Cannondale Drapac / Kevin Scott Batchelor

Po ciężkiej kontuzji odniesionej na mistrzostwach USA Phinney był bliski zakończenia kariery. Pojawiły się też wątpliwości co do sensu kontynuowania zawodowego sportu.

W 2014 roku Taylor Phinney przewrócił się podczas mistrzostw kraju i miał otwarte złamanie nogi. Dopiero w sezonie 2016 udało mu się powrócić na odpowiedni poziom. Pierwszy, pełny rok po kontuzji poszedł dobrze, ale okazuje się, że Amerykanin był bliski odejścia z peletonu. Swoje wątpliwości wyraził w rozmowie z cyclingnews na obozie w Katalonii.

Jak szedłem spać, to rozmyślałem co będę robił w życiu. Doszliśmy do momentu, w którym jest podejście „waty, waty, waty, jedź w góry, boom, boom, boom”. Tylko… dlaczego? Powiedzcie mi dlaczego. Nikt tego nie powie. Zbyt wielu młodych się wypala, bo narzuca się na nich presję liczb, która odciąga ludzi od prawdziwego sensu jeżdżenia na rowerze.

Amerykanin po kontuzji miał sporo czasu na przemyślenia. Po sezonie trosk zdecydował jednak kontynuować karierę.

Zrozumiałem, że to marzenie… Zrozumiałem jak ogromnego mam farta. Spójrzcie na takiego dzieciaka jak Campbell Flakemore. Przeszedł na zawodowstwo z BMC, ścigał się pół roku i odszedł. 

Wicemistrz świata w jeździe indywidualnej na czas z Valkenburga wiedział też, że powinien zmienić otoczenie. Po sześciu latach wraca do Jonathana Vaughtersa, u którego jeździł za czasów juniorskich. Treningi przed przyszłym sezonem zaczął od długich wyjazdów na rowerze, które pomogły mu przywrócić najważniejsze cechy sportu – odkrywanie, przygodę, pogodzenie ciała i umysłu.

Gdzie uciekasz z tego dzikiego, analitycznego, skupionego na watAch sportu, który nie istniał piętnaście lat temu? Ja skierowałem się w pełne skupienie, zrozumienie co się do cholery robi. Trzeba przywrócić jazdę na odczuciach, inaczej będziemy jak roboty. Jeśli utrzymamy ten trend, to będziemy jak człowiek, który nie myśli, nie przetwarza. Jak chomik na kółku, po prostu go ustawiasz i on biegnie, jak w grze. Kolarstwo jest najpiękniejszym doznaniem dla zmysłów jakie człowiek może osiągnąć. To jest jak lot, lewitacja. Jazda na dwóch kołach dzięki magicznemu balansowi, pod górę i z góry. Jedziesz przez 12 godzin i ciągle ci się chce. To jest sedno kolarstwa – nie liczby. Trzeba to przywrócić. 

 

Poprzedni artykułTowards Zero Race Melbourne poprzedzi wyścig Cadela Evansa
Następny artykułJohn Degenkolb chce założyć żółtą koszulkę na Tour de France
Menedżer sportu, fotograf. Zajmuje się sprzętem, relacjami na żywo i wiadomościami. Miłośnik wszystkiego co słodkie, w wolnym czasie lubi wyskoczyć na rower żeby poudawać, że poważnie trenuje.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments