Chyba najprzyjemniejszy dzień na jaki czekają kolarze uczestniczący w Tour de France. Etap przyjaźni z meta na jednej z najpiękniejszej i najdroższej ulicy w Europie, Champs-Élysées.
Ostatni, 20 etap Tour de France wiedzie z Longjumeau do Paryża, a jego długość to 102,5 km.
Setki tysięcy fanów czeka na swoich ulubieńców, którzy podczas tego dnia w zasadzie mają 50 kilometrów ścigania, od momentu wjazdu na pierwszą rundę wokoło Pól Elizejskich. Wcześniej kolarze piją szampana, dzielą się swoimi wrażeniami z wyścigu oraz pozdrawiają kibiców i rodziny za pośrednictwem kamer telewizyjnych.
Lider jest na 99,9 % pewien swojego końcowego zwycięstwa. Alberto Contador prowadzi nad Andym Schleckiem o 39 sekund i raczej nawet największa katastrofa nie pozbawi zwycięstwa Hiszpana.
Jutrzejszy etap przeznaczony jest dla sprinterów, a w szczególności dla dwóch: Alessandro Petacchiego oraz Thora Hushovda obydwaj mają jeszcze realne szanse na zwycięstwo w klasyfikacji punktowej. Przypomnijmy, że Włoch ma 10 pkt przewagi nad Norwegiem. Ale jak mówi stare, polskie przysłowie „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, etap wygra pewnie Mark Cavendish, który na Champs-Élysées okazał się najlepszy przed rokiem. Brytyjczyk raczej nie ma już szans na sukces w klasyfikacji punktowej, ponieważ traci do Petacchiego 16 pkt. Chodź pamiętajmy że 1989r. LeMond również był pogodzony z porażką, a jak mówi kolejne stare, polskie przysłowie ? „Historia lubi się powtarzać”.