Paris-Roubaix 2012/ letour.fr

Nie pasuje do zanurzonych w ferii żywych barw i bursztynowym piwie belgijskich pagórków, nie pasuje też nigdzie indziej. Chociaż nieustannie nazywany jest największym z największych, w elitarnym gronie pięciu monumentów jest skrajnym outsiderem, królem bez królestwa. Jest krajobrazem ze snu Tima Burtona – lasem pełnym mrocznych tajemnic, przesiąkniętymi sepią polami i powykręcanym drzewem na rozstaju dróg. Jest brutalnym portretem kolarstwa zredukowanego do prostego równania wytrzymałości, siły i szczęścia. W końcu, jest Waszym ulubionym mitem i legendą. Oto Piekło Północy. Paris-Roubaix.

Wiosenna kampania rozgrywanych na brukach wyścigów klasycznych ma dwa wyraźne punkty kulminacyjne, a spór o to, który z nich jest ważniejszy, piękniejszy czy bardziej spektakularny nigdy nie znajdzie satysfakcjonującego obie strony rozstrzygnięcia. Czasami jednak zamiast na siłę forsować swój punkt widzenia, wystarczy odrobinę zmienić narrację.

Każdy z pozostałych czterech monumentów stanowi logiczne zamknięcie pewnego cyklu rywalizacji, czy są to włoskie imprezy jednodniowe początku i końca sezonu, czy też rozgrywane w Ardenach klasyki. Taką rolę spełnia również Ronde van Vlaanderen, który jako największy i najbardziej prestiżowy z bliźniaczo podobnych wyścigów meandrujących wśród pagórków północnej Belgii, zwiastuje koniec tej wyjątkowej części sezonu i namaszcza króla Flandrii.

Paris-Roubaix jest z innej bajki. Jest królem bez królestwa, albo też państwem w państwie. Nie ma drugiego takiego wyścigu, a więc nie ma delikatnych przetarć, rozgrzewek, poprawek i prób generalnych. Flandria nie jest północno-wschodnią Francją, a pokrywające hellingen kocie łby nie są niewprawnie ociosanymi kamlotami rzuconymi na tonące w błocie polne drogi. Zatem o ile ostatnie tygodnie pozwoliły dość precyzyjnie naszkicować układ sił wśród specjalistów od wyścigów jednodniowych, w niedzielę każdy z nich stanie na starcie w Compiegne z czystą kartą.

Stracą całą swoją przewagę Belgowie, na pamięć znający każdy nawrót, pagórek i najmniejszy kamyczek Flandrii. Przestaną mieć znaczenie rozgrywki taktyczne, gdyż nagle okaże się, że kluczem do sukcesu w dużej mierze jest pozostanie z dala od kłopotów, uniknięcie kraks i defektów. My, jako widzowie, będziemy drżeć przed każdym z 29 brukowanych sektorów i z niedowierzaniem obserwować, jak kolejni pretendenci do tytułu odpadają z rywalizacji jeszcze zanim ta weszła w decydującą fazę. Jak zwykle, będą nami targać sprzeczne emocje, fascynacja i niezgoda.

Wyborna forma nie wystarczy, by wznieść ręce w geście triumfu na welodromie w Roubaix. Nie pomoże też samo szczęście. Chociaż brutalną rywalizację w Piekle Północy sprowadzić można do relatywnie prostej funkcji mocy, wydolności i odporności psychicznej, pozostaje jeszcze ten nieuchwytny czynnik który sprawia, że Paris-Roubaix jest naszym ulubionym mitem i legendą.

Z uwagi na konieczność przeprowadzania prac konserwacyjnych na dostojnie starzejących się francuskich brukach, trasa Piekła Północy każdego roku podlega niewielkim modyfikacjom. Powołana została nawet odrębna organizacja, która otacza kocie łby legendarnego monumentu swoją opieką, a w wolnych chwilach przeczesuje okolicę w poszukiwaniu nowych odcinków.

Podczas gdy przystawki mogą nieznacznie się różnić, główne dania serwowane są zazwyczaj w niezmienionej postaci, a wyścig rozgrywany jest w bardzo tradycyjnym formacie sprawdzonym podczas 114 rozegranych już edycji.

W najbliższą niedzielę stających na starcie w Compiegne specjalistów od wyścigów klasycznych od chwały na welodromie w Roubaix dzielić będzie 257 kilometrów, zawierających 29 brukowanych sektorów o łącznej długości 52.8 kilometra, zazwyczaj wyjątkowo skutecznie oddzielających chłopców od mężczyzn. Podczas 115. edycji Piekła Północy będą to odpowiednio:

29. Troisvilles – Inchy (km 98,5 – 2200 m) ***

28. Viesly – Quievy (km 103 – 1800 m) ***

27. Quievy – Saint Python (km 106 – 3700 m) ****

26. Viesly – Briastre (km 112 – 3000 m) ***

25. Briastre – Solesmes (km 116 – 800 m) **

24. Vertain – St-Martin-sur-Ecaillon (km 124 – 2300 m) ***

23. Verchain-Maugre – Querenaing (km 134 – 1600 m) ***

22. Querenaing – Maing (km 137 – 2500 m) ***

21. Maing – Monchaux-sur-Ecaillon (km 140 – 1600 m) ***

20. Haveluy – Wallers (km 153 – 2500 m) ****

19. Trouée d’Arenberg (km 161 – 2400 m) *****

18. Wallers – Hélesmes (km 168 – 1600 m) ***

17. Hornaing – Wandignies (km 174 – 3700 m) ****

16. Warlaing – Brillon (km 182 – 2400 m) ***

15. Tilloy – Sars-et-Rosières (km 185 – 2400 m) ****

14. Beuvry-la-Forêt – Orchies (km 192 – 1400m) ***

13. Orchies (km 197 – 1700 m) ***

12. Auchy-lez-Orchies – Bersée (km 203- 2700 m) ****

11. Mons-en-Pévèle (km 208 – 3000 m) ****

10. Mérignies – Avelin (km 214 – 700 m) **

9. Pont-Thibaut – Ennevelin (km 218 – 1400 m) ***

8. Templeuve – Moulin de Vertain (km 224 – 500 m) **

7. Cysoing – Bourghelles (km 230 – 1300 m) ***

6. Bourghelles – Wannehain (km 233 – 1100 m) ***

5. Camphin-en-Pévèle (km 237 – 1800 m) ****

4. Le Carrefour de l’Arbre (km 240 – 2100 m) *****

3. Gruson (km 242 – 1100 m) **

2. Willems – Hem (km 249 – 1400 m) **

1. Roubaix (km 256 – 300 m) *

Nietrudno zatem dojść do wniosku, że rzeź rozpocznie się w mitycznym Lasku Arenberg, niemal 100 kilometrów od linii mety. To jest właśnie ten kluczowy moment, w którym należy włączyć się do śledzenia przebiegu rywalizacji, jednak dzięki hojności producentów obrazu telewizyjnego najwytrwalsi widzowie będą mogli podziwiać walkę na francuskich brukach od samego startu wyścigu w Compiegne.

Będzie to najcięższa próba nie tylko dla najsilniejszych z kolarzy, ale siedzących za kierownicą teamowych samochodów dyrektorów sportowych, mechaników czy producentów osprzętu. Kiedy przyjdzie do pokonania legendarnych pięciogwiazdkowych sektorów Trouée d’Arenberg, Mons-en-Pévèle i Le Carrefour de l’Arbre wszystko musi być dopięte na absolutnie ostatni guzik, a i to nie będzie gwarancją sukcesu. Uśmiech fortuny nie wystarczy, by zostać triumfatorem Paris-Roubaix, jednak tej niedzieli trzeba ją mieć po swojej stronie.

Przed nami zatem ostatni akt wiosennego szaleństwa, a we wprowadzającej do trzeciego monumentu sezonu narracji dominuje dobiegające końca wsteczne odliczanie. Przed rokiem Fabian Cancellara przewrócił się na welodromie w Roubaix by doczekać się wymarzonego końca kariery w Rio de Janeiro, jednak dla Toma Boonena najbliższa niedziela będzie ostatecznym sprawdzianem.

Czy wielki mistrz jeszcze wyraźniej zaznaczy swoje miejsce w historii dyscypliny, odnosząc rekordowe piąte zwycięstwo w Piekle Północy? Czy jeden z trójki największych przegranych Flandryjskiej Piękności powetuje sobie zeszłotygodniowe straty? A może kolejny raz jeden z dzielnych pomocników będzie świętował największy dzień swojej kariery?

Podobnie jak przed Ronde van Vlaanderen, faworytem będzie Greg Van Avermaet (BMC Racing). Nawet jeśli kapitan BMC nieco zagapił się w ostatnią niedzielę, jego heroiczna pogoń po kraksie na Oude Kwaremoncie nie pozostawiła złudzeń, że był najsilniejszym zawodnikiem nie tylko De Ronde, ale i całej wiosennej kampanii na brukach. Swój ostatni udział w Paris-Roubaix w roku 2015 zakończył na podium, a miało to miejsce jeszcze przed dokonaniem się znaczącego przełomu w jego karierze. Dysponuje bardzo silną drużyną, sprytem i znakomitym przyspieszeniem w sprinterskich końcówkach. By zwyciężyć w swoim pierwszym monumencie, Van Avermaet potrzebuje jedynie odrobiny szczęścia.

Po kraksie na Oude Kwaremoncie dominowało przekonanie, że Peter Sagan (Bora-hansgrohe) przekreślił swoje szanse na obronę tytułu w De Ronde. W istocie jednym spektakularnym manewrem Słowak przede wszystkim zdjął z trasy głównego faworyta (Van Avermaeta) i czarnego konia imprezy (Naesena), a zaopatrzenie tego drugiego w nieco bardziej gustowną niż stroje Ag2r kurtkę pewnie nie załatwiło sprawy. Ponieważ jednak wszyscy stają na starcie w Compiegne z czystą kartą, zasada ta dotyczy również Mistrza Świata, który na tę okazję będzie musiał powstrzymać się od swoich nonszalanckich komentarzy dotyczących braku presji i beztroskiego cieszenia się kolarstwem. Sagan był faworytem większości tegorocznych wyścigów jednodniowych, ale – jak na ironię –  wygrał tylko znajdujące się relatywnie nisko w hierarchii Kuurne-Bruxelles-Kuurne. Dobra wiadomość jest taka, że jutro dostanie szansę na uratowanie całej wiosennej kampanii jednym dobrym występem. Zła natomiast, że w jego przypadku za taki uznane będzie wyłącznie zwycięstwo.

Już wiele razy nazywałam Olivera Naesena (Ag2r-La Mondiale) objawianiem tegorocznej wiosennej kampanii, a jego występ w Ronde van Vlaanderen – mimo niefortunnego finału – tylko to potwierdził. Co prawda zaledwie dwa starty w Piekle Północy nie dają gwarancji, że 26-latek sprawnie ominie wszystkie rafy, ale pech w tym wyścigu udziela się w takiej samej mierze młokosom i najbardziej doświadczonym zawodnikom. Sam Naesen podkreśla, że Paris-Roubaix idealnie odpowiada jego predyspozycjom, a 13. miejsce wywalczone przed rokiem pozwala dawać wiarę tym deklaracjom.

Jak zwykle wspólny akapit przypada Johnowi Degenkolbowi (Trek-Segafredo) i Alexandrowi Kristoffowi (Katusha-Alpecin). Jeden i drugi będzie bowiem liczył na wprowadzenie w życie tego samego scenariusza, który sprowadza się do sprintu z odpowiednio zredukowanej grupy. Nie jest to najbardziej prawdopodobny rozwój wypadków, ale sprzyjać mu może towarzysząca wyścigowi już od piętnastu lat znakomita pogoda. Niemiec triumfował w Piekle Północy przed dwoma laty, jednak warto podkreślić, że to Norweg okazywał się najszybszy w sprintach które rozegrały się za plecami zwycięzców tegorocznych edycji Milano-Sanremo i Ronde van Vlaanderen. W ostatnich tygodniach prześladował go pech, ale jeśli fortuna w niedzielę się odwróci, trudno będzie go pokonać na legendarnym welodromie w Roubaix.

Zeszłoroczny występ w Piekle Północy zamknął usta wszystkich sceptyków twierdzących, że Tom Boonen (Quick-Step Floors) już się skończył. Czy będzie w stanie przebić ten wynik? W teorii dysponuje imponującym doświadczeniem, ogromną motywacją, niezłą formą i bardzo silną drużyną, która ponownie może się okazać kluczowa. Po wielkim triumfie w De Ronde, ekipa Quick-Step Floors może sobie pozwolić na stuprocentowe podporządkowanie się interesom Boonena. Jeśli jednak swoim zwyczajem będą rzucać losowo wybranych zawodników do losowo wybranego odjazdu, bardziej prawdopodobny stanie się drugi w karierze sukces Nikiego Terpstry. On doskonale wie, kiedy należy wyjąć słuchawkę i stracić łączność z bazą.

Innymi zawodnikami, na których warto zwrócić uwagę będą Luke Durbridge, Jens Keukeleire (Orica-Scott), Zdenek Stybar, Matteo Trentin (Quick-Step Floors), Jasper Stuyven (Trek-Segafredo), Dylan Van Baarle (Cannondale-Drapac), Luke Rowe czy Ian Stannard (Team Sky).

 

115. edycja wyścigu Paris-Roubaix rozegrana zostanie w niedzielę, 9 kwietnia.

Wyścig od startu do mety pokazywać będzie stacja Eurosport. Transmisja rozpocznie się o godz. 11:00.

Poprzedni artykułVuelta al Pais Vasco: Etap dla Roglica, wyścig dla Valverde
Następny artykułPaweł Bernas wygrywa kryterium w Dzierżoniowie! [WYNIKI]
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Piotr
Piotr

Obstawiam,że wygra Norweg

Alexander Kristoff