Sprinter Cofidisu potrzebował czterech szwów na prawej dłoni po tym, jak „starł” się z pijanymi gośćmi hotelowymi przed wyścigiem o mistrzostwo Francji.
Bouhanni został obudzony o czwartej rano przez niesfornych sąsiadów, którzy byli gośćmi tego samego hotelu, w którym zakwaterowana była drużyna Cofidis. Kolarz zwracał im uwagę, by zachowywali się ciszej, ale oni zamiast uszanować zasady ciszy nocnej, wdali się z kolarzem w przepychankę.
Bouhanni pojechał do szpitala, gdzie założono mu szwy na dłoni i sprawdzono, czy nic poza tym mu nie dolega. Mimo to stanął na starcie wyścigu o mistrzostwo Francji, który wygrał Arthur Vichot (FDJ).
To jest właśnie to francuskie ąę (myślę oczywiście o tych „gościach hotelowych”. Nieraz miałem do czynienia z Francuzami, i bardziej antypatycznej nacji nie spotkałem (jak zwykle są pozytywne wyjątki). Bouhanni też aniołkiem nie jest, ale sen mu się należał o czwartej nad ranem.