fot. Jaroslav Svoboda – JSPhoto / Tour of the Alps

Wczorajszy etap Tour of the Alps upłynął pod znakiem walki uciekinierów z faworytami na podjeździe pod Passo San Valentino. Najsilniejszym kolarzem w odjeździe był Joe Dombrowski (Astana Qazaqstan Team), który po licznych problemach wraca do swojej dyspozycji. Ostatecznie nie zdołał on jednak wygrać etapu, który powędrował do Lennarda Kämny (BORA-hansgrohe). W grupie faworytów utrzymał się natomiast Jack Haig (Bahrain – Victorious), kontynuujący przygotowania do Giro d’Italia.

Po starcie trzeciego etapu Tour of the Alps w Ritten/Renon, na czoło wyścigu wysforowała się duża, 11-osobowa ucieczka. Mimo że odcinek kończył się wymagającą wspinaczką pod Passo San Valentino, 7-minutowa przewaga, wypracowana przez uciekinierów, mogła napawać optymizmem. Joe Dombrowski – który był częścią wczorajszego odjazdu – przez pewien moment był przekonany, że wygra etap.

– Przed pierwszą wspinaczką myślałem, że wygram etap, bo mieliśmy 7 minut przewagi. Później jechaliśmy dosyć wolno, ale ewentualny atak nie miał sensu, bo musiałbym przez 30 kilometrów jechać sam na płaskim. Nadrobiliśmy trochę na zjeździe, ale ostatecznie to nie wystarczyło. To była niezła próba

– powiedział w rozmowie z grupką dziennikarzy po zakończeniu rywalizacji.

– To dobre dla morale, bo jeśli jesteś w Katalonii i strzelasz ze 100-osobowej grupy, to nie jest nic fajnego

– dodał.

Amerykanin wspominał o swoich problemach zdrowotnych w pierwszej części sezonu, które uniemożliwiły mu walkę o jakikolwiek dobry wynik, a także skomplikowały przygotowania do startu w Wielkim Tourze.

– Szczerze mówiąc, pierwsze miesiące tego sezonu były katastrofą, kilka razy byłem chory, potem miałem infekcję skóry. Dobrze jest pokazać, że zmierzam w dobrym kierunku. Nie wiem czy byłem wystarczająco pewny siebie, by jechać tu na generalkę. Myślałem o jutrzejszym dniu w kontekście ucieczki, ale zobaczyłem dobrą grupę i skoczyłem – to był instynkt

– powiedział Dombrowski.

– Myślę, że wystartuję w Tour de France, ale na razie jestem tam pierwszym rezerwowym. Normalnie jechałbym Giro – to wyścig, który mi pasuje i lubię ścigać się we Włoszech – ale w tym roku będzie dużo czasówek i sprinterskich etapów i jeśli zaczniesz liczyć etapy, na których można coś zrobić, to nie ma ich tak dużo. Tour pasuje mi w tym roku bardziej. Dzisiaj widzę, że być może forma jest w całkiem dobrym miejscu, ale w lutym i marcu nie byłem sobą, więc uważałem, że lepiej wystartować w Tourze

– dodał.

Ścieżki Joe Dombrowskiego i Jacka Haiga (Bahrain – Victorious) najprawdopodobniej nie przetną się więc na trasie trzytygodniowego wyścigu, ponieważ Australijczyk przygotowuje się aktualnie do startu w Giro d’Italia. Po raz kolejny – tym razem bez ataków – zaprezentował się z solidnej strony, przecinając linię mety na piątej pozycji. W klasyfikacji generalnej zajmuje trzecie miejsce, ze stratą 28 sekund do prowadzącego Tao Geoghegana Harta (INEOS Grenadiers).

– Było szybko i ciężko – EF i BORA wykonywały mocną pracę, żeby dogonić ucieczkę, później Kämna zaatakował na najbardziej stromym fragmencie. Ja jechałem na kole Tao w trakcie jego ataku. Na mecie pokonał nas Vlasov, ja po prostu nie mam tego przyspieszenia w końcówce, więc i tak jestem zadowolony. Cieszę się, że byłem wśród faworytów

– powiedział za kreską Jack Haig.

– Czuję się dobrze, jestem bardzo zadowolony z tego, jak wyglądają te trudne dni. Jeśli ukończę ten wyścig na wysokiej pozycji i bez żadnych problemów, to będę w dobrym miejscu przed Giro

– dodał.

Z Tour of the Alps, Kacper Krawczyk

Wszystkie artykuły o włosko-austriackim wyścigu, w tym nasze rozmowy z kolarzami, można przeczytać –> tutaj.

Poprzedni artykułTao Geoghegan Hart: „Zamieniłbym jakiekolwiek wyniki na te momenty z kolegami z drużyny” [wypowiedzi]
Następny artykułSøren Wærenskjold na dłużej w Uno-X Pro Cycling Team
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments