Świat sportu kocha statystyki. Analizujemy bezpośrednie pojedynki, rekordowe serie, W/kg, prędkości przejazdu i masę innych rzeczy. Podczas 121. Paryż-Roubaix zdarzyło się z kolei coś, na co Duńczycy czekali aż 128 lat. Dokładnie tyle temu po raz ostatni kolarz z tego kraju stał na podium Piekła Północy.
Patrząc czysto statystycznie to większość świata na coś czeka. W przypadku Paryż-Roubaix po wygraną sięgali zawodnicy z ledwie 12 państw, na podium stali kolarze z 21 krajów. Ba, poszukując dalej dojdziemy do wniosku, że ponad połowa globu nie miała swojego przedstawiciela w czołowej „10”, a spora część nigdy nie doczekała się nawet uczestnika Piekła-Północy. Pierwsze razy oczywiście smakują wyjątkowo, ale w niedzielę doszło do czegoś innego – przerwania serii, która trwała aż 128 lat.
Gdy urodzony w 1868 roku Charles Meyer stawał na drugim stopniu podium 1. edycji Paryż-Roubaix zapewne niewiele osób spodziewało się jaką legendą obrośnie ten wyścig, zaś Duńczycy nie mogli nawet myśleć o tym, że ten nie żyjący od niemal 100 lat zawodnik na przeszło stulecie stanie się ich głównym punktem odniesienia w tym wyścigu. W tak kolarskim kraju jak Dania nie trafił się tymczasem żaden sportowiec, który przez kolejne 119 edycji i 127 lat zdołałby stanąć na podium Paryż-Roubaix. Oczekiwanie to przerwał dopiero Mads Pedersen.
Co miał do powiedzenia na ten temat sam 28-latek? Ten tylko się uśmiechnął i krótko rzucił, że na świętowanie dla Danii przyjdzie czas gdy sięgnie po zwycięstwo w Piekle Północy. Teraz jednak dla kolarza Lidl-Trek jest czas na coś innego – pierwszy raz od stycznia ma czas wrócić w rodzinne strony i spędzić nieco czasu z rodziną.
