Simon Yates (Mitchelton-Scott) zajął siódme miejsce na pierwszym etapie wyścigu Giro d`Italia, tracąc do zwycięzcy Toma Dumoulina (Team Sunweb) 20 sekund, co jest jego życiowym wynikiem w samotnej walce z czasem – dyscyplinie, która do tej pory nie była jego mocną stroną.
Simon Yates wyruszył na trasę jazdy indywidualnej na czas w Jerozolimie z zadaniem zminimalizowania strat do rywali. Tymczasem wykonał to z nawiązką, ponieważ zyskał cenne sekundy nad: Thibaut Pinotem (13 sekund), Chrisem Froomem (17 sekund), Fabio Aru (30 sekund) oraz Miguelem Angelem Lopezem (36 sekund).
Rekonesans trasy zaskoczył właściwie wszystkie zespoły, a niektórych do tego stopnia, że zaliczyli podczas niego kraksy (patrz Kanstantsin Siutsou Chris Froome oraz Miguel Angel Lopez).
Po rekonesansie trasy zdaliśmy sobie sprawę, że trasa jest trudniejsza niż myśleliśmy i dzięki temu mogliśmy się do niej lepiej przygotować. Było kilka trudnych zakrętów i nie brakowało również śliskich fragmentów. Musieliśmy być zatem ostrożni, zwłaszcza że wcześniej kilku kolarzy upadło
– skomentował Simon Yates.
Brytyjczyk poradził jednak sobie z wyzwaniem krętych i posiadających dość unikatowy asfalt ulic Jerozolimy bardzo dobrze, zaskakując siebie samego, dyrekcję drużyny Mitchelton-Scott i kibiców.
To jest moje pierwsze w karierze miejsce w pierwszej dziesiątce w jeździe indywidualnej na czas, więc jestem bardzo zadowolony. Włożyłem w to mnóstwo pracy i teraz są rezultaty. Jestem miło zaskoczony, że zyskałem czas nad niektórymi kolarzami – nie spodziewałem się tego. Krótkie i strome podjazdy odpowiadały mi bardziej niż gdybyśmy mieli do czynienia z dłuższymi wspinaczkami. Wiedzieliśmy, że mogą faworyzować mnie nieco bardziej niż innych
– dodał S. Yates.
Drugi z liderów podopiecznych Matta White`a – Esteban Chaves – stracił do zwycięzcy nieco więcej, bo 46 sekund, co jednak wciąż mieści się w granicach przyzwoitości jak na klasycznego górala, jakim jest Kolumbijczyk.