiem do tej pory podczas pandemii listę podpisywali w imieniu zawodników dyrektorzy sportowi.

Surowiej niż na przykład na Giro d’Italia będą wyglądały zasady dotyczące testowania na COVID-19. Tak jak na Tour de France, jeśli w jednej drużynie w ciągu siedmiu dni pojawią się dwa zakażenia, będzie musiała się wycofać. Ponadto wszystkie osoby akredytowane na wyścig są zobligowane do przedstawienia wyniku badania potwierdzającego, że nie są chore na koronawirusa. Dotyczy to m.in. kolarzy, członków drużyn, dziennikarzy, pracowników technicznych i służb porządkowych.

Kiedy wiosną Międzynarodowa Unia Kolarska układała na nowo kalendarz wyścigów, postawiła sobie za cel, aby odbyły się te największe i najbardziej prestiżowe, będące solą tego sportu, przynoszące pieniądze i pracę kolarzom. Udało się tego w dużej części dokonać, ale niestety nie bez strat. Dość powiedzieć, że budżet Vuelta a España jest w tym roku mniejszy o 30 proc., a turystyka odbywająca się przy okazji kolarskich wyścigów praktycznie nie istnieje. Nie zarabiają więc hotelarze i restauratorzy, w dużo mniejszym stopniu odbywa się promocja turystyczna regionów poszczególnych państw. Jednak najbardziej odczuwalnym skutkiem dla kolarstwa będzie pogorszenie się sytuacji finansowej sponsorów, a bez nich żadna dyscyplina sportu istnieć nie może.

Tegoroczna edycja wyścigu Vuelta a España wyruszy we wtorek 20 października z miasta Irún w Kraju Basków, a zakończy się (oby!) 8 listopada w Madrycie. Na trasie przeważają etapy górskie lub pagórkowate, płaskich praktycznie nie ma. Na starcie pojawi się wiele gwiazd światowego kolarstwa, począwszy od obrońcy tytułu Primoža Rogliča, przez czterokrotnego zwycięzcę Tour de France i zwycięzcę Vuelty z 2011 i 2017 roku Chrisa Froome’a, zwycięzcę Giro 2019 Richarda Carapaza, aż po wspomnianego bożyszcze Hiszpanów Alejandro Valverde. Spośród Polaków w Hiszpanii na pewno zamelduje się Tomasz Marczyński. Miejmy nadzieję, że emocjami, które najbardziej utkwią w naszej pamięci po tegorocznej Vuelcie będą te sportowe, a nie „koronawirusowe”.

Poprzedni artykułJoao Almeida: „Rywale mogą myśleć, że zatrzymam koszulkę do końca wyścigu”
Następny artykułGiro d’Italia 2020: Filippo Ganna po raz trzeci. Świetna czasówka Rafała Majki!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments