fot. Jumbo-Visma

Już dziś Tobias Foss przejedzie ostatnią czasówkę, nim wyruszy do Glasgow, gdzie będzie bronić tytułu mistrza świata.

Choć przygoda Norwega w tęczowej koszulce już się kończy, to i tak trudno powiedzieć, by zdążył się przyzwyczaić do wyjątkowego trykotu. Indywidualna czasówka w Katowicach będzie dla niego bowiem dopiero piątą od momentu jego wywalczenia. Dla porównania Filippo Ganna – mistrz świata z lat 2020-21 w tęczowej koszulce przejeździł odpowiednio 11 i 8 czasówek. Przyczyn tej różnicy jest kilka – m.in. dwie – przesunięcie mistrzostw świata z końcówki września na początek sierpnia i problemy zdrowotne Norwega, dla którego Tour de Pologne jest pierwszym wyścigiem od kwietnia.

Przez około miesiąc walczyłem z Covidem, potem przez moment miałem drobne problemy zdrowotne, ale teraz wszystko jest już w porządku. Dobrze, że w końcu mogę się ścigać. To powinno mi pomóc przed mistrzostwami świata

– mówił nam po piątym etapie.

Niestety na mecie w Bielsku-Białej nie widzieliśmy go walczącego o czołowe lokaty. Przyjechał do mety ponad dwie minuty za peletonem. Podobnie było na poprzednich etapach. Choć Foss liczył przed wyścigiem na wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, to stracił dużo czasu zarówno w Karpaczu, jak i Dusznikach-Zdroju.

– Myślę, że potrzebuję tego rytmu wyścigowego. To na razie nie jest dla mnie udany wyścig. Nie byłem w stanie znaleźć się w czołowej grupie na trudniejszych etapach, ale najważniejsze, że z każdym dniem czuję się coraz pewniej

– tłumaczył.

Nie oznacza to jednak, że na 15-kilometrowej, płaskiej czasówce w Katowicach będzie na straconej pozycji. Nawet jeśli naprzeciw siebie będzie miał takich rywali jak Stefan Bissegger, Geraint Thomas, Michał Kwiatkowski czy Joao Almeida.

– Myślę, że to, że na poprzednich etapach nie szło mi najlepiej nie będzie miało aż tak dużego znaczenia. Czasówka to jednak inny typ wysiłku, krótszy i zdecydowanie bardziej równomierny. Gdy ostatnio trenowałem na rowerze czasowym, wszystko było w porządku

– mówi Foss, który już za tydzień uda się do Glasgow, by walczyć tam o utrzymanie tęczowej koszulki. Biorąc pod uwagę poziom rywali, z którymi będzie się tam musiał zmierzyć, jego zakończoną niedawno dłuższą przerwę od ścigania i fakt, że już rok temu jego triumf był bardzo dużą sensacją, to obrona tytułu może okazać się zadaniem ponad jego siły. On jednak wydaje się wierzyć w to, że ma szansę odnieść tam sukces.

– Wierzę w swoje możliwości. Wychodzę z założenia, że skoro udało mi się wygrać rok temu, to i teraz jest to możliwe. Zawody w Wollongong były bardzo specyficzne, więc moje przygotowania również były inne niż w tym roku. My jednak jako zespół zawsze kładziemy bardzo duży nacisk na jazdę indywidualną na czas, spędzamy dużo czasu na rowerach czasowych, więc znów czuję się dobrze przygotowany do zawodów.

– zakończył kolarz, którego na rampie startowej przy ul. Olimpijskiej powinniśmy zobaczyć o godzinie 15:28.

Poprzedni artykułMarijn van den Berg: „Wiedziałem, że mam dziś duże szanse”
Następny artykułMedia: Syn Joseby Belokiego na celowniku EF Education-EasyPost
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments