W dniu przerwy, podczas Giro d’Italia rozmawialiśmy z Maciejem Bodnarem (Liquigas-Cannondale). Ekipa w której jedzie dwóch Polaków dziś przejechała trasę jutrzejszej drużynowej jazdy na czas.
Maćku, pokazałeś podczas pierwszej czasówki, że forma jest dobra, a jak przed jutrzejszą jazdą zespołową na czas?
Wszystko w porządku, już wcześniej byliśmy na rekonesansie, dzisiaj przejechaliśmy spokojnie całą trasę by przypomnieć sobie kluczowe fragmenty i kilka zakrętów. Inaczej się jedzie solo, a inaczej w dziewięciu, tak więc trzeba dopieścić szczegóły.
W końcowych fragmentach etapów widać mocno pracujesz na czele swojego zespołu.
Na płaskim czuje nogę. Chodzi o to by Ivan (Basso, przyp. red.) był w czołówce i gdzieś go nie zgubić. Mam na myśli jakieś nieprzewidziane okoliczności typu kraksa, pęknięcie peletonu czy coś podobnego, przed strefą ochronną. Na takich płaskich i szybkich końcówkach etapów, oczywiście oprócz sprinterów, niewiele można zyskać a dużo można stracić. Jednym zdaniem to ujmę tak: Robię to samo co Sylwek w górach, tylko że ja na płaskim (uśmiech)
W tym roku w Giro jedzie siedmiu Polaków, ale pięciu w innych teamach, miałeś czas porozmawiać z kolegami?
Bardzo mało, praktycznie nie było jeszcze okazji by jadąc w peletonie pogadać z nimi. Jak sam zauważyłeś jadę z przodu, mam określone zadania i na tym się koncentruje. Myślę, że podobnie jest z pozostałymi chłopakami z Polski. Początkowe etapy wielkich tourów zawsze są niespokojne i nerwowe, tak więc każdy myśli o tym co na etapie. Może później będzie więcej okazji i pewnie pogadamy jadąc w jakimś grupetto…(śmiech)
Dziękuję za rozmowę i życzymy powodzenia Tobie, Sylwkowi jak również całej drużynie Liquigas Canondale.
Również dziękuje i pozdrawiam kibiców w Polsce
Rozmawiał: Artur Machnik