Niki Terpstra (Quick-Step Floors) w znakomitym stylu wygrał niedzielny monument Ronde van Vlaanderen. Holender zaatakował ponad 20 kilometrów przed metą i nie zostawił rywalom najmniejszych złudzeń. Było to dla niego trzecie zwycięstwo w sezonie i drugi wygrany monument – po Paryż-Roubaix, w którym triumfował przed czterema laty.
Niewiarygodne, nie potrafię opisać tego uczucia. Od zawsze marzyłem o tym, by wygrać Roubaix i Flandrię
– mówił na mecie.
33-latek ruszył za atakiem Vincenzo Nibalego i po chwili zostawił go za plecami. Na podjeździe pod Kwaremont dogonił i „zerwał” jadącą na czele wyścigu trójkę kolarzy, a następnie samotnie pognał do mety.
Wyścig od samego startu był bardzo szybki. Wiedzieliśmy, że inne ekipy będą obserwować nasze ruchy, bo w ostatnich wyścigach radziliśmy sobie świetnie. Reagowaliśmy na każdą próbę odjazdu, przez co tempo nie spadało, a rywale się męczyli. To było dla nas bardzo dobre
– analizował, cytowany przez Velonews.
Kiedy nastał czas finałowych rozstrzygnięć wiedzieliśmy, że gdybyśmy zdecydowali się gonić prowadzących Van Baarle, Langevelda i Petersena, stracilibyśmy sporo sił, a przeciwnicy by na tym skorzystali. Zdecydowaliśmy zatem, by raz za razem atakować. Zdenek Stybar ruszył na Kruisbergu, a ja chwilę później, razem z Nibalim
– opisywał, dodając, że przed podjazdem pod Kwaremont musiał się mierzyć z bardzo silnym czołowym wiatrem.
Liczyłem się z tym, że po ataku będę jechał sam albo w duecie z Nibalim. Grupa, która mnie goniła dobrze współpracowała, ale kiedy dojechałem do przedostatniego podjazdu zorientowałem się, że mogę być szybszy niż ona
– podsumował.