Już w najbliższy poniedziałek, nieco w cieniu Tour de France, rozpocznie się Karpacki Wyścig Kurierów, który w tym roku obchodzi swoje 45-lecie. Impreza zostanie przeprowadzona w innej niż zwykle, bo w zaledwie jednodniowej formie (na trasie z Tarnowa do Ciężkowic). Wczoraj natomiast odbyła się konferencja prasowa przed wyścigiem, podczas której jego dyrektor – Tomasz Wójcik opowiedział nam o:

O skróceniu Karpackiego Wyścigu Kurierów:

Cieszę się, że odpowiednio wcześnie zdecydowaliśmy się na skrócenie wyścigu i rozegranie go w całości w Polsce. Tak jak przewidywałem już kilka miesięcy temu, zorganizowanie imprezy przekraczającej granice byłoby dziś niewykonalne. Trudno byłoby także przeprowadzić wyścig etapowy. Nie tylko z powodów czysto epidemicznych, ale też dlatego, że większość samorządów miejskich ma teraz inne problemy na głowie niż organizowanie wyścigu – nawet największego w swoim regionie. Impreza będzie więc oczywiście inna niż zwykle, ale i tak będzie ciekawie. Kolarze mają do przejechania siedem podjazdów, więc na pewno nie będzie można narzekać na nudę.

O tym, czy w tym roku praca nad zorganizowaniem wyścigu była łatwiejsza, czy trudniejsza niż zazwyczaj:

Powiem szczerze, że praca nad trasą była dla mnie przyjemnością. Raz, że będzie historyczna – obejmie te same gminy, co pierwszy etap w historii wyścigu, a dwa, że rozpoczyna się w moim Tarnowie. Doskonale znam tereny, które będą przemierzać kolarze, więc pod tym względem było mi zdecydowanie łatwiej niż zazwyczaj. W dodatku jeden odcinek to zawsze jest mniej roboty niż sześć czy siedem. Miałem też więcej czasu, bo wyścig rozpocznie się dopiero w poniedziałek, a więc już we wrześniu – nie na przełomie kwietnia i maja, jak ma to miejsce zazwyczaj.

Niestety kwestie epidemiczne powodują także wielkie zamieszanie na liście startowej i liście hotelowej. Musimy się mierzyć z ciągłym oczekiwaniem. Jeszcze na trzy tygodnie przed wyścigiem nie mogliśmy być niczego pewni. Teraz wiemy już prawie na 100 procent, że wystartujemy, ale też na pewno będzie to impreza trochę uboższa. Nie będzie hostess, nie będzie dekoracji. Nie będzie też tradycyjnego podpisywania listy startowej przez zawodników – wezmę deklarację startu poszczególnych zawodników od dyrektorów sportowych.

O faworytach wyścigu:

Pandemia spowodowała też, że lista zawodników, którzy wystartują, będzie zdecydowanie krótsza. Jeszcze przed nią mieliśmy zapytania od 60 zespołów – teraz chętnych było zdecydowanie mniej. Mimo to udało nam się stworzyć całkiem dobrą listę startową.  Jest choćby Filip Maciejuk. Z nim trzeba się liczyć zawsze, bo to przecież zwycięzca wyścigu sprzed dwóch lat. Mocny powinien być Jakub Murias. Zaprosiłem go niedawno na rekonesans trasy i gdy pokonywał jej kolejne kilometry, widać było, że „ma dobrą nogę”. Jest też Szymon Krawczyk, który kilka dni temu wygrał mistrzostwo Polski orlików.

Oczywiście nie można lekceważyć także zawodników z zagranicy. Przyjedzie silna ekipa z Amsterdamu (Wielerploeg Groot Amsterdam), jest też Israel Cycling Academy – młodzieżówka ekipy jeżdżącej w World Tourze. Mocne będzie Uno-X, na czele z Andreasem Leknessundem – niedawnym mistrzem Europy młodzieżowców w jeździe indywidualnej na czas. Spodziewam się też wiele po Estończykach – Tartu 2024 – Balticchaincycling.com, którzy w swoim składzie mają aktualnego mistrza Finlandii. Są też inne drużyny – część z nich może brzmieć dość egzotycznie, ale jestem pewien, że każda coś pokaże. Nikt nie przyjechał tyle kilometrów, by urządzić sobie tutaj wycieczkę.

O przyszłorocznej edycji:

Mam przyjacielskie deklaracje z Budapesztu, przez który w tym roku mieliśmy przejechać po raz pierwszy. Korespondowaliśmy także z Veszprem – miastem, które ma podpisaną umowę partnerską z Tarnowem. Tamtędy wyścig jeździł co roku, przez sześć edycji z rzędu i dla nich nasza obecność jest już czymś normalnym. Podobnie sprawa ma się w Wysokich Tatrach. Natomiast w Polsce liczba miast – przyjaciół wyścigu też jest coraz większa – przede wszystkim w Województwie Małopolskim, ale także w Podkarpackim. Dlatego o przyszłoroczną edycję nie muszę się martwić.

Poprzedni artykułTour de France 2020: Naesen i Viviani celują w zwycięstwa etapowe
Następny artykułPo słonecznej stronie – zapowiedź 1. etapu Tour de France 2020
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments