fot. Israel-Premier Tech

Matteo Jorgenson uciekał samotnie przez 50 kilometrów, a tymczasem do zwycięstwa zabrakło mu… 300 metrów. To właśnie wtedy wyprzedził go Michael Woods – pierwszy od 1988 roku zwycięzca na Puy de Dome.

Minęło 35 lat odkąd Puy de Dome po raz ostatni znalazło się na trasie Tour de France. W 1988 roku wygrał tutaj Johnny Weltz, lecz wcześniej po zwycięstwa na tym wzniesieniu sięgały także największe postaci w historii kolarstwa, m.in. Felice Gimondi, Bernard Thevenet, Luis Ocana czy Fausto Coppi.

W 1975 roku to właśnie na tym wzniesieniu jeden z francuskich „kibiców” uderzył Eddy’ego Merckxa w wątrobę, co spowodowało poniesienie przez niego strat czasowych i w jakimś stopniu zapewne przyczyniło się do tego, że ostatecznie przegrał tamtą edycję Tour de France z faworytem gospodarzy – Bernardem Thevenetem.

Dziś także można było się spodziewać mocnego uderzenia – tym razem na szczęście jedynie w sensie metaforycznym. Współcześni kolarscy herosi – Jonas Vingegaard i Tadej Pogacar, zapowiadali, że kolarzy czeka bardzo ciężka przeprawa. A oni w takich warunkach zwykle nie pozwalają osobom obserwującym ich zmagania na nudę.

Profil etapu:

Pierwszy dzień uciekiniera

Nie pozwalają na nią oczywiście od pewnego momentu. Bo jeśli chodzi o pierwszą część zmagań, to tym razem była ona wyjątkowo senna. Nawet walka o znalezienie się w odjeździe – zazwyczaj najbardziej interesujący element pierwszych kilometrów, trwała bardzo krótko. Od peletonu odjechała już pierwsza poważna grupa, która zdecydowała się na akcję. W jej składzie znaleźli się m.in. prowadzący obecnie w klasyfikacji górskiej Neilson Powless (EF Education-EasyPost), Matej Mohorič (Bahrain-Victorious), Matteo Jorgenson (Movistar), Michael Woods (Israel-Premier Tech), Aleksiej Łucenko (Astana) czy David de la Cruz (Astana-Qazaqstan Team).

Otwórz zdjęcie
obr. Pro Cycling Stats

Peletonowi nieszczególnie zależało na likwidacji ucieczki. Peleton długimi momentami napędzany był jedynie przez dwóch zawodników – Nathana Van Hooydoncka oraz Christophe Laporte’a. Przewaga atakujących zawodników rosła więc w zastraszającym tempie. Po raz pierwszy różnica pomiędzy grupkami przekroczyła 10 minut na 110 km przed metą, a później wciąż rosła.

Na 63 kilometry przed metą, gdy przewaga wynosiła już blisko 12 minut, na atak zdecydował się Guillaume Boivin. Kanadyjczyk przed pozostałymi uciekinierami utrzymał się przez zaledwie kilka kilometrów, jednak po jego akcji sytuacja nieco się zmieniła. We współpracującej do tej pory bardzo zgodnie grupie uciekinierów zaczęły pojawiać się drobne pęknięcia. Coraz częściej zaczynały się w niej pojawiać ataki poszczególnych zawodników, chcących przechytrzyć pozostałych. Nic dziwnego. W tamtym momencie było już właściwie przesądzone, że zwycięstwo, po raz pierwszy w trakcie tegorocznej Wielkiej Pętli wpadnie w ręce uciekinierów.

Szalona pogoń Woodsa

Jako pierwszy od 35 lat kolarz wspinaczkę pod Puy de Dome rozpoczął Matteo Jorgenson. Amerykanin zasłużył sobie na to długim atakiem, który rozpoczął na 48 kilometrów przed metą. Po ponad 35 kilometrach samotnej jazdy jego przewaga nad drugą grupą, w składzie: Powless, Mohoric i Burgaudeau wynosiła blisko minutę. Teoretycznie najlepsi górale, jak De La Cruz, Latour czy Woods tracili jeszcze więcej czasu, jednak wciąż mieli gdzie odrabiać stracone sekundy.

Początek wspinaczki nie zakładał jednak takiego scenariusza – wręcz przeciwnie – strata trzeciej grupy z wymienionymi kolarzami stawała się coraz większa. Z kolei przewaga Jorgensona wcale nie spadała. Po pięciu kilometrach wspinaczki wciąż wynosiła około minutę. Później natomiast zaczęła rosnąć i stało się jasnym, że to właśnie on zostanie tym kolarzem, który będzie na mecie cieszył się ze zwycięstwa – pierwszego na poziomie World Touru

No… prawie. Wtedy właśnie bowiem na szaleńczą pogoń ruszył jadący w trzeciej grupie Woods. Kanadyjczyk błyskawicznie mijał kolejnych rywali. Jorgensona złapał na około 300 metrów przed metą. Uciekający od 50 kilometrów samotnie Amerykanin nie był w stanie utrzymać się na kole Kanadyjczyka ani chwili. Ten natomiast samotnie pokonał samą końcówkę i do długiej listy sukcesów dołożył pierwszy etapowy triumf w Tour de France.

Przewaga psychologiczna Pogacara

Nieco mniejsze emocje mieliśmy w grupie faworytów. Pewne przetasowania się jednak pojawiły. Praca Seppa Kussa spowodowała, że z tyłu dość szybko zostali dwaj faworyci Francuzów – Romain Bardet i David Gaudu. Niedługo później natomiast spore kłopoty miał… Jai Hindley, który po raz pierwszy w tym wyścigu pokazał wyraźną słabość, tracąc czas do takich kolarzy jak Tom Pidcock, Carlos Rodriguez czy bracia Yates.

Długo wydawało się jednak, że pozycja lidera pozostanie bez zmian, a liderem pozostanie Jonas Vingegaard. Tyle że na 1,5 km przed metą na soczysty atak zdecydował się Tadej Pogacar. Początkowo Duńczyk, jak to często bywa był jedynym kolarzem, który utrzymał tempo Słoweńca. W końcu musiał jednak odpuścić i w efekcie Słoweniec znów pokazał swoją wyższość nad rywalem. Odrobił kolejne sekundy, ale zaledwie 8 i w efekcie koszulka została na barkach zawodnika Jumbo-Visma. Pogacar może i nie zdobył długo wyczekiwanej żółtej koszulki (choć od początku wyścigu tylko jeden etap kończył poza podium klasyfikacji generalnej), ale za to po raz kolejny zyskał przewagę psychologiczną nad nieco starszym rywalem.

Wyniki 9. etapu Tour de France 2023:

Results powered by FirstCycling.com

Poprzedni artykułVisegrad 4 Bicycle Race – GP Słowacji 2023: Dublet kolarzy Voster ATS Team – Maciej Paterski przed Piotrem Brożyną!
Następny artykułSibiu Cycling Tour 2023: Marceli Bogusławski wygrał epilog! Mark Donovan najlepszy w „generalce”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Michał
Michał

Wspaniałych pomocników w UAE ma Pogacar. Po raz kolejny 80 kilogramowy Van Aert i Sepp Kuss robią taką czystkę, że nie utrzymuje się żaden pomocnik Pogacara. Sporo pieniędzy mogliby na kontraktach oszczędzić, bo Pogacar musi liczyć na rozprowadzenie Jumbo Visma 😉

Fan MVDP
Fan MVDP

Po tym sezonie Majka powinien pożegnać zawodowy peleton. Żałośni pomocnicy Pogacara nie nadają się do niczego. Tadeusz nie ma co liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Jeżeli wygra w tym roku TDF to zrobi to w pojedynkę przeciw armii Jumbo. Dyrektorzy sportowi do wymiany a wraz z nimi wysoko przeplacani pseudo pomagierzy Tadeusza.

Ernest
Ernest

No niestety tak to wygląda.

Jim
Jim

Brawo Pogi… cieszy oko jego jazda, przynajmiej atakuje.. gdyby nie ruszył nikt by nawet nie zaatakował na takim wzniesieni( żałosne). Vinigo teraz będzie miał coraz większe problemy ( szczyt formy już miał) nie ma Roglica obok i lipa..

Tal Tal
Tal Tal

Jim a Ty jeździsz na rowerze czy tylko oglądasz?
Jak miał ktoś ruszyć, jak tempo było za wysokie dla wszystkich…
Jedynie Pogacar lub Jonas mogli coś skoczyć przy takim tempie.

Co do pomocników w Uae, to chyba tylko Yates mógłby coś pomóc, ale on woli jechać na generalkę niż pomagać za wszelką cenę. Ciekawe tylko czy ma na to zgodę, jeśli tak, to ciekawe 🙂

Michał
Michał

@TalTal imho Yates nie jedzie na generalkę, tylko jest znacznie słabszy niż Van Aert i Kuss, i nie jest w stanie w niczym pomóc Tadejowi. Pogacar na niego dzisiaj na niego zerkał, ale on nie był w stanie dołączyć do tej badającej się pod górą grupy, wiec Tadej zrozumiał, ze na pomoc nie ma co liczyć. Wg mnie dramat Team. Tadej musi jeździć na kole Vingegarda, wiec będzie bardziej podatny na rozegranie.

Kowal
Kowal

Do krytyków drużyny UAE – czy naprawdę nie da się oceniać pewnych sytuacji nie popadając w skrajność?

Taktyka Pogacara na takich podjazdach jak dziś, nie jest jakaś szczególnie skomplikowana w swych założeniach – trzymać koło Vingegaarda, nie wychylać się i zaatakować w odpowiednim momencie.

To Jumbo miało wykończyć Pogacara w pierwszym tygodniu z uwagi na brak jego wytrenowania po złamanym nadgarstku. Nie dziwi więc, że obecnie w górach jest to najaktywniejsza ekipa. Wobec powyższego, skoro Pogacar wypełnia swoje założenia taktyczne (pomijając etap 5) pytanie jest następujące – po co UAE ma na siłę przejmować inicjatywę? Żeby zarżnąć siebie i również własnego lidera (jak Astana zarżnęła Aru na Mortirolo w 2015 roku)? Przyjdą jeszcze takie momenty w tym wyścigu, że pomocnicy będą Pogacarowi bardziej potrzebni w górach.

Przecież jak przychodzi co do czego, to Pogacar i Vingegaard pozostają ze swoimi „porachunkami” sami. Można odwrócić piłeczkę i zapytać, dlaczego Kuss i Kelderman nie byli przy Vingegaardzie, gdy atakował Pogacar – po co mu tacy pomocnicy, co nie potrafią wykończyć Słoweńca, jak pół świata im to podpowiada 😉

A tak przy okazji – fantastycznie ułożona trasa na pierwszy tydzień, odważniejsze pokolenie kolarzy, brak ekip zarzynających swoim tempem peleton w stylu Sky/Ineos – w efekcie mamy najciekawszy Tour od lat. Oby tak dalej 🙂

Łukasz
Łukasz

Z oceną składu UAE wstrzymam się do końca wyścigu. Ale skoro temat zmian się pojawił – kogo widzielibyście w UAE pomijając zawodników Jumbo?