Szymon Sajnok był wczoraj bardzo blisko, by dzień przed swoimi urodzinami sięgnąć po mistrzostwo Polski. Ostatecznie tylko o włos przegrał ze Stanisławem Aniołkowskim.
Gdy chwilę po dekoracji podeszliśmy do niego z prośbą o krótką wypowiedź po wyścigu, zażartował:
z Naszosie nie rozmawiam – przed wyścigiem nie wymieniliście mnie w gronie faworytów
– mówił, udając wielce rozgniewanego.
Sam liczył na zwycięstwo, choć mistrzostwa Polski pamiętają trasy bardziej stworzone pod niego. Przed startem wielu, w tym przepytywani przez nas zawodnicy, stawiało raczej na to, że do mety dojedzie albo mniejsza grupka, albo wręcz pojedynczy zawodnicy. To raczej nie faworyzowało Sajnoka – kolarza z zacięciem do klasyków, ale na razie wciąż będącego sprinterem.
Mimo to młody kolarz, którego fani kolarstwa mogą kojarzyć z olbrzymią ambicją i wiarą w siebie zapewniał po wyścigu:
Spodziewałem się, że tutaj powalczę.
I miał rację, bo do mety dojechała ostatecznie kilkunastoosobowa grupa, w której znalazł się także on. Ostatecznie minimalnie przegrał ze Stanisławem Aniołkowskim, ale i tak na mecie był zdecydowanie bardziej zadowolony niż rok temu, gdy wygrał klasyfikację orlików i podczas dekoracji mógł założyć koszulkę mistrza Polski.
Wtedy pod koniec wyścigu złapał gumę, co utrudniło mu walkę o wysokie miejsce w kategorii elity i gdy przekroczył linię mety, ze złości uderzył w kierownicę, bo wiedział, że pech pozbawił go szans na walkę o zdecydowanie lepszy wynik. Teraz jego zawód był zdecydowanie mniejszy.
Oczywiście żałuję, że nie wygrałem, ale cieszę się bardzo z sukcesu kolegi. Zresztą ten srebrny medal także dużo dla mnie znaczy.
– mówił nam.
On także dołożył swoją cegiełkę do sukcesu Aniołkowskiego, ponieważ był częścią CCC Team, które dziś połączyło siły ze swoim zespołem rozwojowym. “Aniołek” i Sajnok rywalizowali ze sobą tylko na ostatnich metrach – wcześniej działali wspólnie. Najważniejsze było to, by, jak powiedział po swoim czwartkowym zwycięstwie w czasówce Kamil Gradek, zwycięstwo trafiło do ekipy sponsorowanej przez CCC.
Gdy przed ostatnim rondem, na około 300 metrów przed metą dogoniliśmy Małeckiego i Paterskiego, zaczęliśmy rozprowadzać się wraz z Łukaszem Wiśniowskim, Kamilem Gradkiem i Staszkiem Aniołkowskim. To przyniosło nam zwycięstwo, bo sukces Staszka traktujemy, jak swój. Niby z CCC Development jesteśmy dwoma różnymi zespołami, ale sponsor jest ten sam. Przez cały czas zgodnie współpracowaliśmy i rozstrzygnięcia w wyścigu pokazały, że było warto
– zapewniał kolarz, który już wkrótce stanie przed kolejnym wyzwaniem.
Teraz pojadę do Plouay, gdzie teren jest dość podobny do tego tutaj, w Kazimierzy. Nie wiem jeszcze, czego mogę się tam spodziewać, ale jestem w dobrej formie i mam nadzieję, że uda mi się ją wykorzystać
– zakończył dzisiejszy solenizant. I chyba najlepszym, czego możemy mu życzyć, jest to, by we Francji sam zrobił sobie spóźniony prezent urodzinowy.