Vincenzo Nibali ukończył swój pierwszy w karierze start w Ronde van Vlaanderen na 24. pozycji. Włoch, którego postawa w tym monumencie była dla wszystkich wielką zagadką, długo radził sobie bardzo dzielnie, a niespełna 25 kilometrów przed metą pokusił się nawet o krótką szarżę. Na mecie, mimo stosunkowo odległej lokaty, był zadowolony ze swojego występu.
Nie wiedziałem, co tak naprawdę mnie czeka. Wcześniej ten wyścig oglądałem tylko w telewizji. To była prawdziwa wojna, od pierwszego do ostatniego kilometra. Myślałem, że przynajmniej otwarcie będzie spokojne, tymczasem na każdym z podjazdów trzeba było dawać z siebie wszystko
– mówił, cytowany przez „La Gazzetta dello Sport”.
„Rekin z Mesyny” odniósł się także do swojej próby ataku. Kiedy oderwał się od grupy faworytów, ruszył za nim późniejszy zwycięzca – Niki Terpstra (Quick-Step Floors), który po chwili zostawił go w tyle i pognał samotnie do mety.
Bałem się ruszyć, ale jednocześnie bardzo chciałem spróbować. Terpstra był niesamowity, jego tempo było dla mnie nieosiągalne
– ocenił, podkreślając, że jest bardzo zadowolony z tego, jak się zaprezentował.
Już w poniedziałek Nibali rozpocznie rywalizację w Itzulia Basque Country (dawniej: Vuelta al Pais Vasco), gdzie stanie w szranki między innymi z Mikelem Landą (Movistar). Będzie to dla niego ostatni występ przed wyścigami tryptyku ardeńskiego.