fot. UAE Team Emirates / bettiniphoto

To chyba nie tak miało wyglądać. Miało być nawiązanie do dawnej wielkości, a jest tylko kolejne wielkie rozczarowanie. Fabio Aru znów został pokonany- tym razem przez kłopoty zdrowotne, które uniemożliwiły mu wyruszenie na trasę dzisiejszego etapu.

A przecież przed wyścigiem szefowie mówili, że to on jest zdecydowanym liderem ekipy i że znajduje się w najlepszej formie od wielu miesięcy. A pierwsze dni faktycznie tylko potwierdzały ich słowa. Gdyby nie upadek na etapie jazdy drużynowej jazdy na czas i słabszy w jego wykonaniu 5. odcinek można by mówić o wymarzonym początku Vuelty..

Zresztą i tak było nieźle, a patrząc na ostatnie wyczyny Włocha nawet bardzo dobrze- po 7 etapach był 10. Ale potem coś się popsuło.  W niedzielę stracił pół godziny, a później wyglądało to równie słabo. Tadej Pogacar, który miał na tym wyścigu zbierać doświadczenie i uczyć się od niego, wyglądał przy nim jak doktor, i to z habilitacją. Teraz już wiemy, jakie były tego przyczyny.

– Fabio długo odbudowywał się po operacji, którą przeszedł w kwietniu. Przez te wszystkie miesiące ciężko trenował, a dane wskazywały na jego stały progres. Przyjechał na Vueltę świetnie przygotowany i zmotywowany by nawiązać do swoich najlepszych występów. Niestety w trakcie wyścigu coś się zmieniło i jego organizm przestał dobrze funkcjonować. Postępujące zmęczenie i uszkodzenia mięśni zmusiły nas do decyzji o jego powrocie do domu. Niedługo zostanie poddany rutynowym badaniom, a wtedy będziemy mogli powiedzieć coś więcej

– powiedział lekarz ekipy Jeroen Swart.

Do całej sytuacji ustosunkował  się także sam Aru:

– Niestety, analizy przeprowadzone przez sztab medyczny naszego zespołu wykazały, że moje mięśnie są dość mocno uszkodzone. To nie pozwalało mi na regenerację po dużym wysiłku, podejmowanym przecież przez większość etapów. Sytuacja była coraz gorsza, więc wspólnie z lekarzami i trenerami podjęliśmy ciężką decyzję o wycofaniu się z wyścigu. Wielka szkoda, że znów się nie udało, ale chyba nie mieliśmy innego wyjścia

– mówił.

Naprawdę szkoda Włocha. Za rok kończy mu się kontrakt i jeśli nie chce zjechać do niższej dywizji, to w przyszłym sezonie po prostu będzie musiał się odbudować. Tylko czy ktokolwiek w to jeszcze wierzy?

Poprzedni artykułLas rampas infernales i słoweński alians
Następny artykułTadej Pogacar: „Wciąż uważam, że nie muszę niczego udowadniać”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments