Przede mną kolejny ważny wyścig. Na tegorocznej drabince ważności postawiłbym go szczebel niżej jak Mediolan-Sanremo i jednocześnie szczebel wyżej do Langkawi. 34. edycja Giro del Trentino i mój trzeci udział w tym wyścigu. Najlepszy wynik jak do tej pory to trzecie miesiące na jednym z etapów w 2004 roku oraz dobra lokata podczas zeszłorocznej czasówki. Tradycyjnie Trentino, jako jedno z ostatnich przetarć przed Giro i bardzo prestiżowa impreza we Włoszech jest traktowana przez wszystkich bardzo poważnie. Owszem wyścig w kalendarzu UCI jest ujęty na jednym poziomie z Coppi e Bartali i Lombardią ale to zupełnie inna półka. Kilka nazwisk na starcie już potwierdziło swoją obecność, ostateczna lista będzie znana oczywiście dzień przed startem.

W tegorocznym programie mamy czasówkę, która otworzy wyścig, rozgrywana na płaskiej i niezbyt wymagającej, choć troszkę krętej trasie o długości 12,500 km. Start w Riva del Garda meta w Torbole sul Garda czyli wszystko w malowniczym rejonie jeziora Lago di Garda.

Na start drugiego etapu przemieszczamy się troszkę wyżej do miejscowości Dro. Etap o długości 172,5 km kończy się podjazdem do San Martino di Castrozza. Po drodze pokonujemy jeszcze kilka podjazdów w tym jeden oznaczony premią górską pierwszej kategorii, znajdujący się na 125 km – Passo Broccon. Po tym etapie będziemy mieli już jakiś obraz rozkładu sił w peletonie, może nawet klasyfikacja generalna się ułoży.

Trzeci etap z Fiera di Primiero do Trentino o długości 164 km, po drodze dwie górskie premie: pierwsza 1 kat. na 23 km passo Rolle – druga 2 kat na 81 km Monte Sover. Najciekawsze i jednocześnie najcięższe mogą tu być pierwsze kilometry, ponieważ od startu droga wznosi się pod górę aż do pierwszej górskiej premii. Nogi tu zapieką na 100%, obowiązkowo przed startem trzeba jechać na półgodzinną rozgrzewkę, bo inaczej można pojechać do domu po tym etapie. Oczywiście wszystko zależy od tempa, pogody i chęci do rywalizacji, powiem tak: jeśli lider będzie „nie odpowiedni” i nie daj Bóg będzie miał średnią ekipę, będzie gonitwa od startu żeby ich wymęczyć albo wręcz pogubić. Z drugiej zaś strony kolarze mogą szukać swojej szansy na odjazd, tak czy inaczej zapowiada się ciężki początek o nachyleniu średnim 6% oraz kręta i również ciężka końcówka. Jeśli pod pierwszy podjazd pojedzie mały odjazd, grupy sprinterów doprowadzą na finiszu z peletonu – więc może to być również etap dla sprinterów, oj będzie się działo.

Ostatniego dnia mamy do pokonania 172 km z Arco do Alpe di Pampeago, kolejny ciężki etap z metą na podjeździe o długości 8 km oraz średnim nachyleniu 10,1%. Po drodze jeszcze premia górska drugiej kat na Andalo (71m km), do której to premii droga od samego startu będzie się lekko wznosić do góry.

Trentino: cztery dni ogień, cztery dni w trupa – tak najprościej można opisać ten wyścig, jest ciężki, ale przecież nie ma lekkich wyścigów gdyż każdy jest ciężki na swój sposób. Z tego startu chciałbym również wynieść coś dla siebie, jadę bez presji, nastawiony na pomoc Rujano gdyż na nim spocznie ciężar klasyfikacji generalnej i etapów górskich, sporo przy nim pracy, ale może się opłaci. Ja chciałbym pojechać dobrze czasówkę a później się zobaczy, kto jak pojechał, kto jak się czuje i na kogo ostatecznie będziemy stawiać. Od wtorku jestem znów we Włoszech, tydzień odpoczynku w Polsce na pewno się przydał, bo po dwóch etapówkach pod rząd byłem zmęczony zarówno fizycznie jak i psychicznie no i bardzo brakowało mi domu, żony i małego rozrabiaki Błażeja (dla niewtajemniczonych to mój roczny synek).

Zostały mi już w sumie dwa dni treningowe a w poniedziałek jedziemy na wyścig. Jak na razie moje samopoczucie pozostawia dużo do życzenia, dodatkowo doktor dobił mnie wynikami moich ostatnich badań, nie wiem jak mogłem tak dobrze pojechać Lombardię z hematokrytem 38,5 gdy normalnie nie schodzę poniżej 44. Ale co tam, ważne że było dobrze a wiosna kończy się dla mnie za tydzień. W związku z brakiem zaproszenia do Giro będzie można posiedzieć w wysokich górach i podratować trochę organizm.

Jeszcze trochę statystyk: na starcie 5 ekip Pro-Tour i 11 ekip Pro-Continental, oraz nasza polska ekipa Mróz Activ Jet, trzynastu Polaków na starcie – to cieszy na tak ważnym wyścigu (8 z Mroza, Szmyd, Niemiec, Szczawiński, Sapa, Ja – to z wstępnej listy startowej, chyba nikogo nie pominąłem, jeśli tak przepraszam).

Źródło: www.huzarski.pl

Poprzedni artykułVuelta a Castilla y Leon, 4 etap, kat. 2.1., 14-18.04.2010, Hiszpania
Następny artykułJérémy Roy wygrywa Tro Bro Leon. Michał Gołaś 11.
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments