fot. Cofidis

Debiut Stanisława Aniołkowskiego w Cofidisie nastąpi później niż początkowo sądzono. Wygląda na to, że Polak rozpocznie sezon 2024 dopiero w marcu.

Jeszcze kilka tygodni temu można było się spodziewać, że były kolarz Human Powered Health po raz pierwszy w tym roku na szosie pojawi się już w styczniu, rozpoczynając ściganie w Hiszpanii, podobnie jak w trzech poprzednich sezonach. Na początku miesiąca jego ekipa poinformowała w swoich social mediach, że najpierw zobaczymy go w Trofeo Ses Salines (25 stycznia), a następnie w Trofeo Palma (28 stycznia). Niestety, okazuje się, że Polak wystartuje w żadnym z nich.

Wszystko z powodu przeciążeniowego złamania piszczela, które ujawniło się u niego już w listopadzie, podczas Biegu Niepodległości. Choć proces powrotu do zdrowia przebiegał bez komplikacji, to niestety 27-latek będzie mógł wrócić do ścigania później, niż pierwotnie zapowiadano. Dla niego samego nie jest to jednak duże rozczarowanie.

– To były tylko wstępne plany, a ja od początku wiedziałem, że znalazłem się w składzie na Challenge Mallorca, ponieważ mam tutaj bazę, więc i tak zamierzałem tutaj przyjechać. Jeśli badania pokazałyby, że jestem w stanie wrócić do ścigania już w styczniu, to wtedy wspomógłbym Cofidis, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło

– mówił nam “Aniołek”, który dopytany dodał, że opóźnienie nie wynika z jakichś powikłań po kontuzji. Choć dopiero teraz może normalnie trenować, to już cztery tygodnie temu mógł wyjeżdżać na kilkugodzinne przejażdżki i robić w ten sposób bazę pod bardziej intensywne, interwałowe ćwiczenia.

Sam nie startuje, ale i tak jest z drużyną na największej wyspie Balearów, a gdy rozmawialiśmy, był chwilę po wspólnej kolacji. Ósmego miejsca Stefano Oldaniego w Trofeo Ses Salines nie miał jednak okazji oglądać z bliska, ponieważ był jeszcze wówczas w Polsce, a do reszty ekipy dołączył dopiero po badaniach, które miał zaplanowane w naszym kraju. Teraz, gdy jest już na miejscu, czekają go natomiast ciężkie treningi.

– Przyleciałem dzisiaj [czyli w piątek – przyp. red.]. Na razie miałem czas tylko na przejażdżkę, ale od jutra zaczynam już normalne, interwałowe treningi. W Polsce miałem wystarczająco czasu na dojście do siebie. Zrobiłem rezonans i wszystko wyszło dobrze. Jest ślad po złamaniu, ale samego złamania nie ma, dlatego teraz mogę już normalnie pracować nad formą. Choć moje plany się trochę zmieniają, to mogę powiedzieć ze względną pewnością, że będę tu przez najbliższe trzy tygodnie, żeby przygotować się do startów

– mówił Aniołkowski.

Niestety wspomniane przez niego starty będą miały miejsce dopiero w marcu. Z powodu kontuzji Polak prawdopodobnie odpuści UAE Tour, choć jeszcze niedawno planował tam startować. Ominie go zatem rywalizacja ze sprinterską śmietanką z Olavem Kooijem, Fabio Jakobsenem, Timem Merlierem, a być może także Jasperem Philipsenem na czele. Do Zjednoczonych Emiratów Arabskich nie wybiera się również prawdopodobnie Bryan Coquard.

– Ekipa rotuje tymi sprinterami ze względów, o których już mówiłem, ale myślę, że Bryana Coquarda to nie dotyczy. On chyba ma już ustalony ten kalendarz aż do Tour de France i on się raczej nie zmieni. Dwóch naszych kolarzy zostaje w Arabii, co jest dużym plusem, bo zazwyczaj był z tym problem. Ci, którzy startowali i tu, i tu lecieli najpierw do Arabii, później wracali do Europy, a po kilku dniach znowu udawali się na Bliski Wschód, tylko że już do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Większość ekip tak robiła i to było męczące, bo podróż jest długa. Teraz udało się wszystko zorganizować tak, by powrót nie był konieczny, ale akurat Bryan i tak raczej na Bliskim Wschodzie nie zostanie, bo ma w planach inne wyścigi, a w UAE wystartuje inny z naszych sprinterów, który też się ostatnio dobrze sprawdzał

– mówił Aniołkowski, który jednak nie chciał zdradzać nazwiska.

Teoretycznie kontuzja, z którą wiąże się opóźnienie zarówno okresu przygotowawczego, jak i rozpoczęcia sezonu, mogłaby nieco utrudnić Aniołkowskiemu wejście do drużyny. Tym bardziej, że jak wiemy, do niedawna obowiązującym językiem był w niej francuski, o czym mówił nam dwa lata temu Szymon Sajnok. Na szczęście dla naszego rodaka, obecnie sytuacja, być może także w związku z transferami kilku flamandzkich Belgów, Hiszpanów, Włocha i Brytyjczyka, trochę się zmieniła.

– Skoro jestem już w ekipie, to dobrze byłoby chociaż trochę nauczyć się francuskiego, ale  mam na myśli raczej takie proste rzeczy. Powinienem umieć się przywitać na posiłku. Do tego “proszę” czy “dziękuję”, bo to są takie słowa, których powinieneś się nauczyć, jeśli przebywasz w dużej grupie ludzi z danego kraju. Myślę, że taki podstawowy francuski powinien mi wystarczyć, żeby się jakoś odnaleźć w tej ekipie, tym bardziej, że z praktycznie każdym członkiem jestem w stanie się dogadać po angielsku. Francuski nie jest językiem dominującym

– przyznawał mój rozmówca, co nieco mnie zaskoczyło, z powodu moich dotychczasowych doświadczeń z francuskimi kolarzami. Gdy dwa lata temu umówiłem się na wywiad z Guillaumem Martinem, ten odwołał wywiad, jak tylko dowiedział się, że będziemy rozmawiać po angielsku. Okazuje się jednak, że dziś w języku Szekspira mówi również on.

– Oni mają taką mentalność, że nieszczególnie lubią rozmawiać po angielsku i wolą, jak rozmawia się z nimi w ich języku. W każdym razie ja już miałem okazję z nim porozmawiać. Na zgrupowaniu w styczniu się wprawdzie nie widzieliśmy, bo on już był na obozie wysokogórskim, ale w grudniu gadaliśmy po angielsku i jestem zaskoczony, że Tobie powiedział iż nie mówi w tym języku. Mówi i to bardzo dobrze. 

– mówił Polak.

W nowym zespole raczej nie musi się więc obawiać wyobcowania, jednak dla polskiego kibica jeszcze ważniejsze są aspekty sportowe. W Cofidisie od kilku lat jedną z gwiazd zespołu jest Bryan Coquard, który przy dobrym dniu lub sprzyjającej trasie potrafi być godnym rywalem dla najlepszych kolarzy na świecie. Do tego udanie w sezon wszedł Milan Fretin – 4. na etapie Santos Tour Down Under i w Surf Coast Classic, a w zespole są jeszcze m.in. Alexis Renard i Piet Allegaert. W tej sytuacji mogą pojawić się wątpliwości, czy kolarz spod Warszawy będzie miał tyle szans, na ile i on, i my – jego kibice, liczymy.

– Nie obawiam się tego z kilku przyczyn. Przede wszystkim dlatego, że wyścigów jest dużo i każdy znajdzie coś dla siebie. Milan rzeczywiście sobie dobrze radzi, a i Bryan Coquard otworzył sezon świetnym 2. miejscem w Clasica Valenciana. Mnie to cieszy, bo wpływa pozytywnie na atmosferę wewnątrz ekipy. 

– Jestem wdzięczny drużynie, że nie ma dużej presji i nikt nie naciska, żebym wrócił jak najszybciej. Mam czas na dojście do pełnej dyspozycji więc gdy w końcu pojawię się na starcie, mam nadzieję odwdzięczyć się za zaufanie. Drużyna widzi, że trenuję, nie obijam się czy narzekam na kontuzję. Jak okazało się, że mogę trenować z pełną intensywnością, to dostałem czas na budowanie formy, i nie muszę startować w wyścigach tylko po to by je przejeżdżać bez żadnej korzyści dla mnie i zespołu

– mówił Aniołkowski, a to daje nadzieję, że pomimo początkowych turbulencji, czeka go udany, a być może nawet przełomowy rok.

Po wielu latach starań trafił do World Touru, gdzie dostanie swoje szanse jazdy na własne konto. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to czeka go także debiut w wielkim tourze. To oznacza, że będzie miał szansę nawiązać do występów innych polskich sprinterów – Zbigniewa Sprucha i Szymona Sajnoka, którzy w przeszłości plasowali się na etapowym podium Giro d’Italia i Vuelta a Espana. Trzymamy kciuki, by w październiku okazało się, że styczniowe problemy to jedynie złe miłego początki.

Plan Stanisława Aniołkowskiego na pierwsze miesiące sezonu 2024:

2 marca – GP Criquielion
3 marca – GP Monsere
13 marca – Nokere Koerse
14 marca – GP de Denain
20 marca – Brugia-De Panne
24 marca – Gandawa-Wevelgem
3 kwietnia – Scheldeprijs
7 kwietnia – Paryż-Roubaix

Poprzedni artykułX²O Badkamers Trofee 2023/24: Pewne triumfy Mathieu van der Poela i Fem van Empel
Następny artykułPelayo Sánchez: „Dałem z siebie wszystko i wygrałem”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
reko
reko

Sajnok nie stawał na podium etapowym Giro tylko Vuelty z tego co pamiętam