fot. Movistar Team

Hiszpański dziennik „AS” postanowił porozmawiać z Alejandro Valverde przy okazji jego obecności w Japonii, na Saitama Criterium – jednej z tradycyjnej „pokazówek”, jakie odbywają się po Tour de France. Kolarz Movistaru opowiadał o ostatniej kontuzji, „Operacji Puerto” i celach na 2019 rok. 

Trzeba przyznać, że kwestie związane z aferą dopingową „Operacja Puerto”, która wybuchła w 2006 roku powróciły niczym bumerang po tym, jak Valverde zdobył w Innsbrucku tytuł mistrza świata. We współczesnych czasach, w których priorytetem jest budowanie muru między dopingową przeszłością kolarstwa a „czystszą” teraźniejszą, nie wszystkich zadowolił fakt, że właścicielem tęczowej koszulki został klient niesławnego lekarza – doktora Eufemiano Fuentesa.

Początkowo hiszpański sąd oczyścił Alejandro Valverde z wszelkich zarzutów, ale rok później Włoski Komitet Olimpijski uznał, że jeden z zarekwirowanych przez policję worków z krwią ma takie samo DNA jak Hiszpan. Po długiej batalii między obecnym mistrzem świata a Międzynarodową Unią Kolarską (UCI), został on obarczony zakazem ścigania na dwa lata (2010-2011).

Valverde uważa mimo to, że nie musi odpowiadać na pytanie o to, czy czegoś żałuje, ponieważ nie zrobił nic złego. W jednym z wywiadów, który ukazał się w hiszpańskich mediach kilka tygodni temu, mówił również, że ludzie nie zrozumieli jego położenia w tym skandalu.

Nigdy nie miałem pozytywnego wyniku kontroli antydopingowej, ale zdecydowano, że powinienem zostać ukarany i tak było. Odbyłem wyrok i od tamtej pory jedyna rzecz, jaka mnie zajmuje, to czerpanie radości z kolarstwa. Każdy może oceniać mnie tak, jak mu pasuje, ale ludzie powinni być świadomi, że zrobiłem wszystko, co mogłem; że nie tylko wygrywałem wyścigi przed zawieszeniem, ale także po nim. A nawet wróciłem silniejszy

– powiedział Valverde.

Po zakończeniu zawieszenia, „El Bala” wrócił do ścigania w barwach Movistaru, i odniósł wiele cennych zwycięstw oraz zanotował kilka bardzo solidnych wyników w wielkich tourach. Dwukrotnie wygrał Liège-Bastogne-Liège (2015,2017), zaś w latach 2014-2017 stawał na najwyższym stopniu podium Walońskiej Strzały. W „trzytygodniówkach” natomiast aż pięć razy stawał na podium – trzykrotnie w hiszpańskiej Vuelcie (2012, 2013, 2014), oraz po razie w Tour de France 2015 i w Giro d’Italia 2016.

Podczas Wielkiej Pętli w 2017 roku, na pierwszym etapie jazdy indywidualnej na czas rozgrywanym w Dusseldorfie, upadł na jednym ze śliskich z powodu deszczu zakrętów i doznał bardzo poważnej kontuzji nogi. Były wątpliwości co do tego, czy w ogóle wróci do ścigania, a co dopiero, czy będzie w stanie jeździć na wysokim poziomie. Okazało się, że od początku sezonu 2018 odnosił zwycięstwa – w sumie było ich w tym sezonie czternaście, włącznie z mistrzostwem świata w wyścigu ze startu wspólnego elity mężczyzn na bardzo trudnej trasie w Innsbrucku.

Trafiłem w najlepsze ręce. Operacja poszła bardzo sprawnie, ponieważ została przeprowadzona w znakomitym miejscu [w szpitalu w Dusseldorfie, w Niemczech]. Wciąż mam w kolanie śruby, ale nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Mam przyjaciół, którzy doznali takiej samej kontuzji i trudno było im wrócić na rower

– opowiadał Valverde.

Jeśli idzie o plany na przyszły sezon, w którym Alejandro będzie ścigał się w legendarnej tęczowej koszulce, to z pewnością ekipa Movistar nie pozbędzie się przesytu liderów, z którym miała do czynienia w minionym sezonie. Poza Valverde są oczywiście jeszcze Nairo Quintana i Mikel Landa, a za ich plecami czają się młodzi i zdolni jak chociażby Marc Soler. Quintana wciąż marzy o zwycięstwie w Tour de France, natomiast Landa chciałby z pewnością pojechać wreszcie jakiś wielki tour dla siebie.

Nie ma chyba kolarskiej drużyny, która ustaliłaby już plan startów na przyszły sezon i rozdzieliła role pomiędzy zawodnikami, ale z ust Valverde mówiącego o planach na kolejny sezon, najczęściej słyszalne były słowa o Giro d’Italia, w który to wyścig mocno celował w tym roku, po powrocie po kontuzji.

W tym roku pojechałem tam po prostu po to, żeby wygrać. Teraz nie wiem, czy powinienem jechać z nastawieniem na zwycięstwo, ponieważ jestem już trochę stary. Jednak jak zawsze zrobię, co w mojej mocy. Przede wszystkim chciałbym cieszyć się ściganiem. Jestem kolarzem, który lubi zwyciężać, pokazywać się z dobrej strony i pomagać zdobywać zwycięstwa drużynie. Chcę w dalszym ciągu być killerem

– zakończył „El Bala”.

Warto odnotować, że choć z przymrużeniem oka, to Valverde ma już na koncie pierwsze zwycięstwo w tęczowej koszulce – wygrał bowiem kryterium w Japonii.

O tym, czy tak zwana klątwa trykotu mistrza świata dotknie Alejandro Valverde, przekonamy się w przyszłym roku, i to już najprawdopodobniej w styczniowym wyścigu Tour Down Under, w Australii.

Poprzedni artykułEkipa Burgos – BH zawieszona
Następny artykułJavier Guillén: „Chris Froome powinien wrócić na wyścig Vuelta a España”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments