Quick Step Floors / Tim De Waele

Belgijski mistrz rok po odejściu z peletonu odniósł się do najważniejszych wydarzeń bogatej kariery.

Boonen rozmawiał z Samuelem Gruloisem z portalu rtbf.be. W rozmowie zostały poruszone tematy życia rodzinnego, nowej pracy w Lotto-Soudal, tytułu mistrza świata z 2005 roku, a także silników – tych w rowerach i tych w samochodach, które stały się pasją belgijskiego zawodnika.

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, spędziłem cały rok „emeryta” bez żadnych zmartwień. Mogę czasami zostać w domu i spędzić czas z moimi córkami – znalazłem odpowiedni balans pomiędzy rodziną, a różnymi zajęciami. Przez pierwsze dwa, trzy, cztery miesiące było to trudne, bo każdy coś chciał, gdzieś mnie zapraszał. Kiedy to się skończyło byłem szczęśliwy i znalazłem nowe cele w swoim życiu. Po zakończeniu kariery, która trwała ponad piętnaście lat nie było to łatwe!

– zaczął Boonen.

Chociaż Belg ma co wspominać (przez długą karierę wygrał m.in. siedem monumentów, tytuł mistrza świata, sześć etapów Tour de France czy 22 (!) etapy Tour of Qatar), to zaczął od swojego ostatniego startu w Paryż-Roubaix.

To było dziwne. Byłem w grupie, która walczyła o szóste miejsce. Wjechałem na tor w Roubaix na drugim miejscu i wtedy zdałem sobie sprawę, że to ostatnie 200m w moim życiu. Przez cały wyścig byłem bardzo skupiony, jak w tunelu. A tutaj chciałem zacząć sprint, swój ostatni sprint, ostatni wyścig się kończył… i nie znalazłem w sobie siły.

Przy okazji brukowanych wyścigów Tom Boonen często był łączony w piękną rywalizację z Fabianem Cancellarą. Belg i Szwajcar wygrali w sumie sześć edycji Ronde van Vlaanderen i siedem Paryż-Roubaix. W 2010 roku ich pojedynek na Muur van Geraardsbergen przyniósł ogromną falę domysłów – łatwość, z jaką Cancellara oderwał się od rywala sprawiła, że fani doszukiwali się silnika w rowerze Spartakusa.

Oczywiście zawsze są wątpliwości… Niełatwo mi o tym mówić, bo byłem drugi, a to nie drugi kolarz powinien mówić, że taka sytuacja nie jest normalna. Ciężko cokolwiek udowodnić, bo nie mamy już roweru, by go sprawdzić. Jest zbyt późno.

Chociaż wielu kolarzy nie potrafi wybrać pomiędzy Ronde Van Vlaanderen i Paryż-Roubaix, to w przypadku belgijskiego mistrza różnica jest spora. I, wbrew pozorom, to francuska impreza znajduje się na pierwszym miejscu.

De Ronde jest największym wyścigiem w Belgii, ale na świecie nie! Paryż-Roubaix jest o wiele większe. Gdybym miał wybrać, to wybrałbym Roubaix, każdego dnia swojego życia. Ronde Van Vlaanderen jest największym wyścigiem świata… dla Flandrii. Tak naprawdę jednak to Paryż-Roubaix jest największy. Jak porozmawiasz z Amerykaninem, to będzie znał Roubaix, ale Flandrii już nie

– przykładowo opisał belgijski kolarz.

W „drugim życiu”, co zaskakujące, Boonen znalazł zatrudnienie w Lotto-Soudal, chociaż karierę kolarską spędził w Quick-Step Floors. Poza rowerami Tommeke odnalazł się w motosporcie.

Oczywiście zawsze jest ktoś niezadowolony. Czekałem rok na kontrakt od Patricka Lefevere, ale go nie dostałem. Nie będę do niego wydzwaniał czy ma dla mnie miejsce! Motorsport to coś, co bardzo lubię. Spędzam w tym sporo czasu, bo muszę zdobyć sponsorów i tak dalej. Inwestując w siebie chcę dawać z siebie wszystko, ale będzie ciężko, bo to pierwszy rok za kierownicą Porsche w Belcar i pierwszy w europejskich mistrzostwach NASCAR. Martwię się jedynie, że nie miałem zbyt wielu godzin treningu i nie znam swoich limitów!

– zakończył Boonen.

Poprzedni artykułItzulia Basque Country 2018: Primož Roglič i Enric Mas po ostatnim etapie
Następny artykułDłuższa przerwa Wilco Keldermana
Menedżer sportu, fotograf. Zajmuje się sprzętem, relacjami na żywo i wiadomościami. Miłośnik wszystkiego co słodkie, w wolnym czasie lubi wyskoczyć na rower żeby poudawać, że poważnie trenuje.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments