fot. INEOS Grenadiers

Jazda Michała Kwiatkowskiego w drugim tygodniu Tour de France pozwoliła nam na przeżycie niezwykłych emocji. Uskrzydlony Polak sięgnął po swój drugi etapowy triumf, a dzień później pokazał wszystkim, dlaczego w peletonie jego akcje stoją tak wysoko – wykonał może nie aż tak widoczną, ale jakże istotną pracę na rzecz Carlosa Rodrigueza, który niedługo później odniósł drugie zwycięstwo dla INEOS-u w tym wyścigu.

Pomimo licznego składu piątkowej ucieczki dnia, jej szanse na zwycięstwo nie były przesadnie duże. Od samego początku chęć sięgnięcia po etapowy skalp wyrażali kolarze UAE Team Emirates, zaciekle goniąc odjazd. Widząc przewagę utrzymującą się na poziomie dwóch minut, można było pogodzić się z myślą, że wysiłek 20 zawodników pójdzie na marne i co najwyżej dojadą oni do półmetka podjazdu pod Grand Colombier. Z czasem przewaga zaczęła jednak rosnąć, a uciekinierzy rozpoczęli wspinaczkę z czterominutowym handicapem.

Była to całkiem spora różnica, ale po ekipie UAE Team Emirates, a w szczególności jej liderze – Tadeju Pogačarze – można było spodziewać się wszystkiego, w tym błyskawicznego zlikwidowania straty do uciekinierów. Niedługo później dla większości polskich kibiców to wszystko i tak przestało mieć znaczenie, bowiem z odjazdu odpadł Michał Kwiatkowski. Wydawało się, że to koniec, a słynne powiedzenie „do trzech razy sztuka” w tym przypadku się nie zmaterializuje.

Po chwili sytuacja odwróciła się jednak o 180 stopni – Michał Kwiatkowski jechał jak natchniony, wyprzedzając kolejnych zawodników, którzy zaoszczędzili mniej sił na drugą część podjazdu. W wielkim stylu wrócił do czołówki, a następnie – nie oglądając się na swoich rywali – pognał na szczyt podjazdu pod Grand Colombier, rozpoczynając walkę z czasem i górskim pociągiem UAE Team Emirates. Polak jechał tak, jakby w końcówce – na wspinaczce pod nomen omen „Wielki Gołębnik” – urosły mu skrzydła. Skutecznie opierał się stadu jastrzębi z Emiratów, utrzymując swoją przewagę na tym samym poziomie.

W końcówce stało się jasne, że żaden Pogačar i Vingegaard nie będzie w stanie wyprzedzić uskrzydlonego Michała Kwiatkowskiego, który jako pierwszy wzleciał na szczyt gołębnika, celebrując swój ogromny sukces.

Swoją jazdą Polak kolejny już raz zademonstrował wielką klasę, kolarską inteligencję i znakomitą dyspozycję, którą pokazuje nam już od kilku dobrych tygodni. Udowodnił, że gdy tylko unika problemów zdrowotnych, jest w stanie walczyć o zwycięstwa w praktycznie każdym terenie. To przecież kolarz, któremu nie straszne były i są: czasówki, pagórki, ścianki czy – jak dobrze pokazał na Grand Colombier – podjazdy. Niesamowity występ Michała Kwiatkowskiego nie był jednak kwestią przypadku, zwycięstwem z odpuszczonej ucieczki, w której nie było zawodników na jego poziomie. „Kwiato” sam wywalczył sobie to zwycięstwo, stawiając czoła kolarzom UAE Team Emirates, których celem przez cały dzień było doścignięcie odjazdu. Polak pojechał z taką zadziornością, jaką prezentował w górach od lat. Tyle że tym razem zrobił to na własne konto.

Własne ambicje Michała Kwiatkowskiego zdecydowanie były beneficjentem zmiany stylu jazdy ekipy INEOS Grenadiers. Swoje dwa skalpy w Tourze wywalczył przecież wtedy, kiedy zespół nie był już znany z betonowania górskich etapów. W 2020 roku lider zespołu, Egan Bernal, wycofał się z wyścigu z powodu problemów z plecami – teraz sytuacja INEOS-u wyglądała zdecydowanie inaczej (i cały czas zmienia się na lepsze!), ale zespół i tak jeździ agresywnie, regularnie wysyłając swoich kolarzy w ucieczki.

Po piątkowym triumfie internet obiegł film, w którym Luke Rowe wyjaśnia, dlaczego Michał Kwiatkowski jest tak znakomitym i cenionym zawodnikiem. Brytyjczyk mówi w nim, że gdy „Kwiato” jest liderem, wymaga bardzo dużo od swoich pomocników, ale w odwrotnej sytuacji daje z siebie absolutnie wszystko. Dla zespołu.

W innej z rolek opublikowanych na Instagramie, Geraint Thomas wraz z Luke’iem Rowe’em poruszają temat pomocy i oddania liderowi. Doskonale pokazuje nam to mindset zawodników INEOS Grenadiers – gdy celem jest zwycięstwo, własne ambicje nie wchodzą w grę. Drużyna razem pracuje na sukces, razem go osiąga i razem się z niego cieszy. Michał Kwiatkowski jest graczem zespołowym i wygrał Tour de France cztery razy, będąc niezwykle istotnym elementem zespołu Dave’a Brailsforda. W innych wyścigach miał swoje szanse, które wykorzystywał. Wciąż wykorzystuje.

Bo choć dla wielu jest kolarzem, który wyzbył się swoich ambicji, rokrocznie swoimi sukcesami dostarcza nam ogromnych emocji i wielką radość. W piątek zrobił to ponownie. A wczoraj? Wczoraj znów znalazł się w ucieczce dnia. Tym razem nie wytrwał w niej do końca, ale wykonał za to inne, bardzo ważne zadania, pomagając jadącemu w peletonie Carlosowi Rodriguezowi. Temu samemu, który sięgnął później po zwycięstwo. To również był triumf Michała Kwiatkowskiego.

Poprzedni artykułOgólnopolska Olimpiada Młodzieży 2023: Wyniki „czasówek” i sprawozdania z wyścigów ze startu wspólnego
Następny artykułArrivé #14 | David Gaudu – Opowieść o niezłomności [podcast]
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Alek
Alek

Co do ostatniego wątku warto dodać, że tak jadące Ineos, jest dużo przyjemniejsze dla widowiska, niż lata 2012-18 😉

JAC
JAC

Michał Kwiatkowski jest graczem zespołowym i wygrał Tour de France cztery razy…”
Pytanie do autora co miał na myśli pisząc, że MK wygrał TdF cztery razy?

Jakub Jarosz
Editor
Jakub Jarosz
Reply to  JAC

Nie jestem autorem, ale „zagadka” jest banalna, więc odpowiem w jego imieniu – Michał Kwiatkowski czterokrotnie był w składzie, który wygrywał Tour de France. Kolarstwo to bowiem sport teoretycznie indywidualny, lecz w praktyce bardzo drużynowy.