fot. Mediolan - San Remo

„Triumfatorzy” – tak brzmiał tytuł okładki „Przeglądu Sportowego” z dnia 20 marca 2017 roku. Autor nagłówka podkreślił tym trzy najważniejsze wydarzenia weekendu w polskim sporcie. Były to: zwycięstwo Kamila Stocha podczas zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich w norweskim Vikersund, zdobycie mistrzostwa Polski w piłce nożnej przez Legię Warszawa oraz triumf Michała Kwiatkowskiego w prestiżowym wyścigu kolarskim Mediolan – San Remo zaliczanym do monumentów. Był to pierwszy taki sukces polskiego kolarza w historii tej dyscypliny. Mistrz świata z 2014 roku dwa i pół roku później po raz kolejny zapisał się złotymi zgłoskami do historii polskiego kolarstwa szosowego.

Od Caja Rural do Ineos

Michał Kwiatkowski dołączył do zawodowego peletonu w 2010 roku, kiedy w wieku dwudziestu lat podpisał kontrakt z Caja Rural. Rok później przeszedł do RadioShack, a potem od 2012 do 2015 roku był kolarzem Omega Pharma – Quick – Step (także pod nazwą Etixx – Quick Step). W 2016 roku Polak został zawodnikiem najbogatszej drużyny, czyli brytyjskiego Team Sky. – Sir Dave Brailsford wierzy w moje możliwości, co pozwala mi spokojnie podejść do następnego sezonu. Jestem pewien, że zespół może mi pomóc poprawić sportowy poziom i wygrywać wielkie wyścigi – powiedział Kwiatkowski po podpisaniu kontraktu z drużyną z Wielkiej Brytanii. Po tej decyzji polskiego kolarza było dużo dyskusji, które nasilały się jeszcze w kolejnych sezonach. Polscy kibice byli zawiedzeni tym, że Kwiatkowski jest pomocnikiem liderów, szczególnie na Tour de France i nie osiąga wielkich sukcesów. Samo przejście do Team Sky (obecnie Ineos Grenadiers) pozwala mu na miejsce w czołówce rankingu płac wśród kolarzy. W  zestawieniu z 2021 roku sporządzonym przez francuski „L’Equipe” i belgijski „Het Nieuwsblad” Polak zajmuje piąte miejsce z zarobkiem 2,5 miliona euro rocznie.

Udana próba generalna

Należy jednak przyznać, że tutaj nie chodzi o same pieniądze. Ineos Grenadiers to czołowa grupa w światowym kolarstwie, a Michał Kwiatkowski od przejścia do brytyjskiej drużyny odniósł 16 z 29 zwycięstw w swojej karierze (stan na 26.04.2023). W tym te najważniejsze, nie licząc zdobycia tytułu mistrza świata w 2014 roku w hiszpańskiej Ponferradzie. Już na początku rozdziału swojej kariery pt. Team Sky sięgnął po zwycięstwo w prestiżowym klasyku E3 Harelbeke rozgrywanym w Belgii. Na kolejny triumf musiał czekać aż rok. Okazał się najlepszy na odbywającym się w dużej mierze po szutrach jednodniowym wyścigu Strade Bianche w Toskanii. Polak odjechał samotnie i drugiego Belga Grega Van Avermaeta (BMC Racing Team) wyprzedził o 15 sekund. Był to dobry prognostyk przed rozgrywanym dwa tygodnie później monumentem Mediolan – San Remo. Był to, chociaż nie najtrudniejszy, to najdłuższy wyścig w kolarskim kalendarzu, gdyż liczył aż 291 kilometrów. Kluczowe było ostatnie ponad 20 kilometrów. Najpierw należało pokonać Cipressę, a na 5400 metrów przed metą znajdował się szczyt podjazdu na Poggio. Z niego do mety na zlokalizowanej na Via Roma w San Remo prowadziły krótki zjazd i płaski fragment. Wielokrotnie wyścig kończył się finiszem z peletonu. Dlatego też wśród faworytów byli przede wszystkim sprinterzy, na czele z Kolumbijczykiem Fernando Gavirią (Quick – Step Floors) i Francuzem Arnaudem Demarem (FDJ). Do grupy kolarzy, którzy mogą przypuścić skuteczny atak zaliczani byli m.in. Michał Kwiatkowski i Francuz Julian Alaphilippe (Quick – Step Floors). Ze względu na swoją wszechstronność do dwóch grup należał Peter Sagan (Bora – hansgrohe). Słowak jako mistrz świata jechał w tęczowej koszulce. – Nie straciłem talentu, tylko potrzebuję więcej cierpliwości. W kolarstwie zawsze więcej się przegrywa niż wygrywa. Chcę się cieszyć jazdą na rowerze i nie muszę nikomu niczego udowadniać – Kwiatkowski mówił przed startem dla „Przeglądu Sportowego”.

Wielka walka i decydujące centymetry

108. edycja wyścigu Mediolan – San Remo rozpoczęła się od ataku kolarzy, którzy nie liczyli na zwycięstwo, ale na to, żeby jadąc w ucieczce, pokazać się szerszemu gronu publiczności. Byli to: Włosi – Mattia Frapporti (Androni – Giocattoli), Umberto Poli (Novo Nordisk), Federico Zurlo (UAE Team Emirates), Alan Marangoni (Nippo – Vini Fantini) i Mirco Maestri (Bardiani CSF) oraz Australijczyk Will Clarke, Łotysz Toms Skujiņš (obaj Cannondale – Drapac), Rosjanin Ivan Rovny (Gazprom – Rusvelo), Niemiec Nico Denz (AG2R La Mondiale) i Hiszpan Julen Amezqueta (Willer – Trestina). Ucieczka miała maksymalnie ponad cztery minuty przewagi, a doścignięta została ponad 20 kilometrów przed metą, przed rozpoczęciem wspinaczki na Cipressę. Pomimo wielu ataków do Poggio dojechała cała grupa, a pracę dla Michała Kwiatkowskiego wykonywał jego kolega z zespołu, Łukasz Wiśniowski. Na atak zdecydował się Peter Sagan. Za mistrzem świata pojechali tylko Michał Kwiatkowski i Julian Alaphilippe. – Ruszył Peter Sagan i skoczyłem za nim. Na Poggio nie można nikogo puścić. Po ubiegłorocznej edycji wiem, że bardzo trudno samemu jechać do mety w tym wyścigu. Teraz było nas trzech – powiedział Kwiatkowski po wyścigu dla „Przeglądu Sportowego”. Trzech kolarzy zgodnie współpracowało, dzięki czemu zdobyli wystarczającą przewagę, aby powalczyć o zwycięstwo między sobą. Wszystko rozstrzygnęło się na Via Roma na bardzo wyrównanym finiszu. Ostatecznie triumfował Polak. – Nie wiedziałem, [że wygrałem]. Wszyscy wokół krzyczeli, że wygrałem, ale wolałem poczekać na oficjalną informację. Wydawało mi się, że wyrzuciłem koło w odpowiednim momencie, na linii mety, ale nie mogłem mieć pewności. Udało się – powiedział. Później policzono, że Kwiatkowski wyprzedził Sagana o cztery centymetry. Zaledwie tyle po prawie trzystu kilometrach i ponad siedmiu godzinach wyścigu. Polak finiszował minimalnie przed Słowakiem i Francuzem, a peleton przyprowadzony przez Norwega Alexandra Kristoffa (Team Katusha Alpecin) stracił pięć sekund. Kluczami do sukcesu okazały się odpowiedź na atak Sagana na Poggio oraz pokonanie Słowaka na finiszu. – Sagan to kolarz numer jeden na świecie. Fajnie powalczyć, ale patrząc na całość kariery Petera: czapki z głów! Zawsze trzeba wierzyć, że można pokonać rywali. Większość kolarzy myśli, że Sagan jest zawodnikiem z innej planety, ale gdy zaczyna się bezpośrednia rywalizacja, nie można wymiękać. Trzeba się zastanawiać, jak wygrać. Starałem się być skupionym do samego końca, żeby tego dokonać – powiedział polski kolarz. Michał Kwiatkowski dopiero jako drugi Polak w historii stanął na podium Mediolan – San Remo. Pierwszy, w 1999 roku był Zbigniew Spruch. Popularny „Kwiato” jako pierwszy polski kolarz triumfował także w wyścigu zaliczanym do monumentów. Oprócz „La Primavery” do tych klasyków należą: Wyścig Dookoła Flandrii (Ronde van Vlaanderen), Paryż-Roubaix, Liège – Bastogne – Liège i Il Lombardia.

Podsumowanie

Dodatkowo Kwiatkowski wygrał w wyścigu, w którym do 2017 roku nie spisywał się najlepiej. Dwukrotnie go nie ukończył, w 2015 roku był 67., a rok później zajął 40. miejsce. W 2015 roku zaliczył groźny upadek, w którym mógł nawet zginąć, gdyby nie kask. W 2017 roku pokazał, że nie można rezygnować i należy walczyć o zwycięstwo w wyścigach, z których nie ma się najlepszych wspomnień z poprzednich edycji. Także udowodnił, że pomimo niepowodzeń nadal jest kolarzem, który może nawiązać do zdobycia tytułu mistrza świata w 2014 roku. Sezon 2023, głównie z powodu kraksy, nie należy do udanych w wykonaniu Michała Kwiatkowskiego, ale trzymamy kciuki za powrót do formy, gdyż od ostatniego triumfu na Amstel Gold Race minął już rok. Przy okazji dziękujemy za śledzenie naszego cyklu, który składał się z dziesięciu części.

Źródło: Przegląd Sportowy, ProCyclingStats, Naszosie, Eurosport, Rowery.org

Poprzedni artykułEduard-Michael Grosu – przełamać pecha w barwach HRE Mazowsze Serce Polski [wywiad]
Następny artykułMól książkowy Hugh Carthy. Podczas Tour of the Alps czytał o Auschwitz
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
abib
abib

Heh, ciekawe jestem, czy ci wieszający psy na Michale Kwiatkowskim również chodzą do pracy dla idei i dobrowolnie podjęli by decyzje o odrzuceniu lepiej płatnej pracy. Niestety sport to ich praca, idziesz tam gdzie lepiej płacą i tyle w temacie. Dziwią mnie również pretensje o to, że Michał był pomagierem na TDF, przecież to normalnie, robi to wielu wielkich kolarzy min WVA i jakoś nikt nie ma do niego pretensji. Michał jest najlepszym zawodowym kolarzem w historii polski i prawdopodobnie długo nim pozostanie.