fot. Team DSM

Nie Michael Matthews i nie Caleb Ewan. Nawet nie Simon Yates – pierwszy wyścig klasyczny w tym sezonie UCI World Tour wygrał Marius Mayrhofer – 22-latek, który do tej pory nie miał na koncie żadnego zawodowego zwycięstwa.

Poprzedni wyścig, po którym mógł unieść ręce w geście triumfu miał bowiem miejsce w 2018 roku, gdy był jeszcze juniorem – było to Trofeo comune di Vertova Memorial Pietro Merelli, gdzie na mecie był szybszy m.in. od… Biniama Girmaya. To zresztą był dla niego bardzo udany sezon, bo wcześniej jako pierwszy na metę wjeżdżał cztery razy, a później, już we wrześniu zdobył jeszcze srebrny medal mistrzostw świata. Tamten sukces zresztą mógł smakować jak złoto, skoro po tytuł sięgnął bezkonkurencyjny w tamtym czasie Remco Evenepoel.

Nie ma niczego dziwnego w tym, że nazwisko zdecydowanie bardziej utalentowanego Belga zaczęło pojawiać się na czele klasyfikacji wyścigów elity zdecydowanie wcześniej, niż nazwisko Niemca. Z pewnością miał mu czego zazdrościć – podczas gdy Evenepoel już w 2019 roku został zwycięzcą dorosłego Clasica San Sebastian, złotym medalistą mistrzostw Europy i wicemistrzem świata, Mayrhoher nie był w stanie zawalczyć o wysokie lokaty nawet w wyścigach dużo niższej rangi.

W czasie całej trzyletniej przygody z młodzieżową drużyną Team DSM tylko dwa razy meldował się w czołowej trójce – na prologu Istersko-Proljece (w pierwszym starcie z elitą!) i na etapie Settimana Coppi e Bartali (przegrał jedynie z Jakubem Mareczką i Markiem Cavendishem). Z kolei, gdy już zostawał częścią worldtourowego Team DSM, jego transfer był nieco w cieniu przenosin innych diamentów do oszlifowania – Jonasa Iversby Hvideberga i Frederika Rodenberga.

Tymczasem to właśnie on notuje z całej trójki najlepsze wyniki – w zeszłym roku pokazywał się na finiszach podczas Tour de Hongrie i Tour of Britain. W tym sezonie to samo robił na trasie Tour Down Under. Za każdym razem kończyło się jednak miejscem pod koniec pierwszej dziesiątki. Teraz jednak, po czterech latach oczekiwania, w końcu udało mu się zwyciężyć.

Słowa nie są w stanie wyrazić tego, jak wiele znaczy dla mnie ten triumf. Czekałem na niego od czasów juniorskich, ale w końcu się udało. Cała ekipa wykonała dla mnie kawał dobrej roboty. Pokonaliśmy ten trudny podjazd czterokrotnie i za każdym razem byłem z przodu, ponieważ oni mi to umożliwili.

Na ostatnim, niewielkim zjeździe przed finiszem, udało mi się zbudować prędkość, a później po prostu z tego skorzystałem. Wcześnie rozpocząłem finisz i po prostu jechałem na maksa do samej mety

 

– relacjonował cały wyścig niespodziewany zwycięzca, którego sukcesu nie umniejsza wcale to, że na starcie nie pojawiło się kilku zawodników, błyszczących naprawdę dobrą formą podczas Tour Down Under, jak Bryan Coquard czy Paul Penhoet. W końcu aby wygrać i tak musiał pokonać choćby Michaela Matthewsa, Caleba Ewana, Simona Clarka czy Hugo Page’a. Po takim występie z pewnością nie może się doczekać szans na kolejne starcia ze kolarzami tego formatu. Teraz wie już, że jest w stanie z nimi wygrywać.

Poprzedni artykułVuelta a San Juan 2023: Filippo Ganna ukarany za nieprawidłową pozycję na rowerze
Następny artykułPrzełajowy Puchar Świata 2022/23: Runda honorowa w Besançon
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments