Podczas spotkania, w ramach którego Akademia kolarska Copernicus CCC podsumowała sezon i 10 lat działalności nie mogło zabraknąć także rozmowy z prezesem tego klubu. Z Michałem Jackowiakiem odbyliśmy dialog nie tylko o jego ekipie, ale i kondycji polskiego kolarstwa, kierunkach jego rozwoju czy perspektywach na przyszłość. 

Dla drużyny kolarskiej 10 lat to szmat czasu, dla akademii skupiającej się na młodzieży to z kolei nadal stosunkowo niewiele. Pierwsi jej wychowankowie powoli stawiają swoje kroki w kategorii elity, kolejni zaś podążają ich śladami. O tym jak minęła ta dekada rozpoczęliśmy rozmowę z Michałem Jackowiakiem.

10 lat, setki medali, tytuły mistrzowskie nie tylko w Polsce. Brzmi dumnie, nieprawdaż? Jak to minęło?

To tak szybko minęło, 10 sezonów… W pierwszym nie wiedzieliśmy czy będziemy mieli auta, czy zawodnicy do nas przyjdą. Wszystko zaczęło się od kartki A4 i pomysłu dosłownie 3-4 osób, finalnie była nas szóstka czy siódemka. Projekt szybko nabrał rozpędu, w drugim roku naszej działalności Michał Kwiatkowski został mistrzem świata, co dało nam dosłownie turbo – zainteresowanie sponsorów i mediów czy samych zawodników bardzo wzrosło i poza małym przestojem podczas pandemii utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie. To 10 lat było bardzo dynamiczne, upływ czasu widzę tak naprawdę po moich synach i dzieciach innych założycieli, które zaczynały na rowerach biegowych, a teraz syn jest mistrzem Polski w barwach naszej Akademii, Marysia, Kacper, Leon też mają swoje medale. Długa droga za nami, ale jeszcze wiele przed nami.

Dużo mówi się ostatnio o kondycji polskiego kolarstwa. Jak Pan jako prezes chyba największej tego typu akademii w Polsce zapatruje się na to co przed nami?

Myślę, że brakującym elementem są nowi kolarze w World Tourze. U kobiet to już drgnęło, dziewczyny trafiają na najwyższy poziom, za tym idą punkty, miejsca na duże imprezy i to jest to, czego nieco brakuje nam u panów obecnie. Potrzebujemy świeżej krwi w peletonie i my staramy się ją stworzyć, projekt ten miał być sprzężony z CCC, by zapewnić zawodnikom przeskok od juniora do zawodowca, ale pandemia nam pokrzyżowała plany.

Nadal robimy wszystko by ścigać się na zachodzie, bo to daje szansę na promocje. To przez bycie tam już od juniora młodszego zaczyna się walka o przyszłość, z czym polemizują niektórzy działacze, którzy twierdzą, że starczy pomóc orlikowi w Polsce, co jest nieprawdą. Dzisiaj konfrontacja następuje już na poziomie juniora młodszego, te przynajmniej 10-20 dni startowych w Europie daje szansę na myślenie, że coś się zdziała kategorię wyżej, nawet nie mówię tu o orliku. My stawiamy wszystko na współpracę z zachodem, bycie tam, ściganie się. W Polsce musimy przygotowywać zawodników na to i właśnie ruch w taką stronę może wywołać boom na kolarstwo, bo nierozsądnym jest myślenie, że sprawimy to organizując tu wyścigi i we własnym sosie znajdziemy talenty. Konfrontując się z zachodem przywieziemy do Polski doświadczenie, podniesiemy poziom także w naszych imprezach.

Patrząc na Waszych wychowanków nie sposób nie zauważyć, że to nadal bardzo młode osoby, więc gdzieś ten World Tour zdaje się chyba być coraz bliżej, nieprawdaż?

Blisko tego jest już Hubert Grygowski, który pochodzi z pierwszych roczników współpracy z CCC, gdzie mieliśmy pieniądze na starty za granicą. Hubert to zawodnik, który już jako pierwszoroczny junior młodszy ścigał się w naszych barwach w kermesach w Belgii, wygrał bodajże 2, a organizatorzy byli wówczas w takim szoku, że szukali w ramie silniczka elektrycznego. To pokazuje, że wczesny start, tu co prawda przerwany pandemią, daje doświadczenie, które sprawiło, że Hubert później dominował w Polsce, zdobywał masę punktów w pewnym momencie odpowiadając za jakieś 75% takowych dla Polski w rankingu juniorskim 2 lata temu. Kluczem było po prostu ścigać się dużo za granicą.

Teraz mamy takie czasy, że każdy manager, każdy zespół jak słyszy o dobrym zawodniku to nie patrzy na medale mistrzostw krajowych tylko prześwietla go sobie w ProCyclingStats, patrzy ile jest miejsc w dziesiątce, ile jest DNFów, ile jest punktów i na bazie tego potem prosi się zawodnika o badania, a na podstawie tych dwóch elementów budowany jest profil takiego kolarza. Hubert skorzystał na naszym projekcie, teraz to procentuje, jest w młodzieżówce Arkei.

fot. One Belt One Road Nation’s Cup Hungary

Z rocznika Huberta jest też Dominik Ratajczak, który poszedł drogą torową i zdobył mistrzostwo świata. Mówimy tu o zawodnikach, którzy byli w Copernicusie od juniora młodszego, więc myślę, że niedługo wydamy także zawodowców, bo uważam, że w polskim kolarstwie dzieje się dobrze. Widać zmiany i to, że wychodzi tym, którzy faktycznie działają z nową energią. To sprawia, że są stosunkowo nowe kluby lub odświeżone projekty jak chociażby UKS Avatar, Warszawski Klub Kolarski, Klif Chłapowo, Deichmann Sobótka, czy LKS POM Strzelce Krajeńskie. Takie skuteczne działanie wnosi do naszego środowiska nowa jakość. Oczywiście to nic złego, że na kolarskiej mapie dłużej są np. KLTC Konin, KTK Kalisz, KK Tarnovia, ALKS Stal Grudziądz, Koźminianka Koźminek czy WLKS Krakus Swoszowice, bo to powoduje, że się uzupełniamy i widać, że jako kraj się rozwijamy, a z tego z czasem będzie coś wynikać.

Najgorsze co może być moim zdaniem to jest narzekanie, ciągły hejt, dziennikarskie podsumowywanie wyłącznie porażek, frustracja, psucie sobie tym humorów i zabieranie energii. Sam usłyszałem o sobie kilka niepochlebnych opinii gdy zacząłem działać w Fundacji Wspierania Polskiego Kolarstwa, choć działamy tam jako wolontariusze, to samo się tyczy Polskiego Związku Kolarskiego. Mimo to nadal jestem optymistą.

Czy to jednocześnie nie jest trochę tak, że nam się nieco za mocno podniosły oczekiwania po sukcesie Michała Kwiatkowskiego, po złotych latach naszego kolarstwa, które gdzieś jednak były pewną pozytywną anomalią w związku z tym, że wyniki były lepsze niż wskazywałby na to sam system szkolenia?

Te sukcesy to też była konsekwencja pewnych działań, bo za czasów Michała i Rafała bardzo dobrze działała młodzieżowa reprezentacja. Kwiato regularnie ścigał się w Pucharach Narodów. Mieliśmy drużynę narodową, która funkcjonowała niemalże jak klub – ta miała swój kalendarz, sprzęt, stroje i to urodziło tych kolarzy. To nie jest tak, że Michał pojechał na jeden wyścig. On oczywiście był wielkim talentem, ale to np. jego konfrontacje w Peterem Saganem sprawiły, że znalazł się tam gdzie się znalazł. Do tego trzeba wrócić! Czasem słychać niezadowolone głosy, że mamy kadrę juniorów młodszych, że marnotrawimy pieniądze, które powinny iść na orlików, ale to właśnie tam zaczyna się kariera.

fot. UEC

Rok temu na EYOF mieliśmy 4 medale, teraz mamy kolejny, a ktoś powie, że to wyłącznie efekt pracy klubowej. Oczywiście częściowo tak jest, ale najzdolniejszą młodzież musi wyciągnąć system i dać im szansę ścigania zagranicznego, bo nawet taki mocny klub jak nasz Copernicus nie podoła sam. My nie zmontujemy równego, 6-osobowego zespołu, który będzie walczył z Belgami, Brytyjczykami, Holendrami, Australijczykami czy Amerykanami, którzy są obścigani. Jak byliśmy we Francji zobaczyliśmy juniorski EF, który miesiącami przebywa na zachodzie Europy, startuje jako reprezentacja USA. Tam wszyscy mają takie samo FTP, idą po zmianach, widać ten system gdzie talenty łowi się z tysięcy osób, a u nas to tak nie działa.

Niestety czasy gdy wzięcie biednego chłopaka ze wsi, który ma ambicje, danie mu roweru nagle sprawi, że ten wygra. To tak nie działa. To wszystko są lata pracy, systematycznego szkolenia i niezbędnej, ciągłej konfrontacji z zagranicą. Będę to powtarzał jak mantrę. Gdyby Robert Kubica nie ścigał się z innymi już od gokartów to nie trafiłby do Formuły 1, Iga Świątek nie byłaby pierwszą rakietą świata grając turnieje tylko w Polsce. W naszym kraju tymczasem nadal słyszymy głosy, że to źle, że Patryk Goszczurny poszedł do holenderskiego JEGGa… To ja mówię, że może to też źle, że Jeremy Sochan wyjechał do NBA a nie gra w polskim klubie?

Czyli to właśnie z potrzeby konfrontacji z zagranicą w mocnym zespole wynika Wasza nowa współpraca z Bahrain-Victorious i ich młodzieżowym zespołem Cannibal?

Oczywiście, to właśnie Bahrain i sprawna reprezentacja, do tego SMS mający projekty międzynarodowe mogą spowodować, że junior będzie miał 25-30 dni startów za granicą. W 2 lata zbiera nam się takich 60 i wiemy czy z takiego zawodnika będzie kolarz. My tymczasem się dziwimy, że zabieramy orlika na mistrzostwa świata czy Europy i ten kończy w samochodzie. Tam już jest taki gaz, że trzeba być objeżdżonym w tej stawce, wiedzieć kogo pilnować, za kim pojechać, a nie się uczyć. To są inne prędkości – jakby przesiąść się z gokarta do Formuły 1.

Mówimy dużo o międzynarodowej stawce – myśli Pan, że istnieje szansa by takie mocne ściganie zawitało także do Polski? Co musiałby się systemowo wydarzyć byśmy mogli mówić choć o namiastce takiej rywalizacji także nad Wisłą?

Musimy zbudować markę wyścigów, na które przyjadą zagraniczne zespoły. Obecnie jedyną taką imprezą jest Grudziądz – wyścig UCI, etapówka, w której zwycięstwo coś znaczy i od razu widzimy nie tylko polskie drużyny, ale i zagraniczne. Mamy też Jurę, gdzie niegdyś przyjeżdżał nawet Cannibal i wtedy było ściganie. Jak mamy wyłącznie polski peleton to znamy się, wiemy kto powalczy na finiszu, więc się pilnujemy, rozjeżdżamy i to wygląda zupełnie inaczej. Kolarstwo tymczasem to często gaz od startu do mety, który gwarantuje obecność zagranicznych drużyn.

Pytacie o możliwości? Potrzebne jest takie sprzężenie zwrotne – im będziemy mieli lepszych zawodników tym lepsze zespoły będą chciały tu przyjechać i z nimi rywalizować. To znowu zwiększy liczbę naszych mocnych kolarzy i jako narodowość znajdziemy się pod lupą scoutów, ale to musi się najpierw zadziać kilka rzeczy. Po pierwsze musimy przeskoczyć to dawne myślenie osób, które choć mają wielkie zasługi sprzed kilkudziesięciu lat, działaczy z krwi i kości, którzy myślą, że zawodnicy są dla działaczy, a nie działacze dla zawodników. To pokolenie niestety musi odejść, bo myślenie, że teraz jest tak jak 30 lat temu nie pcha nas do przodu. To już nie działa, sport się zmienił, Michał Kwiatkowski sam mówi, że gdy wchodził do zawodowego peletonu to było zupełnie inaczej. Dziś rekrutujemy wcześniej, zanika kategoria orlika, już juniorzy podpisują kontrakty zawodowe, a juniorzy młodsi są pod lupą największych ekip.

fot. Polski Związek Kolarski

Trzeba schodzić z konfrontacją do młodszych kategorii i system musi to umożliwić. Jak najwięcej startów, duża rotacja składu by swoją szansę dostali różni zawodnicy – nie 5 kolarzy w kółko, ale 20, których przygotowują kluby. Te muszą wcześniej znać kalendarz, a u nas to nie funkcjonuje. Środki z Ministerstwa przychodzą w kwietniu, najpierw trenerzy dzielą je między siebie, potem zaczyna się łapanka chłopaków będących akurat w formie, gdzieś jedziemy, dostajemy baty, wracamy i płaczemy nad swoim losem. Tu potrzeba systemu, a my rozmawiamy czy 100 tysięcy złotych na rok dla dwóch reprezentacji juniora młodszego i ich rówieśniczek prowadzonych przez trenera Macieja Stanowicza to nie jest za dużo. 100 tysięcy złotych… Ja walczę, ale słyszymy w kółko „nie, reprezentacja juniora młodszego jest bez sensu” i mówi mi to dość wiekowy pan. Na szczęście widzę zmianę podejścia, w której upatrywałbym światełka w tunelu.

Czyli tak konkludując – możemy być optymistami?

Gdybym nie miał optymizmu to bym nie był 10 lat w tym projekcie, nie wciągnąłbym w ten sport swoich dzieci, które też trenują. Przede wszystkim jest optymizm w tym co sami robimy, bo jesteśmy sobie sami okrętem i sternikiem, trochę mniejszy z systemem, który musi do tego dojrzeć, który musi się stać takim na miarę brytyjskiego. Tam jak już złowi się takiego Toma Pidcocka to się go nie odpuszcza, a u nas się debatuje, bije się o zawodnika, brakuje startów… System u nas nie działa, ale jestem optymistą w naszym indywidualnym podejściu.


Rozmowa z Michałem Jackowiakiem nie jest ostatnią z przeprowadzonych podczas podsumowania 10-lecia Akademii Copernicus CCC. Do wątków z tej rozmowy odnieśli się także pozostali trenerzy oraz m.in. selekcjoner reprezentacji Polski do lat 17. Zaglądajcie do nas po więcej takich materiałów!

W Toruniu z Michałem Jackowiakiem rozmawiali Jakub Jarosz i Kacper Krawczyk.

Poprzedni artykułZ Boras Lewart Team Lubartów do młodzieżówki Lotto Dstny
Następny artykułOgrzewane rękawiczki i ochraniacze na buty Ekoï (test)
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Jan
Jan

Boom jest od dawna. Ale od dawna nie ma PZKol., nie ma szkolenia, nie ma mądrego prowadzenia juniorów do seniora, nie ma grup CT, nie ma polskich wyścigów transmitowanych w TV, nie ma polskiej grupy WT. Czyli jest wielkie buuuuuuuum

Marcraft
Marcraft

Słowianie są po prostu słabsi genetycznie. To że w kolarstwie pojawił się jeden Pogacar, a w piłce kopanej jeden Lewandowski, to nie zmienia faktu, że nasze geny są dużo słabsze od genów zachodniej Europy.

Zdzisław Sadowski
Zdzisław Sadowski

Nie zapomnij o wspomaganiu bo zachód wam odjedzie. W wieku 25 – 27 lat sportowa emerytura albo z wiadomo ( niewiadomo ) jakich przyczyn zgon. Ostatnio coraz częściej się o tym słyszy. Puknij się w głowę człowieku o czym Ty mówisz i jeszcze pchasz w to swoich dzieci. Powodzenia (człowiek z kręgu M.K. waszego wodza)

Jan
Jan

Marcraft
Przestań synu ćpać

Zdzisław Sadowski
Zdzisław Sadowski

Przepraszam. Być może zostałem źle zrozumiany. Nie życzę nikomu śmierci! Chodzi mi o to że nie można od najmłodszych kategorii wymagać od zawodników wyników na światowym poziomie. Jeśli będą to super ale nic na siłę bo taki zawodnik może się bardzo szybko wypalić.