Dwanaście lat we włoskich drużynach zawodowych, dwa sezony w hiszpańskim Movistarze dowodzonym przez Eusebio Unzue o którym mówił, że jest miejscem do którego chciał zawsze trafić. W momencie, gdy wydawało się, że rower odstawi na wieszak – Szmyd wrócił do kraju, by dowodzić CCC Sprandi Polkowice w Giro d’Italia.

Przez wszystkie lata spędzone w zagranicznych ekipach Polak był postacią drugoplanową. Rola gregario samemu Szmydowi jednak też odpowiadała, a do tego wywiązywał się ze swoich zadań doskonale. Ileż to razy jego tempa nie wytrzymywali najwięksi z największych w peletonie. Można się zastanawiać czy największe sukcesy Ivana Basso, w tym zwycięstwo w Giro’2010, nie należałoby w znacznej części dopisać na konto naszego zawodnika. Palmares Szmyda nie wygląda imponująco – jedne zwycięstwo indywidualne, odniesione w 2009 roku w trakcie Criterium du Dauphine na mitycznym Mount Ventoux, a do tego kilkukrotnie miejsce w top 10 klasyfikacji generalnych podczas rodzimego Tour de Pologne i Tour de Romandie nie porywa, jeśli weźmiemy pod uwagę długość kariery Polaka.

Przechodząc w 2013 roku do Movistaru „Sylwas” mówił o spełnionym marzeniu, jednak to dopiero w drużynie Piotra Wadeckiego będzie miał szansę w pełni jeździć na swoje konto. Pierwszym zadaniem, zarówno dyrektora sportowego, jak i samego zawodnika, jest zmiana mentalności, pobudzenie do walki o wygraną i dobry wynik.

Pierwszym krokiem był wyścig Ruta del Sol, gdzie na trzecim etapie mogliśmy oglądać kolarza z Bydgoszczy w ucieczce. „Szmyd w odjeździe” to trochę taki kolarski oksymoron. Osobiście ostatni raz atakującego Sylwka widziałem w 2010 roku, znów w Delfinacie, gdy na etapie do Alpe d’Huez atakował Janeza Brajkovica i Alberto Contadora, by ostatecznie zająć trzecie miejsce na szczycie. Teraz w „pomarańczowych” barwach takie widoki mają być częstsze, choćby ze względu na słowa Piotra Wadeckiego, że „szans na zwycięstwo etapowe w Giro będziemy też musieli szukać w odjazdach”.

Czwarte miejsce na czwartym etapie Vuelta a Andalucia pokazało, że pod górę Szmyd jest w stanie jechać razem z najlepszymi. Sam zawodnik realnie określa swoje cele – „nie stać mnie na pierwszą piątkę Giro, ale top 10 jest osiągalne„. W trakcie hiszpańskiej etapówki mogliśmy zauważyć, że cała drużyna pracowała na niego, a dodatkowej motywacji dodawała „jedynka” na plecach. Czy można doszukiwać się analogii pomiędzy Szmydem, a Chrisem Hornerem? Amerykanin był kilka lat starszy od Polaka, gdy wygrywał hiszpańską Vueltę, więc można śmiało powiedzieć, że nigdy nie jest za późno na odniesienie największego sukcesu w karierze. Oby za taki był uznany wynik w tegorocznym Giro d’Italia.

Jakub Szymański

Poprzedni artykułPhilippe Gilbert chce na Giro d’Italia założyć koszulkę lidera
Następny artykułTirreno-Adriatico: Contador, Sagan, Bodnar, Basso, Bennati, Kreuizger w składzie Tinkoff-Saxo
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
peter
peter

super materiał!! kwintesencja tego pięknego sportu! oby więcej takich nagrań pojawiało się w sieci…

edek
edek

fajny filmik… Sylwas jak Horner !!! to brzmi ! powodzenia !
swoją drogą jak to dobrze że jest CCC ….

zbyszek
zbyszek

„Peter” ja nie chcę znać kuchni wyścigu,kiedy trener juz z góry skasował ucieczkę młodych zawodników.Dokładnie to tam na szczycie POwinien być ktoś z naszych młodych, jako i tamci.To dałoby obraz siły naszej druzyny.