fot. Jumbo-Visma

Primož Roglič z telemarkiem wskoczył na najwyższy stopień podium 106. Giro d’Italia. 33-latek zapewnił tym radość nie tylko sobie, ale i swojej drużynie i ojczyźnie – zarówno dla Słowenii, jak i dla Jumbo-Visma oznaczało to dopełnienie listy sukcesów w imprezach trzytygodniowych, czyli mówiąc wprost wygranie wszystkich Wielkich Tourów przynajmniej raz.

Droga przygotowań do Giro d’Italia była dla Primoža Rogliča w tym roku naprawdę wyjątkowa. Słoweniec praktycznie zrezygnował ze startów i pojawił się między rywalami tylko dwukrotnie. Wygrał Tirreno-Adriatico i Volta a Catalunya zgarniając po drodze odpowiednio 3 i 2 etapy oraz niejedną koszulkę za klasyfikacje poboczne, acz lwią część czasu spędzał na obozach wysokogórskich. Takie przygotowanie miało dać mu optymalną formę na włoski Wielki Tour i patrząc na końcowy rezultat trzeba przyznać, że chyba się udało perfekcyjnie.

Naprawdę cieszę się z tego zwycięstwa. Długo nie zdawałem sobie sprawy, że wygrałem Giro d’Italia. To był trzytygodniowy rollercoaster. Walczyliśmy jako zespół i zawsze wierzyliśmy w siebie. To zdumiewające, że faktycznie zwyciężyliśmy. To niesamowite, że możemy świętować tutaj w Rzymie. Zwycięstwo jest zawsze dobre, ale podekscytowanie moich fanów naprawdę mnie wzrusza. Jestem wszystkim niesamowicie wdzięczny i nigdy tego nie zapomnę

— opowiadał po swoim sukcesie Primož Roglič.

Słoweniec na starcie Giro d’Italia stanął 3 raz. Debiutował tam w 2016 roku jako kolarz, o którym najwięcej mówiło się nie przez umiejętności, a przeszłość w skokach narciarskich i od razu wygrał jeden etap – pofałdowaną, przeszło 40-kilometrową czasówkę w środku wyścigu, który zakończył w szóstej dziesiątce. Potem wrócił do Włoch w 2019 roku, gdzie zajął miejsce na najniższym stopniu podium wyprzedzając na ostatniej czasówce Mikela Landę, a przegrywając z Richardem Carapazem i Vincenzo Nibalim. Teraz to on jest zwycięzcą, choć droga do tego sukcesu po operacjach z końca zeszłego roku i kontuzji, której doznał po upadku na 11. etapie była dla niego momentami długa i bolesna.

To był główny cel sezonu i zrobiliśmy to razem. Cieszyliśmy się, że mogłem przyjechać na pierwszy obóz treningowy w styczniu. Jeden musiałem opuścić, ponieważ spodziewałem się drugiego dziecka, ale potem skupiałem się na nowym sezonie. To niezwykłe, że znów mogę tak bardzo cieszyć się kolarstwem. Uwielbiam jazdę na rowerze

— zakończył zwycięzca 106. Giro d’Italia, czyli Primož Roglič.

Dziś już niewiele osób może o tym pamiętać, ale Jumbo-Visma, które ukończyło wyścig w kompletnym, 8-osobowym składzie nieomal stanęło na starcie mniej licznie. Najpierw przez kontuzję wypadł Wilco Kelderman, następnie z Tour de Romandie po zakażeniu koronawirusem przyjechać nie mogli Tobias Foss i Robert Gesink. Jednym z kolarzy powołanych na zastępstwo był Jos van Emden, ale i jego start ostatecznie nie doszedł do skutku. Jakby tego było mało dzień przed startem na treningu potrącony został Jan Tratnik, a samolotem w nocy z piątku na sobotę do Włoch leciał Thomas Gloag, który ostatecznie uzupełnił skład Jumbo-Visma debiutując w wyścigu trzytygodniowym.

To nie było łatwe Giro, więc jesteśmy niesamowicie dumni. Niepowodzenia zaczęły się, zanim wystartowaliśmy, częściowo dlatego, że musieliśmy zmienić skład z powodu covid-19 i kontuzji. Cieszymy się, że mogliśmy wystartować z ośmioma kolarzami, chociaż wydawało się, że to się nie uda. Wiedzieliśmy jednak, że Primož jest dobrze przygotowany. On może i  miał kilka niepowodzeń w ciągu ostatnich kilku lat, ale my w niego wierzyliśmy. Podczas Giro nasza karta się odwróciła i Primož był w stanie zwyciężyć

— powiedział dyrektor sportowy Marc Reef.

Słoweniec sprawił, że Jumbo-Visma, jedna ze starszych drużyn w peletonie, nareszcie może się pochwalić wygraną we wszystkich trzech Wielkich Tourach. Nie ma co się zatem dziwić, ze do listy osób gratulujących sukcesu 33-latkowi dołączył także dyrektor generalny zespołu Richard Plugge.

To wspaniałe osiągnięcie i nie osiągnęlibyśmy tego bez całego zespołu. Primož jest królem. Jest przykładem jednej z naszych podstawowych wartości – odporności. Nie zapominajmy bowiem, że wracał po upadku i operacji, że miał problemy z biodrem, że leżał podczas 11. etapu i wreszcie że problemy z łańcuchem w trakcie jazdy na czas na Monte Lussari. Zespół tymczasem zachował spokój. Pokazaliśmy, że mamy silnych zmienników. Również kolarze i personel zawsze zachowywali wiarę. Jesteśmy zachwyceni

— opowiadał Richard Plugge.

Choć jeszcze nie jest to potwierdzone to zanosi się na to, że drugim dużym startem w tym sezonie dla Primoža Rogliča będzie La Vuelta a España, wyścig, w którym już trzykrotnie Słoweniec mógł świętować końcowy sukces. Jednym z jego rywali miałby być tam ponownie João Almeida, który już zapowiedział, ze wybiera się do Hiszpanii.

Poprzedni artykułSubiektywnym okiem #15: Polskie kolarstwo jest kobietą?
Następny artykułDerek Gee – ornitolog chodzący spać przed 21:30
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments