fot. Bahrain-Victorious

Drugim w historii mistrzem świata w kolarstwie gravelowym został Matej Mohorič. Słoweniec większość dnia spędził w pierwszej grupie, która z czasem coraz bardziej się redukowała, aż 25 kilometrów przed metą pozostał na jego kole tylko Florian Vermeersch. Belg finalnie zdobył srebro, które jest dla niego jednym z większych sukcesów. Medalu nie wywalczył za to trapiony defektami Wout van Aert.

Wszystko na temat samego przebiegu wyścigu można przeczytać w naszym portalu w relacji z zawodów w Veneto, finalnie zaś jednak ich efektem jest to, że Słoweniec, który miał już w swoim dorobku tytuł szosowego mistrza świata juniorów (2012) i orlików (2013), zdobył właśnie swój trzeci w karierze tęczowy trykot. Złoty medalista nie krył swojej wielkiej radości.

Czułem się dzisiaj świetnie, a trasa była piękna. To był jeden z moich najlepszych dni na rowerze. Od zawsze jeździłem na rowerze górskim, ale w końcu przyjaciele przekonali mnie do ścigania się na szosie. Ściganie na szutrze to zatem połączenie młodzieńczej pasji i obecnej pracy. Cieszę się, że poszło mi aż tak dobrze. Zawsze wierzyłem w zwycięstwo, zwłaszcza że przetrwałem każdą selekcję. Dzięki temu poczułem, że mam nogi. Ostatnie 40 kilometrów było bardzo techniczne, ze stromymi podjazdami, co idealnie mi odpowiadało. Wiedziałem, że muszę coś zrobić i wkrótce zauważyłem, że wszyscy inni cierpią. Tytuł mistrza świata elity w dyscyplinie, która ma wielką przyszłość, która staje się bardzo popularna sprawia, że jestem bardzo dumny

— opowiadał wyraźnie podekscytowany Matej Mohorič.

Srebro wywalczył Florian Vermeersch. Belg znany m.in. z 2. pozycji w pamiętnym, deszczowym Paryż-Roubaix z 2021 roku kolejny raz pokazał, że właśnie tego typu specyfika wyścigów odpowiada mu najbardziej. Duża moc, dobra technika i umiejętność odnalezienia się na nieutwardzonych w pełni drogach okazała się być dla 24-latka kluczem do medalu.

Na początku było bardzo nerwowo. Chodziło o to, żeby być na czele i unikać kłopotów. Już na pierwszym podjeździe od razu była duża selekcja. Szkoda, że ​​Wout van Aert musiał gonić po wypadku. Z kolei od chwili, gdy była nas trójka, wiedzieliśmy, że nie powinniśmy się wahać. Od tego momentu toczył się pojedynek człowiek przeciwko człowiekowi. Kiedy Mohorič przyspieszył, musiałem odpuścić. Dogoniłem go po kilku sekundach. Nadal wierzyłem w złoto i wybrałem własne tempo. Niestety w końcówce spadł mi łańcuch i wtedy już wiedziałem, że zostaje mi tylko drugie miejsce

— opowiadał uśmiechnięty, choć gdzieś wewnętrznie niezadowolony Florian Vermeersch.

Swojego złota dużej imprezy reprezentacyjnej kolejny raz nie zdobył Wout van Aert. 29-letni Belg od czasów mistrzostwa świata w kolarstwie przełajowym wiecznie jest gdzieś wysoko, zdobywa medale, ale nie staje na najwyższym stopniu podium. Tym razem na drodze do sukcesu stanęła mu kraksa i defekty.

To wszystko było trochę rozczarowujące. Opadło mi siodełko, doszło do kraksy i przebicia opony. Ten wypadek i przebicie opony były dwukrotnie moją winą. Zachowałem się trochę nieostrożnie. Nie udało mi się szybko naprawić opony. W rezultacie straciłem dużo czasu i byłem z tyłu. Wiedziałem, że już nigdy nie znajdę się na czele, ale nie miałem ochoty się poddawać. Przechodziłem od grupy do grupy i znalazłem się w pierwszej dziesiątce. To i tak było piękne przeżycie. Zdecydowanie chciałbym wrócić na Mistrzostwa Świata w gravelu. Odpowiada mi to i sprawia przyjemność

— zdradzał Wout van Aert.

Poprzedni artykułTour of Hainan 2023: Jesper Rasch z etapem, 47-letni Óscar Sevilla wygrywa wyścig
Następny artykułIgrzyska Azjatyckie, Tour de Kyushu – jak Astana Qazaqstan Team walczy o World Tour
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments