© ASO/Alex BROADWAY

Przesadą będzie stwierdzenie, że tegoroczny wyścig Tour de France ma konstrukcję rodem z filmów Alfreda Hitchcocka, jednak oddać organizatorom należy, że w trakcie dziewięciu dni rywalizacji napięcie zbudowali niemal idealnie. Emocjonowaliśmy się tym jak będzie wyglądać układ sił po drużynowej czasówce, oglądaliśmy pierwszy test faworytów do generalki na Mur de Bretagne, a w międzyczasie swoją moc pokazywali najszybsi w stawce na płaskich jak stół etapach w północno-zachodniej Francji, by wszystkie te wydarzenia domknąć nieopodal welodromu w Roubaix. Już od dziś kostkę z Piekła Północy w podgrzewaniu atmosfery zastąpią alpejskie „patelnie”. Wielka Pętla wjeżdża w góry i nastąpi start ostry w wyścigu faworytów o żółtą koszulkę.

Choć wyścig trwa już ponad tydzień to dla wielu prawdziwa rywalizacja zacznie się od etapu nr 10. Wjazd w Alpy wcale nie oznacza, że odwiedzimy od razu najbardziej legendarne podjazdy jakie południe Francji ma do zaoferowania, ale wtorkowe ściganie wcale nie  będzie należało do łatwych. Rywalizację w górach rozpoczniemy od jednej górskiej premii 4. kategorii, 3 górskich premii 1. kategorii oraz jednego podjazdu poza kategorią. Co mamy więc w menu?

Pierwszym podjazdem dnia będzie Col de Bluffy, ale hopka 4. kategorii będzie służyć raczej tylko temu, by ostatnie punkty do klasyfikacji górskiej zdobył Toms Skujins, a sprinterzy ustalili tematy rozmów na najbliższe dwa tygodnie jazdy w grupetto. O ile już wtedy nie będziemy mieć ucieczki z najdzielniejszych francuskich górali to ewentualnie najszybsi w peletonie mogą powalczyć o punkty na lotnym finiszu. Od 30 kilometra zacznie się rollercoaster.

Niemal natychmiast po premii rozpoczynamy wspinaczkę pod Col de la Croix Fry, gdzie już mogą zacząć się dziać pierwsze dramaty liderów grup. Dlaczego? Powodów jest kilka. Dzień przerwy dla większości zawodników, zwłaszcza po etapie do Roubaix, był zbawienny. Niektórzy jednak nieco gorzej reagują na rozprężenie i powrót do wyścigowego tempa może okazać się bolesny, zwłaszcza wtedy gdy razem z rywalami odjadą nadzieje na dobry wynik w całym wyścigu. Sam podjazd 1. kategorii to nieco ponad 11 kilometrów jazdy w górę o średnim nachyleniu 7%.

Całą niedzielę wracaliśmy pamięcią do Paris-Roubaix, a pierwszy podjazd „poza kategorią” przypomni nam Giro d’Italia czy Strade Bianche. Plateau des Glieres to jedna z najtrudniejszych wspinaczek z jakimi się przyjdzie zmierzyć w tym roku peletonowi. 6 kilometrów o średnim nachyleniu przekraczającym 11%, a miejscami sięgającym 15%! Tuż za premią odżyją wspomnienia z Colle delle Finestre czy Monte Santa Maria, bo peleton przejedzie dwa kilometry po szutrowych drogach i ruszy w dół w kierunku Thorens-Glieres.

Po zjeździe droga będzie wiodła ponownie w górę na Col des Fleuries, gdzie jednak nie ma żadnej premii, a kolejne 20 kilometrów będzie okazją na przegrupowanie się przed decydującymi o losach etapu wspinaczkami.

Finałowa rozgrywka będzie miała miejsce na kombinacji dwóch podjazdów – Col de Romme i Col de la Colombiere. Pierwsza z wymienionych wspinaczek to prawie 9 kilometrów o średnim nachyleniu 9%, szybki zjazd i raz jeszcze do góry – 7,5 kilometra o przeciętnym gradiencie 8,5%, a ze szczytu Colombiere szalony zjazd do mety w Le Grand Bornand. Obie wspinaczki najlepsi pokonają pewnie w nieco ponad 20 minut każda, więc ostatnia godzina dziesiątego etapu będzie trzymać w napięciu niemal bez przerwy.

Gdy poprzedni raz Tour de France gościło w tej miejscowości ze zwycięstwa etapowego cieszył się Rui Costa, ale w pamięci bardziej nam zapadł 17. etap Wielkiej Pętli z 2009 roku, kiedy to Alberto Contador wraz z Frankiem i Andy Schleckiem ostatecznie pogrzebali nadzieje pewnego Amerykanina na ósmy pierwszy triumf we Francji. Pamiętacie?

Jak widzieliśmy etap nr 10 jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji?

Etap 10, 17 lipca: Annecy  ›  Le Grand-Bornand (158,5 km)

Pierwszy poważny test w górach. Mimo, że meta nie jest usytuowana na szczycie to kolarze będą mieli co jechać. Na trasie znalazły się wspinaczki pod Col de la Croix Fry, Montee du plateau des Glieres, Col de Romme oraz Col de la Colombiere. Wyjątkowo ciekawie zapowiada się wspinaczka pod Montee du plateau des Glieres, które oprócz średniego nachylenia 11% zaoferuje kolarzom 2 kilometry wspinaczki po szutrze.

Trudno wytypować jednego faworyta. Konfiguracja trasy, a zwłaszcza zjazd prowadzący prosto do mety, powoduje, że pierwszy do głowy przychodzi Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida), ale Rekin z Mesyny, jak ma w zwyczaju, formą może błysnąć dopiero w przyszłym tygodniu.

Niewykluczone, że pierwszy test w górach faworyci pojadą „zapoznawczo” i na metę może dotrzeć wyselekcjonowana grupa najmocniejszych górali. To oznacza, że mimo czterech solidnych wspinaczek obejrzymy sprinterską walkę na ostatnich metrach, a tam najszybszy powinien być Alejandro Valverde (Movistar).

Problemem Valverde mogą jednak być jego koledzy z ekipy, bo zarówno Nairo Quintana, jak i Mikel Landa mają nieco większe straty niż Bala i być może spróbują wykorzystać już pierwszą okazję by zacząć odrabiać dystans do rywali. Quintana wygrywał przecież Giro po ataku na zjeździe ze Stelvio (okoliczności tej „szarży” to już inna sprawa), a Landa…jak przed wyścigiem pisała jedna z popularnych gazet w Wielkiej Brytanii – jedzie w teamie „Mikel Landa”. Tym samym Valverde będąc najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem Movistaru wcale nie musi być najważniejszą kartą w talii Eusebio Unzue.

Pierwsze dziewięć etapów poszło niemalże idealnie. Dlaczego więc na etapie nr 10 o zwycięstwo nie mógłby powalczyć Rafał Majka (Bora-hansgrohe)? Otóż może! „Zgred” jedzie do tej pory doskonale i, co być może najważniejsze, szczęśliwie. Zawsze czujnie z przodu, a gdy leżał w kraksie na 9. etapie także koledzy z ekipy wsparli go jak należy. Teraz, gdy w górach Peter Sagan będzie miał nieco „wolnego” to większe siły niemieckiej ekipy będą skupione na Majce, a z wsparciem m. in. Pawła Poljańskiego powinniśmy dalej oglądać dwukrotnego zwycięzcę klasyfikacji górskiej Wielkiej Pętli w czołówce.

Jeśli mówimy o drużynie i jej ogromnej roli to pora pochylić się na Chrisem Froome’em (Team Sky). Czterokrotny triumfator Tour de France aktualnie ma minutę straty do kolegi z ekipy – Gerainta Thomasa, ale wydaje mi się, że gdy wyścig wkroczy w decydującą fazę to wszystkie siły brytyjskiej grupy zostaną rzucone na rzecz Froome’a. O tym ile znaczy wsparcie takich zawodników jak Michał Kwiatkowski mogliśmy przekonać się przed rokiem. Dwa lata temu na etapie do Bagneres de Luchon Froome też pokazał, że zjeżdżać potrafi, więc należy go również rozpatrywać w kategorii faworytów 10. etapu.

W czołówce powinni się znaleźć także Tom Dumoulin (Sunweb)Adam Yates (Mitchelton-Scott), Steven Kruijswijk i Primoż Roglic (LottoNL-Jumbo). Wymieniona czwórka plasuje się dość blisko siebie w klasyfikacji generalnej ze stratą około 2 minut do Grega van Avermaeta i jeśli wciąż chcą być brani pod uwagę w perspektywie wysokiego miejsca w klasyfikacji generalnej to nie mogą ponieść kolejnych strat.

Dużo trudniej wygląda sytuacja Romaina Bardeta (Ag2r)Rigoberto Urana (EF-Drapac). Bardet jedzie póki co dość pechowo, a podczas niedzielnego etapu co chwilę zmagał się z problemami natury technicznej. Natomiast „Mick Jagger” ma już blisko 3 minuty straty do lidera i choć do swoich głównych konkurentów traci nieco mniej, to musiałby porwać się na odważną akcję by odrobić nieco czasu i wrócić do rozgrywki o podium.

Oczywiście pamiętam o Jakobie Fuglsangu (Astana), Bauke Mollemie (Trek-Segafredo) czy Ilnurze Zakarinie (Katusha-Alpecin), ale na chwilę obecną ważniejsze nazwiska są wyżej w grze o czołowe lokaty. Niewykluczone jednak, że z biegiem czasu ktoś z tej trójki nagle zyska na znaczeniu w tym wyścigu kosztem „mocniejszych” nazwisk.

Musimy zakładać także scenariusz w którym na metę przed faworytami dojedzie ucieczka. „Czarnym koniem” pierwszego górskiego etapu wybieram Warrena Barguila (Fortuneo-Samsic). Bretończyk zapowiadał, że nie będzie celował w klasyfikację generalną (a jest w niej wyżej niż Uran, Quintana czy Zakarin) i skupi się na walce o etapowe triumfy. Teren wydaje się być idealny dla lidera Fortuneo-Samsic, a spora liczba punktów do zdobycia na górskich premiach także powinna go zachęcić do ruszenia w odjazd. Tam prawdopodobnie będzie najmocniejszym góralem w stawce i nie powinien dać się pokonać. No chyba, że miałby to zrobić Tomasz Marczyński (Lotto-Soudal) 🙂 

Plan transmisji TV > TUTAJ

Mapy Tour de France 2018 > TUTAJ

Prezentacja > TUTAJ

Poprzedni artykułNaszosowe oceny: podsumowanie pierwszego tygodnia
Następny artykułRichie Porte: „Na szczęście wciąż mam odpowiednią motywację”
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments